Ile można rozmawiać o zmianach w edukacji. Wiedza o tym, jak źle skonstruowana jest polska szkoła, pisane są nie tylko artykuły, ale i prace naukowe od ponad pięćdziesięciu lat.
Potężną dawkę oświatowych refleksji zafundowałem sobie, wysłuchując wypowiedzi Kuby Wygnańskiego, jakiej udzielał w czasie rozmowy o edukacji, przeprowadzonej w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Okazją ku temu była organizowana przez muzeum wystawa tematyczna „Jak robić szkołę?”. Jednym z elementów wydarzenia były organizowane spotkania, jedno z nich było poświęcone angażowaniu w dyskusję o edukacji i szkole, nie-nauczycieli.
Jakub Wygnański ma okazję współpracować z nauczycielami kilkadziesiąt lat, ostatnim z dużych przedsięwzięć było koordynowanie dyskusji i rozmów o szkole w czasie strajku nauczycieli w 2019 roku. Organizowane debaty obywatelskie przejawiały się pewnego typu niemożnością. Według rozmówcy, w czasie prowadzonych spotkań, pojawiający się obraz rzeczywistości, był gorszy, niż początkowo mogło się wydawać.
Podzielił się poglądem, że to, co dzieje się w mediach, nie jest do końca realnym obrazem świata, a niestety, generuje gniew i pseudo aktywność, pewien emocjonalny hobbizm, który nie pobudza do konkretnego działania, generuje za to niepokój, poczucie krzywdy, a co najważniejsze wypłukuje resztki energii. Ewentualne, podejmowane przez grupy entuzjastów, próby zmian, pozostawiają bardziej ślady niż trwałe efekty.
Liczby protestujących osób też wydają się znikome. Popularne ruchy edukacyjne koncentrują się bardziej na „odczepcie się od naszych dzieci” niż “zmieńmy to wspólnie”. Przykładem jest ruch państwa Elbanowskich, którzy wpłynęli na decyzję 45 tysięcy rodziców o cofnięciu swoich dzieci do I klas. Jednak zmiana naszych szkół i edukacji wymaga dużo większej aktywności i zaangażowania. Niestety także czas nie pracuje dla nas, stosowane przez rząd strategie przemilczania, przeczekiwania, ignorowania okazują się skuteczne w zniechęcaniu do działania.
Jakub Wygnański podkreślał, że ludzie wydają się uczyć przez nauczki, a nie naukę. To, co nie kosztowało, traci wartość. W stolikowo strajkowych dyskusjach w 2019 roku brała udział głównie awangarda NGO. Wspólnota upokorzonych to zbyt mało na zmianę. Zdecydowanie brakowało centralnego aktora, rodziców powierzających systemowi swoje dzieci. W szkole, o szkole rozmawiają głównie nauczyciele. Pytanie, co zrobić, aby zaangażowali się rodzice. Często powtarza się pewnego typu szkolny patriotyzm, patrzymy głównie z perspektywy jednej, naszej szkoły. A przecież system, jako całość jest na tyle mocny, na ile najsłabsze, znajdujące się w nim ogniwo. W myśleniu jednak dominuje chęć znalezienia się w najlepszej z placówek. Problemy słabszych szkół nikogo nie interesują. Mało kto przygląda się i działa z perspektywy systemu, funkcjonuje swoisty „patriotyzm edukacyjny”.
Część rodziców uważa, że płaci podatki, zatem problem ma „z głowy”, część z kolei, uprawia coś w rodzaju „pato aktywności”, apeluje, żąda, donosi do kuratorium, sanepidu, grozi pozwami, potwierdzając wobec nauczycieli postawę roszczeniowości i relacje klient-sprzedawca. Każde spotkania i wywiadówki, często z obopólnej winy, kojarzą się z bólem i stratą czasu. Bardzo trudno wypracować i przeprowadzić jakiekolwiek zmiany.
Jeden z ważniejszych aspektów wypowiedzi, dotyczył kontekstu demokratyzacji naszego społeczeństwa. To sprawdziło się przy przeprowadzonej przez rząd likwidacji gimnazjów. Wystarczyło powtarzać, że będzie prościej, lepiej, po staremu, odwołać się do kilku miłych wspomnień wyborcy, by reforma została wprowadzona. Nikt dokładnie nie wie, w imię czego, nikomu nie chciało się liczyć jakim kosztem, a nawet jak ktoś policzył, to większości to nie interesowało. Wystarczyło mówić, to, co większość ludzi chciała usłyszeć. “Ratujmy nasze dzieciaczki” – okazało się, że wystarczy, zamiast ratujmy to, co wspólnie wypracowaliśmy.
W tym zestawieniu niemocy i strat pojawia się jeszcze element identyfikacji edukacji, i samego ucznia. Jakub Wygnański w swojej wypowiedzi mocno podkreśla brak tożsamości, a nawet nazywa to „bez tożsamościową magią”. Uczniom należało pochlebiać. Straciliśmy poczucie znaczenia kształtowania charakterów, odeszliśmy od formacji. Uciekając od normatywów, straciliśmy poczucie kim jesteśmy?
Padają pytania; Co teraz? Wokół czego teraz warto się jednoczyć? Czy rzeczywiście chcemy zmiany w edukacji? Czy mamy jakiekolwiek marzenia dotyczące edukacji? Bogatsi spełniają je za pieniądze, część idzie na wagary, odkrywa naukę bez szkoły, część wybiera edukację domową. Duża część nauczycieli po prostu odchodzi, bo może, szukają innych zajęć, ciekawszej pracy. Bo szkoła stała się nie tylko nudna i represyjna dla ucznia. Ławek i tablic nie wyrzuciliśmy ze szkół…
Na koniec rozmowy zostaje postawiona mocna hipoteza, że „nie doczekamy się zmian na górze”, to się nie wydarzy. Dlatego należy pracować horyzontalnie. Tę pozostałą resztkę energii należy bardzo właściwie ulokować. Należy korzystać z innowacyjności, przyciągnąć rodziców, którzy abdykowali ze swoich uprawnień. Im bardziej złożony jest i będzie świat, tym bardziej nie wiemy, jaki będzie kształt sokratejskiej szkoły. Pomimo to, ona ma nas wyposażyć do zmierzenia się z nowymi wyzwaniami, może należy wystawić ją w świadomy sposób, na coś, co wiąże się z nadchodzącym, elementarnym ryzykiem, tego co niesie nieznane.
Właściwym podsumowaniem refleksji Kuby Wygnańskiego, wydaje się fragment poświęcony szkole w broszurze z 1905 roku Edwarda Abramowskiego w Zmowie powszechnej przeciwko rządowi. Zawarte tam przesłanie, kierunek tworzenia szkoły okazuje się niezmiernie aktualny, szczególnie w chwili, gdy wydaje się, że zaginął nam także i kompas.
„Potrzeba szkoły wolnej to znaczy, żeby nauczanie nie było pod wyłączną władzą ani rządu ani gminy, lecz żeby każdy człowiek i każde stowarzyszenie mogło zakładać szkoły, jakie uważa za potrzebne i nauczać według swoich przekonań. Wystąpiliśmy teraz do walki o szkołę gminną polską, o szkołę, która by od gminy a nie od rządu zależała. I to będzie nasza pierwsza zdobycz na polu wolności nauki. Lecz pamiętajmy, że w kraju prawdziwie wolnym, nie tylko rząd, ale nawet i gmina nie powinna mieć monopolu nauczania; nie powinna mieć prawa zakazać otwierania innych szkół, ani osobom prywatnym ani towarzystwom.
Każdy powinien mieć wolność nauczania, tak samo jak wolność myśli i słowa. Bez wolnej szkoły nie ma wolności duszy ludzkiej. Szkoła urabia człowieka, urabia jego pojęcia i jego charakter; jest to więc zbyt ważna rzecz, abyśmy ją w ręce rządu jakiegokolwiek oddawać mieli. Szkoła rządowa trzymać się musi ściśle programów nauczania ułożonych przez ministra oświaty i z tego powodu wpaja ona w umysły młodzieży te tylko pojęcia i przekonania, jakie wyznają przedstawiciele rządu. Wszystkie zaś inne pojęcia i uczucia są w szkole rządowej zabronione; wszystko, co myśl ludzka stwarza nowego, wszystko co jest odmienne od sposobu widzenia ludzi, stojących u steru władzy, chociażby to były rzeczy najbardziej piękne i prawdziwe, wszystko to nie ma dostępu do szkoły rządowej. I dlatego szkoła, która pozostaje pod wyłączną władzą rządu, wypacza umysły młodzieży i hamuje ich rozwój, urabia je wszystkie na jedną modłę i zabija najcenniejszy skarb człowieka — wolność myśli. Dlatego też potrzeba nam szkoły wolnej i wolnego nauczania w jak najszerszym zakresie.”
Zainteresowanych wysłuchaniem rozmowy z Jakubem Wygnańskim zachęcam do wysłuchania relacji w tym linku. Od 37 minuty znajdują się wypowiedzi ściśle związane z zamieszczoną w refleksach relacją.