Opowieści, które pomagają dorosnąć

Joanna Sarnecka
0 komentarz

Czytając swoim pociechom bajki na dobranoc szukamy łagodnych w treści, miłych, niosących pozytywny przekaz historii. Coraz częściej wybieramy współczesne bajki, ich dydaktyczny wymiar odpowiada wyznawanym przez nas wartościom. Rzadziej naszą wspólną lekturę stanowią baśnie tradycyjne. Wydają się zbyt dziwaczne, czasem pełne przemocy, a relacje między płciami zaprezentowane są w nich nie tak, jak byśmy sobie tego życzyli. 

Owszem, tradycyjne baśnie opowiadają o porządku świata, który w dużym stopniu został zakwestionowany  lub przynajmniej poddany krytyce. Ale to są zaledwie pewne dekoracje, w których rozgrywa się zasadnicza historia.

Kulturowi herosi i głupi Jaś

Choć spuścizna baśni świata jest niemal nieskończona, w wielu z nich z łatwością rozpoznamy podobny schemat: oto głupi Jaś, najmłodszy syn, niewydarzony książę lub inny wybrakowany, słaby bohater wyrusza w świat, by dokonać rzeczy niebywałych: zabić smoka, zdobyć stado wielbłądów, uwolnić królewnę. Komiczny i niepozorny zamienia się w rycerza, wojownika, lub po prostu prawdziwego mężczyznę. Czasem słabość bohatera ukazana jest nieco inaczej. W bajce o Jasiu i Małgosi mamy do czynienia z dwójką bezbronnych i niefrasobliwych dzieci, niemniej także i w tym przypadku dokonuje się przemiana, która obejmuje nie tylko bohaterów (wolni, bogaci wracają do domu bez trudu znajdując wcześniej zagubioną drogę w lesie), ale także otaczający ich świat, do którego powraca porządek – zło zostaje ukarane, a dobro nagrodzone i przychodzi upragniony czas harmonii. To oczywiście nie wyczerpuje wszystkich baśniowych możliwości i fabularnych rozwiązań, z pewnością jednak można się zgodzić, że taki schemat pojawia się w wielu opowieściach. 

Grupa Opowieści z Walizki: Joanna Sarnecka i Anna Woźniak

Zagubieni przyjaciele natury

Drugi element, na który warto zwrócić uwagę to powracający motyw wędrówki przez ciemny las, czy zagubienia w lesie. Czytając tradycyjne baśnie musimy wiedzieć, że przywołujemy przestrzeń symboliczną, nie zaś geometryczną – jakiś konkretny, taki czy inny, las. Symbole mają to do siebie, że mówią nam coś nie wprost, zapraszają do wędrówki w nieznane, w poszukiwaniu znaczenia, zmuszają do interpretacyjnej pracy. Oczywiście ten wysiłek jest potrzebny jeśli chcemy intelektualnie przeanalizować sens czytanej, czy opowiadanej historii. Słuchaczowi opowieści zaś wystarczy, że dzieje się historia, chętnie podąża ciemnymi bezdrożami czując niepokój, gotowy na nieprzewidziane i dziwne sytuacje.

Pośród znaczących bohaterów, którzy powracają  w opowieściach i tradycyjnych baśniach są też zwierzęta – prowadzące, wabiące i wzywające śpiewem ptaki, pomocnicy, którzy przybywają, by wesprzeć bohatera w kryzysie.  To świat natury, której nasz nieokrzesany bohater jest nadal częścią. 

Inaczej rzecz ma się z zagubionym w lesie Czerwonym Kapturkiem. Tu wilk, choć nie pozbawiony uroku, stanowi prawdziwe zagrożenie. Ta historia dotyczy bardzo konkretnej sfery – relacji między płciami i płynących z nich niebezpieczeństw. Dzikości wilka przeciwstawiona jest siła leśniczego panującego nad naturą. To przestroga, której udzielają młodej, dorastającej dziewczynie pokolenia kobiet. 

Dzieje się baśń

Jak widać w tekstach baśni zakodowane są przeróżne znaczenia, które możemy, choć nie musimy odczytać. Tradycyjne opowieści pochodzą z czasów tzw. kultury oralnej, czyli kultury żywego słowa, słowa mówionego, które samo w sobie było działaniem, dzianiem się (śladem po takim rozumieniu aktu mówienia są błogosławieństwo i przekleństwo, czyli słowa, które – wypowiadane – mają moc sprawczą). Opowiadanie historii stanowiło rytuał ożywiający przygody bohatera. Tu i teraz baśni i tu i teraz słuchaczy stawały się na moment jednością. Co więcej, to każdy z uczestników stawał się tym zagubionym w lesie niedorajdą. Akt opowieści angażował więc, pozwalał przeżyć przemianę, na sobie doświadczyć procesu dojrzewania do dorosłości, siły, sprytu, mądrości. Niektórzy badacze kultury twierdzą, że pierwotnie baśnie stanowiły schematy rytuałów inicjacyjnych, czyli takich szczególnym momentów w życiu ludzi i wspólnot, podczas których dzieci, stawały się dorosłe nie w sensie biologicznym, choć moment inicjacji związany był z dojrzewaniem. Chodziło o uznanie społeczne tego biologicznego faktu i włączenie w sprawy i życie dorosłych. Rytuał taki, choć przebiegał różnie, istniał we wszystkich kulturach. Wiązał się często z doświadczeniem samotności w lesie, spotkaniem z duchami przodków, próbami wytrzymałości, które stanowiły namiastkę spotkania ze śmiercią. Bo dziecko, w toku inicjacyjnego procesu, musi obumrzeć, by mógł na to miejsce pojawić się dorosły, mądry, odważny, człowiek nieustraszony nie tylko w starciu z życiem, ale gotowy także na ostateczne wyzwania. 

Kultura wiecznego dzieciństwa

Współczesność ma się nijak do rzeczywistości, w jakiej żyli ci, którzy opowiadali sobie historie znane nam choćby z zapisów braci Grimm. Wydaje się jednak, że jako ludzie nie zmieniliśmy się tak bardzo. Potrzeba zaznaczenia momentów zmiany w życiu, choćby jakiejś formy egzaminu, który pozwala nam iść dalej zaświadczając o naszej gotowości do wyzwań, towarzyszy nam nieustannie. Nie jest to już inicjacja plemienna.  Psychologowie twierdzą, że nam, współczesnym, bardzo brakuje tych rytuałów, wyraźnych znaków, w wymiarze także społecznym, że oto przechodzimy z dzieciństwa do dorosłości. Czterdziestolatkowie na garnuszku rodziców, trudności z podjęciem odpowiedzialności za rodzinę, dziecinny narcyzm, który jest chorobą współczesności to wszystko także efekty braku tego ważnego rytuału. 

Słowo ma moc

Nie odwrócimy już biegu zdarzeń, kultura zmienia się nie zawsze tak, jak byśmy sobie tego życzyli, zmiany te – zwykle przynosząc wiele miłych i potrzebnych udogodnień – mają także skutki uboczne, których doświadczamy. Wydaje się więc, że tym bardziej, w tej pozbawionej inicjacyjnych progów rzeczywistości, baśnie mogą spełniać zadanie takich mikro przewodników ku dorosłości. Jako opowiadaczka jestem o tym przekonana. Kiedy widzę zasłuchane buzie dzieci, którym zwykle trudno jest skupić uwagę choć na chwilę, czuję wyraźnie moc tego przekazu. Nie „majstruję” przy baśniach, nie uwspółcześniam i nie cenzuruję, za to opowiadam je z pamięci budując te narracje w bliskim, intymnym wręcz kontakcie z moimi słuchaczami. Pochodzą więc one zarówno z tradycji, gdzieś  z dalekiej przeszłości, ale także dokładnie z tej chwili kiedy stajemy naprzeciw siebie, oko w oko, by opowiadać i słuchać, by razem wyruszyć w podróż w nieznane. Baśń działa, chcemy tego czy nie. Czasem powraca w myślach, towarzyszy ważnym momentom w życiu, nie daje o sobie zapomnieć. Możemy z tego korzystać bardziej świadomie, podobnie jak z przychodzących do nas snów. Przyglądać się im jako odpowiedzi na to, co aktualnie przeżywamy, na próbę, której właśnie doświadczamy w naszym życiu. Zastosujmy je wspierając rozwój naszych dzieci na różne, także twórcze sposoby. Opowiadajcie z pamięci, za każdym razem baśń będzie inna, co innego stanie się w niej ważne, bardziej nasycone emocjami, na co innego zwróci uwagę dziecko. Dobrym pomysłem jest także wspólne tworzenie autorskich opowieści w oparciu o tradycyjne schematy. Stanowią one dobrą, bezpieczną bazę dla swobodnej improwizacji, zarazem pozwolą wyrazić emocje, nazwać językiem baśni aktualnie pokonywane trudności a w końcu także dodać sobie sił do dalszej wędrówki przez życie. Baśń bowiem kończy się dobrze. Bohater, z którym utożsamiamy się, wychodzi zwycięsko z każdej opresji.  Zakończenie baśni to nie rodzaj zaklęcia, to raczej pozytywne wzmocnienie – choć nie jest łatwo, czasem wręcz sytuacja zdaje się bez wyjścia, wszystkie trudności są do pokonania. 

Słowo – spotkanie

Może więc nie trzeba obawiać się, że tradycyjne baśnie są zbyt brutalne, trudne, czy niedzisiejsze. Warto im zaufać. Opowiadane przez wieki, towarzyszyły wielu pokoleniom. Jednak – to prawda – nie były bajkami z książki, ale opowiadanymi historiami, które, w bliskości dającej poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty, opowiadali sobie ludzie. Sam prosty i naturalny gest patrzenia w oczy słuchaczy, ta unikatowa niewypowiedziana intuicja, która sprawia, że dobierzemy właściwe słowa czując potrzeby odbiorców – tego nie daje lektura książki. W tym sensie czytanie tradycyjnych baśni jest zawsze bardziej ryzykowne niż nawet nieporadne ich opowiadanie. Kiedyś opowieści łączyły pokolenia, budowały więzi i wspólnotę. Dziś nadal mają tę moc. Korzystajmy z niej, gdy przy rodzinnym stole snujemy wspomnienia o bohaterach minionych czasów, przywołując pamięć o przodkach i rodzinne opowieści – naszą małą mitologię. 

fot. Monika Jakieła, Michał Kacprzyk

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności