(Bez)użyteczność edukacji

Agnieszka Piwowarczyk
0 komentarz

Większość dyskusji na temat edukacji dotyczy tego, czego i jak uczyć, choć warto byłoby najpierw zastanowić się nad tym, kogo i ku czemu chcemy za pomocą tych treści i form edukować.

W debatach na temat edukacji – zwłaszcza tych dotyczących treści programowych oraz form i sposobów ich realizacji – jednym z najczęściej podnoszonych haseł jest aktualność i użyteczność (treści) oraz nowoczesność i atrakcyjność (form przekazu). Choć na pierwszy rzut oka postulaty te wydają się słuszne, to po ich nieco głębszym rozważeniu okazuje się, że wpisane w nie wizja świata i człowieka są trudne do zaakceptowania – i że właściwym celem edukacji nie powinno być nabycie określonej wiedzy czy określonych praktycznych umiejętności, lecz ukształtowanie postawy opartej na ściśle ze sobą powiązanych wolności i odpowiedzialności w dążeniu do prawdy. 

Szkolne pożytki i praktyki

Tymczasem ministerialne podstawy programowe, szkolne statuty i nauczycielskie konspekty lekcji najczęściej (i to zazwyczaj na samym początku!) jako cele edukacji narodowej, funkcjonowania szkół czy przeprowadzania lekcji wskazują właśnie określone zasoby wiedzy i umiejętności, których cechą wspólną jest właśnie potencjalna lub realna użyteczność. W nowej podstawie programowej dla liceów i techników jako pierwszy cel kształcenia ogólnego (nie zawodowego czy też branżowego) jest “traktowanie uporządkowanej, systematycznej wiedzy jako podstawy kształtowania umiejętności”, zaś jako ostatni (a może i ostateczny) – “zachęcanie do praktycznego zastosowania zdobytych wiadomości”. Szkolne statuty z kolei zawierają sformułowania wskazujące jako cel funkcjonowania szkoły “zdobycie wiedzy i umiejętności niezbędnych do uzyskania świadectwa ukończenia szkoły, ukończenia szkoły”,  wszechstronnego rozwoju uczniów czy “kształtowanie u uczniów postaw warunkujących sprawne i odpowiedzialne funkcjonowanie” oraz “przygotowanie uczniów do życia we współczesnym świecie i (…) kontynuowania nauki”. Pomijając to, że z niektórych spośród tych zapisów wyłania się wizja szkoły jako “wartości samej w sobie” (tj. instytucji istniejącej głównie po to, by podtrzymać zasadność własnego istnienia), warto zwrócić uwagę właśnie na ów osobliwy szkolny pragmatyzm czy utylitaryzm, który nie wytrzymuje zderzenia z dosyć już banalnym (ale jednak prawdziwym)  stwierdzeniem o szybkości zmian zachodzących we współczesnym świecie i niemożności przewidzenia ich kierunku. Nie jest to jednak najbardziej zasadniczy błąd czy problem wynikający z tych fundamentalnych skądinąd sformułowań.

Człowiek uszkolniony

Edukacja ma przygotować do życia w nieznanej i niepoznawalnej przyszłości, jeśli więc nie przyświecają jej cele i wartości ponadczasowe, to nie może spełniać tej podstawowej funkcji. Ograniczając się do czynienia uczących się użytecznymi czyteż rozwijającymi się (w ramach określonych definicji i kierunków rozwoju), przygotowuje ich do efektywnego funkcjonowania tu i teraz, czyli w szkole i okolicach – w sztucznej skądinąd rzeczywistości edukacyjnych doświadczeń. Szkoła nie może wyłącznie przygotowywać do ukończenia szkoły względnie do podjęcia edukacji akademickiej czy robienia kariery w (notabene rządzących się podobnymi do szkolnych regułami) instytucjach czy korporacjach – sprawność i efektywność nie mogą być przecież wyłącznymi wyznacznikami wpisanego w cele edukacji projektu antropologicznego. Chodzi przecież o ukształtowanie człowieka – a właściwie towarzyszenie mu w poszukiwaniu własnego kształtu i dążeniu do rozpoznawania tego, co prawdziwe, dobre i piękne.  

Tymczasem zgodnie z założeniami przyświecającym polskiemu systemowi edukacji (zawartymi we wspomnianych dokumentach) jedynym wzorcem osobowym epoki jest człowiek produktywny, sprawnie wykonujący polecenia i sumiennie wypełniający rozmaite powinności. To ktoś, kto istnieje dzięki zaliczaniu kolejnych zadań i zdobywaniu ocen – kto bez możliwości odhaczania kolejnych punktów w różnego rodzaju checklistach czy zaliczania kolejnych etapów w licznych projektach traci nie tylko cel i sens własnego życia, ale też rację bytu. To człowiek myślący o tym, o czym myśleć warto; człowiek podlegający nieustannym wycenom; człowiek wy-twórczy.  

Świat uszkolniony

Z przytoczonych zapisów wyłania się bardzo specyficzna wizja świata, stworzonego na obraz i podobieństwo edukacyjnego uniwersum. Zdobywanie wiedzy – czyli dążenie do poznawania prawdy – nie jest tu przecież ukazywane jako wartość sama w sobie, lecz jako narzędzie, którego waga zależna jest wyłącznie od możliwości praktycznego zastosowania czy też użycia przynoszącego konkretne, mierzalne korzyści. W tak postrzeganym świecie nie jest ważne, co jest prawdziwe i właściwe, ale to, co się bardziej przyda czy opłaca – co i kto może z czegoś mieć. Warto więc robić tylko to, co przyniesie korzyści, i tylko tak, by zyskać aprobatę. Taka wizja szkoły czy edukacji nie mieści w sobie odrzucenie testów (z jedną właściwą odpowiedzią) i ocen, bez nich w zasadzie świat nie może istnieć. Aktualna racja zastępuje tu prawdę, użyteczność – dobro, a efektywność czy atrakcyjność – piękno.

Co więcej, ponieważ wiedzę można zdobyć, a umiejętności opanować w mniejszym lub większym stopniu – jest to rzeczywistość nieustannego porównywania się do innych czy stałego odnoszenia się do norm, a także niekończącego się wyścigu o miejsce w klasowym, szkolnym czy życiowym rankingu. Rywalizacja zaś nie ma w tym uniwersum końca, ponieważ zawsze możliwe jest zdobycie kolejnych użytecznych kompetencji i zawsze znajdzie się ktoś lepszy lub gorszy w danej dziedzinie. 

Podstawa podstawy

Zapisy cytowanej wcześniej podstawy programowej dla liceów i techników wskazują na konieczność kształtowania postaw uczniów, jednak i te postawy mają mieć funkcję użytkową. Zgodnie z założeniem MEN mają to być (liczne i wyliczone w dosyć przypadkowej kolejności) “postawy sprzyjające ich dalszemu rozwojowi indywidualnemu i społecznemu” – nie do końca jednak wiadomo, w jaki sposób zdobywana wiedza i nabywane umiejętności ściśle powiązane z egzaminami mierzącymi stopień ich opanowania  mają służyć ukształtowaniu tego rodzaju postaw. Zresztą czytając dotyczący ich dosyć krótki i w żaden sposób nie wyeksponowany akapit, można odnieść wrażenie, że pojawia się on w dokumencie fundującym szkolną rzeczywistość niejako pro forma, bo coś o tym napisać trzeba i wypada. 

Tego rodzaju projekt antropologiczny powinien być tymczasem podstawy podstawą – i do niego dostosowane powinny być zarówno prezentowane treści, jak i sposoby ich prezentowania. Nie może to jednak być projekt doraźny, zmieniający się ciągle w rytmie kolejnych reform, względnie odpowiadający na aktualne zapotrzebowanie rynków czy społeczeństw. Wydaje się, że takim ideałem mógłby być człowiek poszukujący – nieustannie dążący do poznawania prawdy o świecie i o sobie. Celem edukacji miałoby być wówczas przede wszystkim podtrzymywanie wrodzonej ciekawości oraz dostarczenie powiązanych z nią kompetencji – nie tylko jednak wyposażenie w umiejętności sprzyjające poszukiwaniom, lecz także kształtowanie postawy pokory i odwagi, niezbędnych, by przyjąć rozpoznawaną prawdę, nawet jeśli jest niezgodna z założeniami i oczekiwaniami czy zwyczajnie trudna, nieatrakcyjna czy bezużyteczna.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności
Już dostępny!

Przemyślnik edukacyjny

73 pytania będące źródłem edukacyjnej inspiracji i refleksji!