Zielone korzenie

Agnieszka Gardas
0 komentarz

Siedzę w ciepłym domu, bo trwają ferie zimowe 2021. Za oknem roczny opad śniegu postanowił zasilić tutejszy ekosystem w wodę. Chciałabym zatrzymać te warunki aż do poniedziałku, kiedy to wrócimy do przedszkola, aby wspólnie z dziećmi w leśnym przedszkolu nacieszyć się tą piękną zimą w Beskidach i razem badać, patrzeć, odkrywać.

Na początku mojej edukacyjnej ścieżki w MMS (Montessori Mountain Schools) miałam możliwość uczestniczenia w wyjeździe studyjnym do szkoły prowadzonej metodą Marii Montessori w Kolonii. Mimo, że upłynęło już wiele czasu, do dziś bardzo mocno mam w pamięci wykład o niepowtarzalności każdego nauczyciela, o dopasowaniu otoczenia do swojego charakteru i temperamentu. I o tym, że przestrzeń w której pracuję ma wielkie znaczenie dla mnie i tym samym wpływ na dzieci.  

W mojej pracy zawsze pociągało mnie miejsce, w którym było mi dane pracować. Z dala od miejskiego zgiełku, pędzących samochodów, biegnących ludzi. To był także mój świadomy wybór. Im bliżej lasu i natury, tym lepiej i zdrowiej.

Robimy las

Swoją przygodę z MMS zaczynałam jako nauczyciel klas 1-3 w naszej szkole w Koszarawie Bystrej. Tam, wspólnie z nauczycielem przyrody, wybieraliśmy teren dla leśnej klasy.  Kiedy zaczęłam pracować w kolejnej szkole MMS, w Przyłękowie, to teren leśnego przedszkola był już wybrany, ale było to takie miejsce którego, będąc jeszcze nauczycielką w Koszarawie Bystrej, zawsze im zazdrościłam. Ukształtowanie tego terenu i jego przyrodnicze bogactwo do dziś są dla mnie „partnerem” w pracy (o tych ludzkich będzie później).

Odkąd usłyszałam o tej formie edukacji, wiedziałam, że chcę ją uprawiać. Jestem ogromnie wdzięczna mojemu Tacie, że pokazał mi las. Przekazał, że jeżeli będę mądrze postępować, w lesie nie może przytrafić mi się nic złego. A przede wszystkim,  że zabierał mnie do niego i był obok. Myślę, że miłość do natury przekazał mi w genach. Geny też miały szansę dojrzewać na wędrownych obozach harcerskich i w czasie prób zdobywania harcerskich sprawności np. „Trzech piór” (jakoś nigdy mi  się nie udawała  próba milczenia….).

Od początku pracy w Przyłękowie teren leśnego przedszkola traktujemy jak integralną część tego, co dzieje się w szkolnych murach. (Pisałam o tym w magazynie „Kreda” nr IV 2019 wraz z Beatą Kamińską, z którą na co dzień pracuję). Poza drzwiami i murami kontynuujemy ideę wzmacniania samodzielności u dzieci, na którą tak bardzo kładła nacisk Maria Montessori. 

Ale nie kończymy na tym. Idziemy dalej. Rozwijamy myśl MM, która pisała: „Zwracam się do was, jak do rodziny, która powinna podążyć dalej swoją drogą”(osoby zainteresowane odsyłam do książki Céline Alvarez Prawa naturalne dziecka). 

Mając do dyspozycji jeszcze ciepłe informacje, wyniki najnowszych badań dotyczących rozwoju dziecka, ale również niepokojące sygnały zaobserwowane przez nauczycieli, pedagogów, terapeutów i lekarzy na całym świecie, staramy się przeciwdziałać niedoborom i niwelować nadmiar, stwarzając  możliwość rozwoju różnych kompetencji, odpowiadając na potrzeby zauważone u dziecka. Wszystkie one pięknie się wpisują w zakres działania przedszkola. Bo wzmacniamy rozwój intelektualny, fizyczny, emocjonalny i społeczny robiąc zajęcia pod gołym niebem. I przede wszystkim psychiczny. Krajowy (i światowy) lockdown uzmysłowił wszystkim, jak bardzo człowiek potrzebuje wyjść z czterech ścian, a zakorkowane szlaki i ścieżki we wszystkich polskich górach pokazują, że człowiek po to tam chodzi, aby męcząc ciało, dał odpocząć głowie.

Być może to zabrzmi jak komunał, ale w codziennej pracy, nie tylko w lesie, bardzo liczy się to, aby dorosły towarzyszący dziecku także lubił tę aktywność i miejsce, do którego idzie. Tu kłaniają się neurony lustrzane (panie Marku, serdecznie pozdrawiam).

Ponieważ jesteśmy w górach, małe nóżki naszych trzy i czterolatków stoją przed prawdziwym wyzwaniem. Całe nasze otoczenie to z góry lub pod górę. Oczywiście zdarzają się płaskie obszary, jednak spadki terenu dookoła sięgają nie kilku, a kilkudziesięciu procent. Zatem bazujemy raczej stacjonarnie. Jeśli wychodzimy gdzieś dalej, najczęściej są to wyprawy całodzienne i towarzyszy nam przewodnik.

Wspominałam wcześniej o partnerstwie. W tej pracy nas ma nie być widać, dostrzegalne mają być owoce naszej pracy. Trudno pracowałoby się z osobą, która ma inne zapatrywania na edukację. Na szczęście jako działający od pięciu lat (zgrany) tandem, dogadujemy się niemal wzorowo, a potwierdzeniem tych słów jest przestrzeń, którą tworzymy. Zarówno ta w sali, jak i poza nią. 

Panta rhei

A teraz uważny Czytelniku pora na dodawanie i dedukcję. Wspominałam o niepowtarzalności i indywidualizmie. Dotyczą one i ludzi i miejsc. Niepowtarzalne i różne osoby oraz konkretny teren. Do tego dokładamy grupę dzieci, która co roku się zmienia. To przecież unikat! Najważniejsze, by robić coś z zaangażowaniem w miejscu, które ma się do dyspozycji. Mamy wspaniały teren. Możemy powiedzieć, że jest uszyty na miarę. Wraz ze zmieniającymi się porami roku jest dla nas źródłem niewyczerpanych inspiracji.

Dostosowujemy, przerabiamy, zmieniamy i stwarzamy. Nasze działania najczęściej wynikają z obserwacji dzieci. I tak rośniemy wraz z naszym przedszkolem. W terenie nasze dzieci i nas można poznać po tym, co się na nim znajduje. Czasami w tym działaniach wspierają nas rodzice przedszkolaków. Choćby miało się 20 pomysłów na stworzenie leśnego miejsca, będzie z nim tak, jak z domem czy mieszkaniem. Dopóki się w nim nie zamieszka i w nim nie ułoży, zawsze będzie coś uwierać. 

Co się kryje pod hasłem „robimy las”? 

Nasza codzienność opiera się na uważnym towarzyszeniu dziecku. Dla osób postronnych mogłoby się wydawać, że nic się nie dzieje. Że dzieci z placu zabaw przeniosły się w miejsce, gdzie rządzi natura. Ale to właśnie wtedy dzieje się najwięcej. 

Dzisiejsze dzieci mają bardzo mało okazji do bycia, gdziekolwiek bez osoby dorosłej. To nie są cudowne lata 70. i 80. XX wieku, kiedy to na dziecku spoczywała cała odpowiedzialność powrotu do domu o określonej porze (bez telefonu!) w nie potarganym i nie pobrudzonym ubraniu. Co do ubrań… wiadomo. Przebierają się i dzieci i my. Zatem staramy się stwarzać dzieciom warunki do wolnej ale bezpiecznej zabawy. 

Zabawy? Przecież to czas nauki!

A czy dziecko podczas zabawy nie nabywa nowych umiejętności? Czy nie dowiaduje się o świecie i o sobie więcej, niż podczas siedzenia przed ekranem i oglądania skaczących i krzyczących bohaterów? Ważne, aby tego wszystkiego nie zepsuć i pozwolić dzieciom na doświadczenie radości, wspólnej, niekierowanej zabawy, ale także frustracji, zmęczenia, przywódczej porażki czy mocy przebaczenia. 

Czas naszego pobytu na zewnątrz wyznaczony jest ramami pustych i pełnych brzuchów, trzy dni w tygodniu. Choć zdarza się, że przedłużamy tę „naturoterapię”. Z resztą jedzenie pod chmurką zawsze jest atrakcyjne i pożądane przez najmłodszych. Posiłek to czas wspólnych rozmów, obgadywania swoich preferencji kulinarnych oraz podziwiania różnorodności kolorystycznej i pomysłowości rodziców w kwestii wyposażenia śniadaniówek.

Poza posiłkami nasze działania na terenie leśnego przedszkola są przedłużeniem tego, co wydarzyło się w salach przedszkolnych – na pracy własnej, od której zaczynamy każdy dzień. Są zadania do wykonania, każdemu wedle wieku, chęci i umiejętności. 

Total immersion

Na początku grudnia mieliśmy przemiłe odwiedziny. Akurat tego dnia podczas porannego kręgu rozmawialiśmy o zwyczajach obdarowywania prezentami dzieci na świecie. W opowieści odwiedziliśmy Czechy, Niemcy, Belgię i Niderlandy, ale także Włochy, Ameryki i Rosję. Rozmawialiśmy też o ekologicznym środku transportu świętego Mikołaja czyli o reniferach i …  syryjskich wielbłądach. W leśnym przedszkolu,  gdy już dzieci zaspokoiły potrzebę ruchu, usiedliśmy w kręgu przy ognisku i pozostawaliśmy w tematycznym kręgu zaprzęgów.

To właśnie teraz przyszedł czas, aby porozmawiać o tych przesympatycznych zwierzętach jakimi są renifery. Wcześniej, gdy dzieci biegały z górki i pod górkę, przygotowałam dwa różnej długości patyki, przycięłam je na odpowiednią długość. Młodsi i starsi mieli okazję, aby zaobserwować i wypowiedzieć się na temat różnic wzrostu samicy i samca renifera i podobieństw (mały/duży, wysoki/niski, o ile wyższy/o ile niższy). Dzieci snuły opowieść o tym, jak wygląda renifer, gdzie miały okazję go oglądać, czy ktoś widział rena na żywo, a kto w tv albo w Internecie (w tym czasie dzieci uczyły się słuchać wypowiedzi innych, czekać na swoją kolej). Było  też ćwiczenie na uważność i lekcja o tym, że większość nie zawsze ma rację. Padło też pytanie o kolor oczu renifera.  Część głosowała za kolorem złotym, a część za niebieskim. Okazało się, że rację mieli głosujący w pierwszej i w drugiej turze (ponieważ wraz z ilością światła w danej porze roku zmienia się kolor oczu renifera). 

Na koniec dzieci miały podzielić się  na 2 grupy i stworzyć  zaprzęgi reniferów. Nagrodą za wygranie wyścigów była satysfakcja i radość z wygranej. Trzeba było się dogadać, kto z kim, a także ustalić miejsca w zaprzęgu. Gdy drużyny były gotowe, każda z nich miała okazję przećwiczyć start i bieg. Rozgrzewka nie była potrzebna. Dzieci biegały wcześniej półtorej godziny.

Okazało się, że współpraca w mieszanej grupie wiekowej nie była taka łatwa i można było obserwować pertraktacje oraz walkę na argumenty lub brać w nich czynny udział. Na koniec obie grupy krótko podsumowały swoje sportowe i emocjonalne zmagania.

To tylko kwadrans, lecz przy “pełnym zanurzeniu” tak wiele się podczas niego wydarzyło.

Dzieciaki miały okazję do intelektualnego rozwoju (pozyskiwały nowe informacje ze świata przyrody), ćwiczyły sprawność fizyczną (bieg), poszerzały wyobraźnię (taki wysoki jest renifer, a taka samica renifera), poznawały własne granice (nie umiem biegać tak szybko, jak koleżanka z zerówki). Istotne było również to, że podejmowały odpowiedzialność za siebie i za innych (biegnę z innymi w zaprzęgu, ode mnie dużo zależy), miały okazję do doskonalenia empatii (młodsze dziecko nie może biec tak szybko jak ja, muszę uważać), odczuwały emocje i zdobywały kompetencje społeczne i współpracowały (jestem częścią grupy).  A kiedy negocjowały swoją obecność w danej grupie, odkrywały swoje mocne strony i ćwiczyły wypowiedź, a także ciesząc się z przyłączenia do grupy uwalniały i oswajały emocje.

W naszym przedszkolu staramy się podążać za dzieckiem. Zachęcamy do obserwacji, realizacji własnych pomysłów, zadajemy pytania tak, by dziecko poczuło, że od jego ciekawości i wytrwałości zależy osiągnięcie celu.

Bezpiecznie czyli w granicach

Jasno też stawiamy granice. Jednym z podstawowych elementów pracy outdoorowej jest bezpieczeństwo dzieci. Co roku dołączają do nas nowe osoby. Wtedy starszaki są autorytetami dla młodszych. Doskonale to widać w lesie. Jesteśmy konsekwentne w działaniu. Jeżeli dzieci przekraczają granice fizyczne leśnego przedszkola, ale także te umowne, sytuacja nie przejdzie bez komentarza koleżanek lub kolegów. Jeżeli winowajca sam się zmityguje, każde z dzieci wraca do swoich czynności. Ale jeśli grupa widzi, że ktoś przekracza granice, zaraz zwracają sobie sami uwagę. Gdy to nie działa i autorytet pięciolatków jest za mały, dzieci doskonale wiedzą do kogo zwrócić się o pomoc. A wtedy drżyjcie wy, którzy łamiecie zasady, inkwizycja nadciąga. 

Zdarzyło się kiedyś, że dwóch urwisów usiadło na pieńkach, które były ułożone wokół paleniska. Byłyśmy zajęte naprawą daszka naszego sklepiku, który staje się raz błotną kuchnią, a raz teatrem . Ponieważ chłopcy nie zgłaszali potrzeby kontaktu z nami, stwierdziłyśmy, że chcieli odpocząć. Po pewnym czasie zdziwiłyśmy się, że nie ruszają do zabawy. Jedna z nas podeszła do nich i zapytała, dlaczego tu siedzą. Okazało się, że chłopcy przekroczyli umówione zasady i sami przyszli na pieńki przemyśleć swoje zachowanie (tam właśnie wysyłamy tych, którzy nie potrafią dostosować się do zasad i dokładnie w takim celu, by przemyśleć).

Ujęła nas moralność tych małych ludzi. Ale też umocniła w nas poczucie, że podążamy właściwą ścieżką, choć nie wszystko jest proste i przyjemne. 

Chociażby z powodu założenia 58. bucików, pomocy przy wciągnięciu 29. par spodni, włożeniu 58. rękawiczek i 20. czapek nie zawsze nam spieszno do ubierania dzieci w małej przestrzeni szatni, to kochamy znaleźć się właśnie tam, w naszym lesie. Zachęcamy do tego wszystkich, którym dobro dzieci nie jest obojętne, aby wychodzić i pozwolić dzieciom być dziećmi. Niech i Wasz las będzie zamieszkały.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności