O zdrowiu psychicznym dzieci i młodzieży z Katarzyną Talachą, specjalistką do spraw komunikacji w Programie Pomocy Telefonicznej Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę oraz konsultantką telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży 116 111, rozmawia Joanna Sarnecka.
Wszędzie słyszymy, że ze zdrowiem psychicznym dzieci i młodzieży jest coraz gorzej. Czy to fakt, czy może coraz więcej się o tym mówi, bo mamy dziś większą świadomość, że może się tak zdarzyć i że można, a nawet trzeba szukać pomocy?
Sytuacja rzeczywiście nie jest dobra, to jest poważny temat do rozmowy i cieszę się, że mówi się o tym coraz więcej. Dzieci również są coraz bardziej świadome tego, czym jest zdrowie psychiczne i stopniowo przestaje to być tematem tabu. Dzieci nie tylko szukają wiedzy na ten temat, ale potrafią same szukać dla siebie pomocy. Trzeba je w tym bardzo wzmacniać. To, czego – jak uważam – nadal brakuje w naszej rozmowie o zdrowiu psychicznym, to pokazywanie dzieciom, jak po to wsparcie można sięgać, gdzie je można otrzymać. Oprócz pracy konsultantki telefonu zaufania, zajmuję się też prowadzeniem social mediów 116111.pl dla młodych ludzi, bo tam ci ludzie właśnie są. Muszę powiedzieć, że chyba najczęściej zadawanym nam pytaniem jest: „a jak ja zadzwonię do telefonu zaufania, to co ja mam powiedzieć”? Zatem jest już ta chęć i gotowość, dzieci często potrafią już po tę pomoc sięgnąć, natomiast nadal nikt z nas nie mówi im np. jak może wyglądać pierwsza wizyta u psychologa, czego można się spodziewać, jakie wsparcie dostaną u psychologa, jakie u pedagoga szkolnego, a jakie u nauczyciela. Czasem to jest duże zaskoczenie, kiedy w telefonie zaufania mówimy: słuchaj, a może jest gdzieś w twoim otoczeniu nauczyciel czy pani nauczycielka, z którym mógłbyś / mogłabyś podzielić się swoim problemem? Dzieci są bardzo zaskoczone tym odkryciem, że do nauczycieli także można się zwrócić o pomoc.
Ale czy to wynika z braku zaufania? Czy może dzieci wiedząc o tej osobie w swoim otoczeniu, nie widziały jej w takiej funkcji, czyli jako osoby wspierającej?
Raczej to drugie. Dzieci są najlepszymi ekspertami od swojego zdrowia i życia. Kiedy rozmawiamy, nie narzucam, kto ma być tą zaufaną osobą dorosłą. Ja tylko pytam: czy w twoim otoczeniu jest jakaś zaufana osoba dorosła, do której mógłbyś, mogłabyś się zwrócić. I dzieci czasami mówią, że nie ma w ogóle takiej osoby. Wtedy staram się pogłębić wątek, zweryfikować i pytam, czy w szkole jest psycholog albo pedagog, pani wychowawczyni albo inny nauczyciel, którego lubisz i masz wrażenie, że potraktowałby na poważnie twój problem? Bardzo często okazuje się wtedy, że jest taka osoba, tylko dziecko nie widzi nauczyciela jako pedagoga, czyli osoby, do której może się zwrócić ze swoimi trudnościami. Dzieci bardziej widzą nauczycieli jako osoby zajmujące się tylko uczeniem.
W jakim wieku dzieci dzwonią? I czy faktycznie jest tak, że po pomoc sięgają coraz młodsze dzieci?
DDS: Na przestrzeni lat widzę, że dzwonią do nas zwykle osoby w wieku 13-15 lat. Przedział jest szerszy, od 7-8 roku życia aż po dorosłość. Może być tak, że młodsze dzieci przeżywają różne problemy, ale niekoniecznie będą sięgać po pomoc oferowaną w telefonie zaufania. Dla młodszych dzieci ograniczeniem może być to, że nie potrafią jeszcze pisać. Od około dwóch lat mamy opcję kontaktu poprzez chat. Ona jest oczywiście bardzo oblegana, bo współcześnie dzieci tak się właśnie komunikują – pisząc. Ale są dzieci, które jeszcze nie potrafią pisać albo nie mają jeszcze telefonu, zatem nasze statystyki nie muszą być miarodajne. Muszę powiedzieć jednak, że w młodszym wieku dzieci zwykle mają większą łatwość, żeby zwrócić się po pomoc do osoby dorosłej, bo dla młodszych dzieci dorosły jest osobą znaczącą. Dla osób nastoletnich znaczenie ma grupa rówieśnicza.
Wtedy to zadzwonienie na telefon zaufania też jest bardzo trudne, trzeba się przełamać, bo już się tak bardzo nie ufa dorosłym.
A czasami ma się wręcz już takie doświadczenie, że chciało się z dorosłym podzielić swoim problemem, a to zostało zbagatelizowane.
To prawda. Tak sobie teraz myślę, że pewnie warto byłoby też rozdzielić dwie sprawy: jedną byłby dobrostan psychiczny, który też może zostać naruszony, a drugą byłyby już problemy ze zdrowiem psychicznym. Zatem czy dzieci dzwonią z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym – te, które potrzebują profesjonalnego wsparcia, czy może z powodu braku poczucia tego dobrostanu?
Bardzo dziękuję za to pytanie, dla nas to jest istotne. Hasłem naszego telefonu zaufania jest: „Z nami możesz porozmawiać o wszystkim”. Często w przestrzeni publicznej telefon jest prezentowany jako narzędzie interwencji kryzysowej, gdzie dzwoni się już w sytuacji skrajnej – jak próba samobójcza, w głębokim kryzysie psychicznym. Prawda jest taka, że my rozmawiamy z dziećmi naprawdę o wszystkim. Przyznam, że ja nawet wolę, kiedy dziecko dzwoni wtedy, gdy problem jest jeszcze na początkowym etapie, łatwiej jest znaleźć i wdrożyć rozwiązanie, niż kiedy to eskaluje do stanu kryzysu psychicznego, niosąc dziecku ogromne cierpienie. Zdarza się, że dzieci mówią, że już rok temu miały się z nami zamiar skontaktować, ale myślały, że ich problem nie jest wystarczająco poważny i nie chciały zajmować czasu i linii. Warto mówić dzieciom, że z problemem, który im się wydaje drobny, błahy, można się z nami kontaktować. Nawet ta jedna rozmowa może zmienić dużo.
Czasem dziecko razem ze specjalistą omawia problem i pojawia się jakaś nowa perspektywa, która była dla niego niedostępna. Po rozmowie zachodzi zmiana. Młodzi ludzie dają nam o tym znać, dziękując w social mediach. Zdarza się, że ktoś wraca jako osoba dorosła i pisze nam komentarz, że pamięta tę jedną rozmowę i że ona była bardzo ważna dla niego w tym momencie. Myślę, że nie ma lepszych ambasadorów telefonu zaufania.
Ale to trochę brzmi tak, jakby wokół dzieci nie było dorosłych, z którymi można by porozmawiać w atmosferze szacunku, równości.
Ja to widzę trochę inaczej. Często rozmawiając z dziećmi, dostrzegam, że są wokół dorośli, na przykład bardzo kochający rodzice. Dziecko to wie i deklaruje. Myślę, że są takie tematy, których dzieci albo nie chcą omawiać z rodzicami, bo się np. wstydzą, bo się nigdy na te tematy z rodzicami nie rozmawiało albo jeszcze częściej zdarza się, że dzieci nie chcą rodziców obciążać swoimi problemami. Dostrzegają, że rodzice mają własne problemy, nie wiedzą, jak w ogóle zareagują i to nie chodzi o reagowanie złością, ale że się bardzo przejmą. Trzeba pamiętać, że dzieci są na takim etapie, że ich rozwój emocjonalno-społeczny nie jest jeszcze na poziomie kontroli emocji czy przewidywania reakcji, jaki mają osoby dorosłe. Często jest więc tak, że dzieci myślą, że dorosłych jakiś problem bardzo dotknie, tymczasem dla dorosłych jest to sprawa, z którą oni jak najbardziej są w stanie sobie poradzić. Dlatego ten telefon jest tak bardzo potrzebny. My jesteśmy wsparciem doraźnym na tu i teraz, natomiast mamy możliwość, żeby dziecko zachęcić do poszukiwania wsparcia w swoim najbliższym otoczeniu. Takie wsparcie jest najbardziej skuteczne. Dorośli w otoczeniu dziecka mogą je wesprzeć długofalowo. To jest też okazja, żeby być trochę takim modelem dla dziecka, pokazującym, że w ich otoczeniu są życzliwi dorośli, którzy interesują się ich problemami.
Jeszcze o jednej rzeczy chciałabym tu powiedzieć. Jak startowaliśmy z projektem Ministerstwa Zdrowia „Centrum Wsparcia dla dzieci i młodzieży w kryzysie psychicznym”1, to zapytaliśmy młodzież, z jakim specjalistą chcieliby porozmawiać w telefonie zaufania. Ankieta była tak skonstruowana, że dzieci nie widziały nawzajem swoich odpowiedzi. To, co nas bardzo poruszyło, to fakt, że najczęściej powtarzającą się odpowiedzią było to, że obojętne jaki to będzie specjalista, najważniejsze, żeby była to osoba, która wysłucha i nie oceni. Myślę, że takich właśnie dorosłych potrzebują dzieci i takich trzeba szukać w ich otoczeniu.
Kiedy powiedziała pani o tym, że dzieci boją się mówić o swoich problemach, bo nie chcą obciążać dorosłych, pomyślałam też o tym, że w dzisiejszym świecie dzieci, młodzież, są obciążone dużą odpowiedzialnością za różne rzeczy, łącznie z ratowaniem świata z katastrofy klimatycznej, ale też dużo słyszą o problemach dorosłych (to może trochę konsekwencje równego traktowania) i pewnie często biorą to na siebie.
Jak najbardziej. Rzadko mówi się o tym, że zjawisko parentyfikacji, czyli przejmowania ról osób dorosłych, to też jest przemoc. Często przemoc identyfikowana jest tylko z przemocą fizyczną, słowną, seksualną – o tym się mówi bardzo dużo, to jest dla wszystkich dostępne. Natomiast rzadko się mówi o tym, że nadopiekuńczość jest przemocą albo parentyfikacja właśnie. Z tym zjawiskiem mamy, mam wrażenie, bardzo często do czynienia teraz. Myślę, że obecnie dzieci mają dostęp do informacji od bardzo młodego wieku. Kiedyś nie miały takiego dostępu. Obserwuję takie zjawisko, że bardzo wcześnie dzieci zaczynają się mierzyć z wyzwaniami, które kiedyś były typowe dla osób na progu dorosłości. Zdarza mi się rozmawiać z dziećmi 11-12-letnimi o tym, że przeżywają już kryzys egzystencjalny. To zjawisko jest domeną osób dorosłych albo na progu dorosłości – młodych dorosłych, którzy w tym momencie życia czują się nieprzygotowani do zadań i celów dorosłości. Jest to normatywny kryzys dla tego etapu, a nie dla 11-12-latków. Czasem 12-latki mówią, że już przegrały swoje życie, bo dokonały jakichś wyborów, np. edukacyjnych albo patrzą na swoje sukcesy szkolne i czują, że są niewystarczające i że ich życie już jest przekreślone. To jest paradoksalne, bo w dzisiejszych czasach mamy o wiele więcej możliwości niż kiedyś na zmiany w życiu, dostosowywanie się. Dzieci otrzymują ten ogrom informacji, są nimi przytłoczone, nie posiadają jeszcze umiejętności, żeby te wiadomości filtrować i to przytłoczenie sprawia, że wyciągają często pochopne wnioski.
Ale faktycznie świat obfituje teraz w różne trudne tematy, przed którymi nie da się obronić, jak choćby wojna za granicą. Dla dzieci to jest też nowym obciążeniem. Mają teraz kolegów, koleżanki w szkole, które czasami mają już swoje doświadczenia z wojny. To jest konkret w doświadczeniu tego pokolenia.
Zdecydowanie tak i myślę, że jest to dużym wyzwaniem, żeby z dziećmi o tym rozmawiać. Ale właśnie – rozmawiać. Dzieci to wszystko wiedzą, mają dostęp do informacji. A dorośli mają taką tendencję, zwłaszcza teraz, żeby o niektórych tematach z dziećmi nie mówić. Mają dobrą motywację. Nie chcą straszyć dzieci, uważają, że one nie są jeszcze dostosowane do pewnego rodzaju informacji. Ale dzieci i tak o wszystkim wiedzą, na przykład z TikToka. Trzeba też pamiętać, że dzieci są w różnym wieku. W inny sposób rozmawiamy z 17-latkiem, a w inny z 9-latkiem. Trzeba więc rozmawiać w sposób adekwatny do wieku, żeby nie potęgować lęku i strachu. Z mojego doświadczenia pracy w telefonie zaufania wynika, że tym, co bardzo pomaga dzieciom, jest wiedza. Często nasze rozmowy w telefonie zaufania są wiedzowe. Wiedza, która podawana jest dzieciom w sposób dostępny, zrozumiały, dostosowany do wieku, potrafi zdziałać cuda. Oczywiście wymaga odpowiedzialnego dorosłego, który jest gotowy odpowiedzieć na pytania. Przy nim dziecko ma poczucie bezpieczeństwa, zdobywając informacje.
Może to być więc zadaniem szkoły – dostrzegać tematy, które dla dzieci są ważne i które mogą je niepokoić i na potrzebę wiedzy, odpowiadać. Jaka jest rola szkoły w tym, żeby dzieci zachowały dobrostan i nie musiały tak wcześnie mierzyć się z kryzysami?
Moja pierwsza intuicja – szkoła musi być dla dzieci miejscem bezpiecznym. Cokolwiek w tej szkole może się zadziać dopiero, kiedy ta podstawowa potrzeba będzie zaspokojona. Dzieci w szkole bardzo często nie czują się dobrze. Chciałabym tu przytoczyć statystykę z raportu naszej Fundacji „Diagnoza przemocy wobec dzieci w Polsce 2023”, która mówi o tym, że 66% dzieci doświadcza przemocy rówieśniczej.
To się dzieje w szkole?
Przemoc rówieśnicza teraz nie dzieje się tylko w szkole. Kiedyś było tak, że dziecko szło do szkoły, gdzie doświadczało tej przemocy, ale chociaż po południu miało trochę od tego przerwę. Dziś, w dobie social mediów, dziecko kładzie się spać i budzi z tą przemocą. Często chodzi o publikacje w social mediach. Rzeczywiście, w szkole często przemoc się nasila, bo w kontakcie bezpośrednim i w grupie tak jest. Przemoc nasila się w grupie, bo ten mechanizm tak działa – chodzi m.in. o reakcję świadków. Myślę, że dużym wyzwaniem i zadaniem szkoły, ale nie tylko szkoły, bo też rodziców i w ogóle osób dorosłych, jest rozmawianie z dziećmi na temat mechanizmu przemocy rówieśniczej, roli świadka – jak ona może prowadzić do przełamania tego mechanizmu. I zdaję sobie sprawę, że zareagowanie na przemoc wymaga dużej odwagi od dzieci i czasem to jest poza ich możliwościami. Przeważnie jest tak, że dzieciom nie podoba się przemoc i nie chciałyby, żeby to się działo, ale boją się zareagować, bo nie chcą być w roli osoby, która sama tej przemocy zacznie w konsekwencji doświadczać. Ważne, żeby pokazywać dzieciom, że jeśli na początku nie mają odwagi, żeby zareagować w aktywny sposób, można to robić nawet w sposób bierny, czyli nie okazywać zainteresowania, np. odchodzić, kiedy widzimy, że się coś takiego dzieje, porozmawiać z kolegami i koleżankami w klasie, żeby robić to całą grupą. Zainteresowanie i aprobata świadków jest tym, na czym w większości przypadków głównie zależy sprawcom przemocy rówieśniczej. Jej brak może prowadzić do wygaszenia zachowań przemocowych. Trzeba też dzieciom mówić, że reagowanie na takie sytuacje jest jak najbardziej pożądane, owszem, wymaga cywilnej odwagi, ale jest to model, do którego powinniśmy wszyscy jako społeczeństwo dążyć – model reagowania na przemoc.
W Polsce jest chyba tradycja piętnowania donosicielstwa i widać nawet jak to działa mrożąco wobec sygnalistów. To nie jest proste zmienić nasze lokalne uwarunkowania.
Zdecydowanie. Powiedziałabym nawet, że dzieci, które doświadczają przemocy mają w swoim przeżyciu wbudowany lęk, który jest częścią mechanizmu przemocy. Młodzi ludzie myślą, że mówiąc o przemocy – donosiliby, dlatego tego nie robią, bagatelizując fakt, że z tego powodu nie śpią kolejną noc, że każdego dnia boli ich brzuch. U dzieci wpływa to też bardzo na pogorszenie wyników edukacyjnych, bo kiedy dziecko doświadcza przemocy, to jego zasoby emocjonalne są bardzo obciążone, stres działa właśnie w taki sposób. Mózg ma ograniczone zasoby, trwa rywalizacja o nie. Kiedy jest silne obciążenie emocjonalne, to dziecku już nie starcza zasobów poznawczych, żeby się w szkole koncentrować, żeby działała dobrze pamięć, żeby się uczyć. Rola szkoły jest kluczowa, żeby dostrzegać zachowania przemocowe wśród dzieci i na nie reagować, żeby mówić do kogo można to zgłosić. Musimy z przemocą walczyć, bo ten wątek pojawia się w rozmowach bardzo często, a – co mnie niepokoi – dzieci zaczynają go traktować jak codzienność i czasami jest tak, że rozmawiam z dzieckiem na inne tematy i po trzydziestu minutach dziecko mimochodem wnosi, że doświadcza też przemocy. Młodzi ludzie traktują to trochę jak oczywistość. Bardzo nie chcę takiego świata.
Ja sobie też zdaję sprawę, że kiedy mówimy o szkole, to mówimy o bardzo różnych miejscach. Z moich doświadczeń wynika, że mała wiejska szkoła może być świetnym miejscem, bo grupa jest mała, nauczyciel wszystkich zna i wszystko wie o tym, co się dzieje. Natomiast zbiorcza szkoła w niedużej miejscowości, do której zwożone są dzieci z okolicznych wsi – tu mi się zapala czerwona lampka, że to może być dżungla. Podobnie jak duża warszawska szkoła. A teraz dochodzą dzieci z Ukrainy, które mają być po prostu dodawane do już licznych klas – to chyba nie sprzyja wglądowi w trudne sytuacje między dziećmi.
Oczywiście, podchodzę przy tym z bardzo dużym zrozumieniem dla możliwości nauczyciela. Kiedy klasy są bardzo liczne, nauczyciel może naprawdę czegoś nie zauważyć. Czasem skumuluje się bardzo dużo osób, które potrzebują wsparcia i uwagi, dlatego też coś może być przeoczone. Staram się nie oceniać dorosłych. Trzeba normalizować też fakt, że my, w ramach zdrowia psychicznego i normy zdrowia psychicznego, potrafimy się bardzo między sobą różnić. Możemy mieć bardzo zdrowe osobowości i żyć w środowiskach optymalnych do rozwoju, ale różnice między nami są np. w doborze grupy i to może prowadzić do konfliktów i nieporozumień. Życie jest bardzo zróżnicowane i dzieją się w nim i dobre, i złe rzeczy. Warto mówić o tym dzieciom, że bywają i te gorsze dni, żeby uczyć je odporności. Wspominała pani o dobrostanie, sądzę, że warto dzieci obecnie uczyć np. higieny cyfrowej, tego jak wspierać swoją odporność psychiczną, gdzie się zwrócić, u kogo szukać pomocy i przy tym traktować dzieci podmiotowo, bo w nich są ogromne zasoby, żeby samemu też sobie z wieloma sytuacjami poradzić.
A co do profilaktyki, ma pani jakieś dobre rady? Trzy propozycje dla dzieci zachowań, działań, które pozwolą zredukować stres, wyłączyć się z sytuacji, które je przeciążają? Co mogą zrobić dla własnego dobrostanu np. 13-latki?
Wróciłabym do ubiegłorocznej kampanii naszej Fundacji „Dopamina”. Było w niej wiele krótkich wskazówek, które pokazują jak zadbać o higienę cyfrową, informacji o mechanizmach social mediów i takie hasło, które bardzo lubię, żebyśmy to my kontrolowali technologię, a nie technologia kontrolowała nas. To jest taka wskazówka, którą ja na pewno dałabym młodym ludziom – żeby się przyglądać własnym praktykom korzystania z social mediów. Ustalić sobie, że rano przez godzinę po telefon jeszcze nie sięgam, żeby sobie planować tę aktywność, można sobie ustawić blokady albo powiadomienia, kiedy przekraczam zaplanowany czas. Żeby uczyć dzieci, jak działają algorytmy – że jak raz w coś wejdą, to potem im się to pojawia coraz częściej i mogą czuć się tym przytłoczone. Słyszałam, że na TikToku zdarza się, że jak młodzi ludzie wejdą w film, który dotyczy samookaleczeń, to potem zaczyna się to im zwielokrotniać. Warto uczyć dzieci, jaki to ma na nie wpływ, one mogą sobie z tego nie zdawać sprawy.
Z tego, co pani mówi, wynika, że rzeczywistość cyfrowa byłaby głównym środowiskiem sprzyjającym wychodzeniu z dobrostanu psychicznego. Ale chciałam zapytać o coś innego. Przez dłuższy czas wydawało się, że takim istotnym tematem, przyczyną trudności dzieci, było takie „dokręcanie śruby” w szkole, nadmierne wymagania, rywalizacja jako jedyny sposób motywowania, a w ogóle nie była miejscem, gdzie ludzie z radością poznają świat też w grupie. Była przemocowym miejscem, które miało uzyskać dobre wyniki w rankingach. To jakoś znów do mnie wróciło, kiedy ostatnio była dyskusja o Szkole w Chmurze. Mnie jakoś nie przekonują argumenty, że słabo wypadli w rankingach, bo wydaje mi się, że to nie jest celem. Ciekawa jestem, na ile te tematy są dziś nadal problemem dzieci i powodują ich cierpienie.
Zdecydowanie tak. Oczywiście intensyfikacja tych problemów przypada na czas egzaminów, matur, przed końcem semestrów – w tym czasie tematy związane z presją szkolną są u nas intensywniej obecne. Myślę, że zabawne jest to, że w szkole opiera się wiele rzeczy na rywalizacji, podczas gdy jedną z kompetencji przyszłości jest współpraca. Dzieci kończą szkołę, idą do pracy i okazuje się, że żeby powstał efekt pracy, musimy współpracować z ludźmi. Tego w szkole często nie jesteśmy uczeni. Więc dobrze, gdyby w szkole te zadania, które przewidziane są na pracę samodzielną, mogły odbywać się w grupach, w ciekawy dla dzieci sposób. To wymaga wychodzenie ze swojej strefy komfortu, dlatego czasem budzi na początku opór, ale potem właśnie taka jest rzeczywistość środowiska pracy. Ważne jest, żeby dzieciom zapewniać trening na wcześniejszych etapach. Dodatkowo współpraca wpływa na polepszenie relacji między dziećmi. Niepewność albo niechęć dzieci do siebie, w sytuacji współpracy, potrafi budować między nimi więzi. Trzeba to oczywiście aranżować w mądry sposób. A co do presji szkolnej – dzieci rzeczywiście jej doświadczają.
Mimo to, w kwestii dobrostanu, podkreśliłabym higienę cyfrową, biorąc pod uwagę, że dzieci aktualnie są stale w social mediach. Myślę, że dużym problemem jest też, jeśli nie jest się z dzieckiem w prawdzie. To znaczy z jednej strony podcina się dziecku skrzydła i się je ocenia, i wymaga się, aby miało ze wszystkiego jak najlepsze oceny, które przecież czasem są poza zasięgiem dzieci. W zasadzie to nikt z nas nie jest lub nie był uczniem, który miał szansę mieć szóstki ze wszystkiego. Prawda jest taka, że szóstki są w zasięgu tylko niektórych osób. Tak samo jest w dorosłości. Niektóre osiągnięcia są tylko w zasięgu osób, które w jakimś obszarze są najbardziej uzdolnione, interesują się czymś, mają do tego talent. Z drugiej strony myślę sobie, że robimy też dzieciom krzywdę przeholowując w drugą stronę – kiedy mówimy im: słuchaj jesteś w stanie być najlepszy ze wszystkiego, możesz wszystko, osiągniesz wszystko, co zechcesz. Dzieci są mądre, potrafią się konfrontować z rzeczywistością i zdają sobie sprawę, że nie są w stanie osiągnąć wszystkiego, bo np. nie biegają szybko i w tej dziedzinie nie są w stanie osiągnąć sukcesów. Więc ważne jest, żeby ten komunikat był wzmacniający i pokazujący ich wartość, niezależnie od tych wyników, ale też był prawdziwy. Ważne, żeby mówić dzieciom: słuchaj, nie musisz być najlepszy ze wszystkiego, będą takie obszary, w których będziesz lepszy i inne, w których będziesz gorszy. To jest ok i mówienie o tym: “ja też tak miałam”, pokazywanie na swoim przykładzie, że też nie było się najlepszym we wszystkim, że sukces edukacyjny nie zależy tylko od ocen i że tak naprawdę gwarancją sukcesu, kariery zawodowej, pracy, która daje nam satysfakcję, nie są oceny, tylko znalezienie takich obszarów, w których czujemy się dobrze, które dają nam przyjemność, które są związane z naszymi zainteresowaniami. Oczywiście edukacja ogólna jest ważna i przydaje się w przyszłości. Dzieci też nie są świadome tego, że wiedza w szkole nie zawsze jest niezbędna do nauczenia się jej przyszłość na pamięć. Te informacje w przyszłości często się wprost nie przydadzą, ale chodzi o to, że w ten sposób uczymy się myśleć albo rozwiązywać problemy. Dzieci przeważnie nie rozumieją, po co się w ogóle uczą pewnych rzeczy, a ta wiedza jest dzieciom potrzebna, żeby też lepiej funkcjonować i rozumieć świat.
Chciałabym poruszyć też temat sytuacji faktycznie kryzysowych. Powiedzmy, że dzwoni dziecko czy młoda osoba i sygnalizuje, że dzieje się z nią coś bardzo złego. Co można zrobić z perspektywy telefonu zaufania, ale też z perspektywy rodzica, rodziny, nauczyciela? Co możemy zrobić, kiedy dzieje się coś złego? Jak reagować?
Przede wszystkich chcę powiedzieć, żeby się nie bać dzwonić na numer alarmowy 112, kiedy widzimy nie tylko dziecko, ale w ogóle osobę, która wydaje się być w stanie kryzysu psychicznego i może zagrażać swojemu zdrowiu i życiu. To wydaje się banalne, ale wiem, jaki jest poziom obaw osób dorosłych przed wezwaniem karetki. Ludzie obawiają się, że źle ocenili sytuację, że faktycznie ta osoba nie jest w kryzysie i może dostaną mandat albo niesłusznie wezwą karetkę i zajmą zasoby potrzebne komuś innemu. Chcę przełamywać ten stereotyp. Mandatu nie dostaniemy, ponieważ to nie jest sytuacja, kiedy robimy coś dla żartu. Osoby postronne nie są ekspertami, nie są od tego, żeby dokonać oceny stopnia kryzysu. Od tego są specjaliści. To jest bardzo ważne, żeby reagować kiedy nas coś niepokoi. Po drugie chciałabym powiedzieć, żeby nie bać się rozmawiać na ten temat, choć wiem, jakie to jest trudne. Często się boimy, że jak z dzieckiem zaczniemy rozmowę na ten temat, to się jeszcze pogorszy. To mit. W stanie kryzysu psychicznego jest tak, że osoba nie ma zasobów, także do tego, żeby zacząć rozmowę, bo to wymaga bardzo dużej odwagi, żeby powiedzieć: „mam myśli samobójcze od dłuższego czasu, nie chcę żyć i nie ma już we mnie żadnej nadziei”. Jest to typowy objaw kryzysu psychicznego. Wydaje nam się, że nikt nie jest w stanie nam już pomóc, że już nigdy nic się nie zmieni i zawsze już będziemy się tak czuć. Tak naprawdę, kiedy dorosły inicjuje z dzieckiem taką rozmowę i zachęca do niej, zdejmuje z dziecka ogromny ciężar rozpoczęcia tej rozmowy. Często mówię o prostym schemacie tego, jak taką rozmowę w ogóle zacząć. Trzeba zatroszczyć się o prywatność, intymność, a zacząć od powiedzenia dziecku, co obserwuję. Od faktów, zachowań, np.: „widzę, że od dłuższego czasu stoisz często sam, że często płaczesz, że zmieniły się twoje zainteresowania i to, co dawało ci kiedyś radość, już cię nie interesuje”. Powiedzieć o tym, jak my się z tym czujemy. Oczywiście w taki sposób, żeby dziecka nie obciążać swoimi emocjami – właściwe będą tutaj komunikaty typu: „niepokoi mnie to, martwię się o ciebie” i zadeklarować chęć pomocy: „słuchaj, chciałbym ci w tej sytuacji jakoś pomóc, porozmawiać z tobą na ten temat”. Bardzo trudne jest, żeby do tej rozmowy zaprosić, a nie zmusić, czyli być w stanie przyjąć, że dziecko może nie chcieć w tym momencie z nami na ten temat rozmawiać. To może być bardzo obciążający moment dla dorosłego. Natomiast ta technika działa o wiele skuteczniej niż kiedy przymuszamy dzieci do rozmowy, bo odpowiedzią na przymus jest opór. Warto dzieci traktować z szacunkiem. Pokazać dziecku zainteresowanie i zastosować metodę zdartej płyty, czyli powtarzać: „słuchaj, w razie czego ja jestem, zawsze możesz ze mną na ten temat porozmawiać, kiedy uznasz, że to jest ten moment, to ja będę dla ciebie”. To naprawdę może zdziałać cuda – pokonanie lęku przed rozmową z dziećmi na ten temat i bycie tym dorosłym, który wysłucha i nie oceni, który będzie mógł wzmocnić i w tej sytuacji zareagować. Naprawdę nie trzeba mieć do tego specjalistycznej wiedzy psychologicznej. Myślę, że warto na koniec powiedzieć o tym, że w takiej sytuacji jako dorośli, także jako specjaliści, sami możemy potrzebować wsparcia innego specjalisty, żeby się podpytać, sprawdzić, czy robimy dobrze. Możemy też być obciążeni taką sytuacją, potrzebować wsparcia i nie powinniśmy bać się po nie sięgać. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o telefonie prowadzonym przez naszą Fundację: 800 100 100 – jest to telefon dla dorosłych w sprawie bezpieczeństwa dzieci. Dorośli mogą się kontaktować, np. kiedy widzą kryzys u dziecka i nie wiedzą, jak zareagować. Tu można się skonsultować ze specjalistą, co zrobić w takiej sytuacji. Pod tym numerem dyżurują psychologowie, pedagodzy, ale też prawnicy.
1 – Projekt realizowany przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę ze środków Ministerstwa Zdrowia, w ramach którego obecnie działa m.in. telefon zaufania dla dzieci.