Morze czasu – morze możliwości

Joanna Sarnecka
0 komentarz

Nagle wszystko ustało. Praca, szalone zakupy, spotkania towarzyskie, ucichł gwar w kawiarniach. Z pewnością czujemy niepokój, sytuacja nie jest zwyczajna. Proponuję jednak, by potraktować ten czas także jako wyjątkową szansę na  wszystko to, czego zwykle nam brak: na ciszę, spokój, zatrzymanie, bycie razem w rodzinnym gronie i koniecznie – wspólne działania. 

Jeśli jesteś rodzicem malucha

Małe dzieci uwielbiają spędzać czas z rodzicami. Po prostu być. To najważniejsze. Zwykle odczuwają nieustający niedosyt tego kontaktu, waszego zainteresowania, wspólnych przedsięwzięć i zabaw. Na pewno, jeśli na co dzień pracujecie, też czujecie deficyt wspólnego, wolnego czasu. No i proszę – spełnione marzenie. Jest czas. Teraz wykorzystajmy go dobrze. 

Jak już wspomniałam, dzieciom najbardziej potrzebna jest obecność. Pamiętajmy jednak, że kiedy siedzimy z nosem w komputerze czy komórce, nawet fizycznie obok siebie, w rzeczywistości nie jesteśmy razem. Oczywiście, wiele spraw wymaga, mimo wszystko naszej uwagi i zaangażowania, ale postarajmy się oddzielić czas pracy, swoich obowiązków i osobistych zainteresowań od tego, który faktycznie w pełni poświęcimy dziecku, dzieciom, rodzinie. W tym czasie odłóżmy telefon, komputer i po prostu porozmawiajmy. Proste pytanie – na co miałbyś, miałabyś, czy mielibyście ochotę –  może otworzyć drzwi do niekończących się możliwości, z których wspólnie ułożycie dobry plan pomysłów na cały tydzień. Po prostu podążajcie za potrzebami. Może czekają nieułożone puzzle, albo można by pomalować w jakiś wyjątkowy sposób np. na papierze w dużym formacie, albo na starym prześcieradle tworząc oryginalny gobelin? Jeśli nie macie w domu plasteliny czy modeliny, wspólnie stwórzcie masę solną i ulepcie zdobione miseczki, świecznik albo – w przypadku młodszych dzieci – odcisk dłoni, który będzie można potem pomalować. Możliwości jest wiele. 

Młody człowiek na morzu nudy

Pamiętam z dzieciństwa dni, kiedy musiałam zostać w domu z powodu choroby. W domu panowała cisza. Czasem zostawałam sama, czasem w pokoju obok babcia robiła na drutach albo wypełniała krzyżówkę. Wymykałam się do pokoju rodziców i sięgałam po szkatułkę ze skarbami – tak ją wówczas nazywałam. Była to drewniana skrzyneczka, w której mama trzymała swoje, czasem już uszkodzone, drobiazgi – kolczyki, wisiorki, łańcuszki. Były tam róże z modeliny zrobione tak misternie, że długo wpatrywałam się w delikatne, zwinięte w sercu kwiatu płatki. Pośród drobiazgów najbardziej fascynował mnie stary zegarek taty odziedziczony po jego ojcu. Był duży i nieporęczny. W tym czasie królowały pierwsze kwarcowe zegarki, lekkie i nowoczesne, ten stary, srebrna cebula, leżał więc nikomu już niepotrzebny. Delikatnie rozkręcałam go otwierając przedziwny mikrokosmos zębatych kółek i szlachetnych kamyczków błyskających wewnątrz mechanizmu. Mogłam tak siedzieć godzinami, poruszać niesprawną nakrętką wprawiając w chwilowy ruch wszystkie maleńkie zębate kółka. 

Opowiadam tę historię, żeby przypomnieć wam czas, kiedy sami byliście mali, ten moment, w którym na granicy nudy nagle pojawia się myśl, potrzeba, za którą podąża się z wielką determinacją. Realizacja tej potrzeby daje wiele radości, głębokiej satysfakcji. W mojej kontemplacji wnętrza starego zegarka z pewnością było coś zarówno poznawczego (choć nie dowiedziałam się nigdy, jak naprawić zepsuty mechanizm), ale także z mistycznego zachwytu, z silnego pobudzenia wyobraźni, która potem, długo jeszcze nadawała na innych falach. Kiedy sięgałam po kredki, lalki, czy w pustym pokoju tańczyłam sobie swoje dzikie tańce marząc o scenicznej karierze, zegarek ojca nadawał temu wszystkiemu głębi, był zawsze przy mnie z czerwonym okiem kamyczka, o którym byłam przekonana, że jest najprawdziwszym, drogocennym rubinem. 

Tą opowieścią chcę Was skłonić do skupienia się na potrzebach dziecka. Czasem czujemy się zmuszeni, tak jak w wielu towarzyskich sytuacjach, by „coś zrobić”, zagadać ciszę, nie dopuścić do nudy. A może właśnie ona przyniosłaby nam nowe inspiracje. Może i w waszych domach znajduje się skarb, którego można poszukać, którym można się będzie zachwycić i zainspirować. 

Nastolatek i flauta

Z nastolatkiem może już nie być tak prosto wyruszyć na poszukiwanie skarbu, choć my dobrze wiemy, że on właśnie jest w zasadniczym momencie swojej wielkiej podróży. – Nuda – mówi nam wlokąc się do kuchni, – nuda – powtarza lustrując pełną lodówkę. Wspólne bycie nie jest już tak atrakcyjne, jak kiedyś. Teraz przydaliby się koledzy, a tymczasem względy bezpieczeństwa nakazują pewną izolację. Jeśli będziemy za wszelką cenę starali się pełnić rolę domowego animatora, możemy ponieść klęskę. Młodzież zwykle odrzuca to, co proponują rodzice. Ma swój świat, tak ma być. Może jednak, podobnie jak w przypadku maluchów, dobrym sposobem będzie rozmowa. Znajdźmy po temu dobrą okazję. Podczas posiłku, czy w innym momencie, kiedy w naturalny sposób będziemy razem, popytajmy o świat naszego dziecka, poznajmy je lepiej. Czasem życie z nastolatkiem przypomina życie na tykającej bombie. Obie strony przybierają groźne miny i barwy wojenne. Nie tylko nastolatek jest na nie. Posłuchajmy siebie, jak często krytycznie i niechętnie wypowiadamy się o tym, co dla niego jest ważne. Może warto czasem posłuchać muzyki, która wydaje nam się dziwna i wspólnie zastanowić, co nam przypomina, z jaką muzyką, którą lubimy może się wiązać, do jakiej tradycji się odnosi. Czy to będzie punk rock, czy cokolwiek, dzięki takim rozmowom możemy wspólnie uczyć się krytycznej analizy dzieł sztuki, także tej masowej. Zamiast krytykować pomyślmy wspólnie nad kompozycją, harmonią, barwą,  konceptem. Może stworzymy tym samym przestrzeń, żeby puścić to, co lubimy i zapytać syna czy córkę, co o tym sądzi. Można też opowiedzieć co nieco o naszych dawnych muzycznych fascynacjach, obejrzeć wspólnie nagranie z koncertu, czy – o ile lubicie muzykować – stworzyć wspólny utwór, poznać dostępne programy do obróbki dźwięku. Nie bądźmy tacy poważni. Nie urodziliśmy się dorośli, podobnie jak nasze dzieci przeżywaliśmy trudne chwile, a brak możliwości spotkania w gronie rówieśników przeżywaliśmy jako najgorszą karę. 

Być może wasze dziecko wcale nie interesuje się muzyką, woli oglądać filmy, albo czytać książki – ważne, żeby po pierwsze zainteresować się faktycznie ich światem i nie krytykować go, zamiast tego szukać wspólnych punktów, tematów, które mogą nas łączyć, albo uczciwie przyznać – łał, dzięki tobie wiele się dowiedziałam/em. Przyznają to na pewno rodzice dzieci w różnym wieku – rodzicielstwo poszerza nasze horyzonty a bycie z dziećmi młodszymi i starszymi sprawia, że możemy popatrzeć na świat oczami człowieka z zupełnie innego pokolenia, z perspektywy dla nas kompletnie nowej. Te różne doświadczenia i perspektywy to ciekawy obszar wymiany, pod warunkiem,  że towarzyszy mu akceptacja i wzajemny szacunek. 

Edukacja domowa z konieczności

Na pewno, szczególnie w kontekście nastolatków, trudnością tego czasu może być nie tylko izolacja od rówieśników, ale także konieczność nauki w przymusowym trybie domowym. To nie tragedia, wielu rodziców i dzieci decyduje się na edukację domową, bo chcą zachować  wolność w wyborze rytmu pracy i doborze treści. Wolą efektywną edukację domową, która zabiera mniej czasu, niż przymusowe pobudki do szkoły, która – zupełnie nie wiadomo dlaczego – zaczyna się o ósmej. Edukacja domowa ma wiele plusów. Oczywiście, kiedy jest nagłą koniecznością, może budzić nasze duże zaniepokojenie. Nastolatek, który dotychczas chodził do szkoły i raczej był uczony niż uczył się, także nie zawsze łatwo przejdzie na nowe tryby. Część dzieci bez problemu zaczyna uczyć się inaczej: czytając, rysując, tworząc własne książki, obserwując przyrodę, przeszukując zasoby Internetu i tworząc artystyczne projekty: filmy, przedstawienia. Są jednak i tacy, którym poszukiwanie wiedzy nie sprawia tyle radości. Nie znają smaku tej przygody i z różnych powodów brak im wewnętrznej motywacji. Jesteśmy różni – nic w tym złego. Możemy więc wesprzeć nasze dziecko w podjęciu nowych obowiązków. 

  1. Porozmawiajcie o tym, czego i jak chciałoby się uczyć. Twórzcie sobie plany dzienne i tygodniowe. W edukacji domowej nie musimy co 45 minut zmieniać tematu i skakać z matematyki na język polski. Możemy pogłębiać interesujący nas temat dłużej, zatrzymać się, doczytać. Dobrze jest jednak panować nad przerobionym materiałem, żeby po powrocie do szkoły uniknąć problemów. Postarajcie się, przy tworzeniu planu pracy, wspierać a nie decydować samemu. Jeśli starsze dziecko, czy nastolatek sam podejmie decyzję, co będzie robił, szanse powodzenia rosną. Jeśli jednak coś pójdzie nie tak, po prostu zastanówcie się wspólnie co się wydarzyło? Co warto zmienić, żeby skutecznie realizować zaplanowane działania. A może po drodze znalazł się temat, który wymagał większej ilości czasu i chcemy zweryfikować dalsze plany?
  2. Stwórzcie razem  środowisko edukacyjne – przestrzeń, która będzie sprzyjać. Pomyślcie wspólnie, jak powinno wyglądać miejsce do pracy, co pomoże w skupieniu, jakie rzeczy będą przydatne (przybory, książki, atlasy). Ustalcie, co z komputerem i komórką, jakie będą zasady korzystania z nich podczas nauki.  Siadanie za biurkiem w przeznaczonym do pracy miejscu to prosty rytuał, który pomaga skoncentrować uwagę i przejść w tryb pracy, ale też potem zakończyć działania i zająć się przyjemnościami. 
  3. Wspierajcie dziecko w poszukiwaniu dobrych, wiarygodnych źródeł wiedzy. Oczywiście podręczniki stanowią zasób podstawowy, który pozwoli nam też ustalić, czy „przerobiliśmy” konieczny materiał, ale nie ograniczajmy się do nich. Jeśli pojawi się ciekawy temat, szukajmy artykułów, filmów, wywiadów, które pomogą nam dowiedzieć się więcej. Niech dociekliwość stanie się waszym wspólnym, rodzinnym obyczajem. 
  4. Zaufajcie dziecku. Jeśli ustali sobie godziny pracy na kilka przed i kilka po południu – w porządku. To nie szkoła. Edukacja domowa może być bardziej wkomponowana w naturalne rytmy i cykle dobowe. Ważne jednak, żeby pomysły weryfikować, sprawdzać, czy działają i czy faktycznie ustalone godziny to czas kiedy pracuje nam się i myśli dobrze. Jeśli nie, szukajmy lepszych rozwiązań. 
  5. Kiedy brak pomysłu, jak uczyć się w domu ciekawie, nie tylko czytając podręczniki, zerknijcie w linki do dobrych edukacyjnych stron. Na pewno wasze dzieci znajdą tam wartościowe i dostosowane do ich wieku treści. Zaglądajcie tam z nimi, uczmy się wspólnie, to okazja, by odświeżyć dawno zdobytą wiedzę, lub dowiedzieć się nowych rzeczy – nauka idzie do przodu!

Sytuacja epidemii zaskoczyła nas wszystkich. To, co możemy zrobić, to dobrze wykorzystać ten czas, być razem, towarzyszyć sobie, wspierać się i zdobywać nowe doświadczenia, życiowe i edukacyjne. Wchodźmy w to nowe z otwartością, ciekawością i spokojem. One na pewno udzielą się naszym dzieciom.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności