Edukacja online. Absurd czy rozwiązanie?

Tosia Kozielec
0 komentarz

Edukacja online bez wychodzenia z domu – czy jest możliwa? Na początku marca 2020 roku taki pomysł wydawał się absurdalny, a osoby promujące takie metody były uważane za szalone.  Co się zmieniło? Ze względu na pandemię koronawirusa 12 marca w Polsce zostały zamknięte szkoły i pojawiło się pytanie: co teraz? Oczywiście, uczniowie byli zadowoleni z tych niespodziewanych koronaferii, jednak maturzyści i ósmoklasiści oraz większość rodziców czuła raczej przerażenie. Jako rozwiązanie w niektórych szkołach zostały wprowadzone lekcje online przez Skype’a czy inne komunikatory, w innych młodzież dostała zadania do wykonania z prośbą o przesłanie rozwiązań na maila nauczyciela, a na stronie MEN-u pojawił się plan lekcji wraz z podręcznikiem online. I właśnie tę ostatnią opcję postanowiłam przetestować.

Ponieważ jestem nastolatką, a z wykładu neurodydaktyka dr. Marka Kaczmarzyka wiem, że mój mózg budzi się koło godziny 9, to o tej godzinie się obudziłam. Trochę poczytałam, obejrzałam serial i o 13 przystąpiłam do dzieła. Moim celem było sprawdzenie, ile czasu zajmuje zrobienie takiego jednego „dnia z MEN” i z jakim wynikiem jestem w stanie wykonać zamieszczone na stronie quizy.

Tego dnia w planie był polski, biologia, angielski i fizyka (ponieważ jest to poziom rozszerzony, a ja szczerze nie lubię tego przedmiotu, musiałam go pominąć, mam nadzieję, że mi wybaczycie). O godzinie 13 wzięłam kartki, długopis i zakreślacz, żeby robić notatki, nastawiłam wodę na herbatę i odpaliłam laptopa. 

Na pierwszy ogień idzie polski i temat: „Czterdzieści i cztery, czyli mesjanizm i profetyzm III części „Dziadów” (mogło być lepiej, ale mogło być gorzej). I tak sobie czytam te fragmenty “Dziadów”, dopasowuję nazwy do ich definicji, znowu czytam fragmenty i odpowiednio je analizuję (tak jak zostałam poproszona o to w zadaniach), rozwiązuję wszystkie quizy na sto procent; po czterdziestu minutach znajduję się na trzeciej stronie i stwierdzam, że potrzebuję chwili przerwy, po pierwsze dlatego, że herbata mi się skończyła, a po drugie przez to, że przeczytałam tyle fragmentów, że zaczynają mi się już mieszać i przestaję je dobrze analizować. Po piętnastu minutach wracam z ciepłym napojem, nową energią i stwierdzam, że zajrzę na następną stronę, żeby sprawdzić, ile mi jeszcze zostało… Nie ukrywam, że się trochę zdziwiłam, ponieważ okazało się, że przerobiłam materiał nie z jednego dnia, a z całego tygodnia, co oznacza, że jednego dnia z polskiego według planu MEN zajmuje jakieś 10-15 minut. 

Po nieco przedłużonej lekcji polskiego przyszedł czas na angielski. Ku mojemu zaskoczeniu zadania były skonstruowane dużo lepiej niż poprzednie. Na ten dzień (na moje szczęście) było przewidziane rozumienie ze słuchu – kliknęłam w link i zostałam przekierowana do dwudziestominutowego podcastu na temat zawodów z przyszłością, który opatrzony był transkryptem, więc można było jednocześnie słuchać i czytać. Do tej audycji dołączone był dwa dodatkowe materiały, jeden dziesięciominutowy, a drugi prawie półgodzinny – te przesłuchałam później na dworze. Brakowało mi jedynie jakiegoś polecenia, żeby napisać kilka zdań, na przykład pytania, co myślimy o tym, co usłyszeliśmy, albo czy się z tym zgadzamy czy nie. Nie omieszkam napisać takiej pracy we własnym zakresie, ale taka sugestia byłaby naprawdę fajna. 

Ostatnią moją lekcją w tym dniu była biologia – według mnie absolutny majstersztyk. Na początku zamieszczone zostało krótkie wprowadzenie zawierające informacje o tym, co powinniśmy już umieć, czego się nauczymy i czym jest wskazane w temacie klonowanie zwierząt. Następnie przygotowany w bardzo ciekawy sposób (z animacjami, przyjemnym narratorem i zwięźle przedstawioną wiedzą) film, podczas którego robiłam notatki. Po obejrzeniu go miałam rozwiązać 10 zadań, które byłam w stanie zrobić na 100 %. Na końcu lekcji znalazło się podsumowanie tematu w punktach i jeszcze jedno zadanie, zaś na ostatniej stronie jeszcze słowniczek z trudnymi pojęciami. Jak dla mnie – nic dodać nic ująć.

***

Mając w pamięci przebieg i efekty mojego eksperymentu, chciałabym opisać, jak by to mogło wyglądać docelowo, tworząc swego rodzaju wizję mojej utopii nauki online.

Wyobraź sobie, że wchodzisz na platformę, na której wybierasz swoją klasę. Gdy już w niej jesteś, możesz wybrać przedmiot, którego się dzisiaj uczysz. Tak, to ty podejmujesz decyzję! Trochę za dużo jak na jeden raz? W takim razie wybierz drugą opcję i wejdź w plan, w którym masz podane, co masz robić każdego dnia przez cały rok.

I teraz twoja lekcja wygląda tak: siadasz. Kiepsko się dziś czujesz? To może chcesz się położyć? Żaden problem. W takim razie kładziesz się z ciepłą herbatą albo kawą na kanapie i w zależności od tego, którą opcję wybierzesz, albo zaczynasz robić jeden z przedmiotów zgodnych z twoimi ,,rozszerzeniami” zaplanowanymi przez system (komputerowy) na dzisiaj, albo tymi wybranymi przez ciebie. 

Załóżmy więc, że wybierasz tę opcję przedmiotową. Jesteś w 2 LO i dzisiaj masz ochotę pouczyć się biologii, więc klikasz na nazwę przedmiotu i przenosisz się do miejsca, w którym skończyłeś ostatnio przerabiać materiał. Na początku pojawia się skrót wcześniejszych zagadnień wraz z informacją, co musisz umieć, żeby zabrać się za ten temat, oraz wskazaniem w punktach, czego się dowiesz dzisiaj. Materiał mógłby być dostępny w formie filmu i tekstu. Później należałoby rozwiązać quizy i/lub zadania, na podstawie których zaliczasz materiał. Po rozwiązaniu quizu (tego po temacie) przechodzisz do podsumowania tematu gdzie masz najważniejsze zagadnienia i linki rozszerzające temat. Najważniejsze rzeczy z lekcji można przenosić do dokumentów (takiego zeszytu online).

Możesz oczywiście pójść na kompromis – skoro na maturze 30 % wystarczy, żeby zdać, to może w każdym z tych quizów zdobycie tych 30% by wystarczało? Zapewniam jednak, że przy takich wykładach zadania będą rozwiązywane na 100 %. Zapytasz: dlaczego? Ponieważ to będzie  twoja decyzja, żeby do tego usiąść, ty będziesz decydować, kiedy i za co chcesz się zabrać. Już sama możliwość wyboru jest świetną motywacją do efektywnego działania. 

Jak jednak wyglądałoby zaliczenie przedmiotu? Tu również mogłyby się pojawić dwie opcje. Pierwsza polegałaby na tym, że po przerobieniu i zdaniu wszystkich tematów rok z danego przedmiotu jest automatycznie zaliczony. Skoro bowiem wszystko przerobiłeś, to chyba coś w twojej głowie zostało, prawda? Możliwa byłaby też druga opcja, czyli quiz z całego roku z nieograniczonym czasem na rozwiązanie – rozwiązujesz go tak długo, jak chcesz, a po zakończeniu masz na zaliczony przedmiot.  Brzmi dobrze, prawda? 

Co jednak  z przedmiotami humanistycznymi? 

Jeśli wybierasz dziś język polski, tak jak w przypadku biologii możesz przejść do miejsca, w którym skończyłeś naukę poprzednim razem, możesz też wejść w coś w rodzaju spisu treści. W tym miejscu oprócz charakterystyki epok literackich  znajdziesz tematy prac pisemnych, linki do filmików, w których są one omówione, a także terminarz webinarów, na które można byłoby się zapisywać. Co miałoby być się jednak dziać na takich webinarach? Dyskusja na temat jakiejś myśli filozoficznej, debata o książce, filmie czy pisarzu albo o obecnej sytuacji na świecie… Może być?

Jak jednak miałoby wyglądać ocenianie? A co, gdyby była grupa tutorów – osób prowadzących, pytających, podpowiadających? Każdy uczeń wybierałby sobie mentora, do którego wysyłałby prace i z którym byłby w stałym kontakcie – i na tej podstawie byłby oceniany.

***

Jest to “projekt roboczy”, ale co o tym myślisz? 

Nie musisz wstawać o świcie, ale możesz. 
Nie musisz siedzieć w ławce, chyba że chcesz. 
Nie musisz działać zgodnie z narzuconym planem, o ile nie jest to dla Ciebie wygodniejsze.

Wybór – i odpowiedzialność – należy do Ciebie.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności