5 powodów, dla których boimy się leśnej edukacji

Aleksandra Gancarz
0 komentarze

Przez dwa dni uczestniczyłam w IV Święcie Leśnej Edukacji. Najpierw zaskoczyło mnie, że tak dużo ludzi z całej Polski przyjechało do Żywca i Krzyżówek, aby wziąć w nim udział, a chwilę później zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie widzę w tej grupie moich znajomych. Po kilku latach zapuszczania korzeni na Żywiecczyźnie znam tu już trochę nauczycielek i niemało rodziców, a jednak nie spotkałam żadnej znajomej twarzy spoza Montessori Mountain Schools.

Po co tyle tego hasania po lesie? – przypomniałam sobie tytuł ebooka, dla którego zapisałam się na newsletter e:mi, nie spodziewając się, że kiedyś będzie to moje miejsce pracy. Niedługa publikacja z 2020 roku zaczyna się słowami: Leśna edukacja w kolejnych latach zyskuje coraz większą popularność. Dziś, czyli pięć lat później, potrafię znaleźć tyle samo argumentów na potwierdzenie tej tezy, co na zaprzeczenie jej, bo z jednej strony leśne przedszkola wyrastają jak grzyby po deszczu, starsze dzieci jeżdżą na leśne wakacje, a nastolatkowie uprawiają leśny survival, lecz z drugiej strony obserwuję dzieci zamknięte w domach, szkołach i przedszkolach, przeważnie przed ekranami, w których dorośli widzą mniejsze zagrożenie niż w hasaniu po lesie.

Kiedy pytam inne osoby uczestniczące w Święcie Leśnej Edukacji o radości z przebywania w naturze, wymieniają bez problemu: rozwój, relaks, odnajdywanie siebie, cisza, spokój równowaga, doznania sensoryczne. To wszystko słyszałam i czytałam już milion razy. Pytam więc o trudności związane z leśną edukacją. Co zniechęca do korzystania z tego całego dobra, które mamy na wyciągnięcie ręki? Odpowiedzi układają się w pięć ostrzeżeń przed kontaktem z przyrodą. Każde z nich może zniechęcić do leśnej edukacji już na starcie, zwłaszcza gdy jako wychowawcy odpowiadamy za czyjeś dzieci.

#1 Zmarzniesz!

Skandynawskie wychowanie zwykle szokuje Polaków. Dzieci żłobkowe w Danii przez dwie godziny dziennie przebywają na zewnątrz bez względu na warunki pogodowe. Przedszkolaki w Finlandii w czasie deszczu brodzą w kałużach i nie pozwala im się zostać w budynku szkoły, nawet gdy rodzice nie zapewnią im odpowiedniego stroju. Było tak zimno, że my wszyscy byliśmy ubrani w kurtki i czapki, a ten chłopiec ociekał wodą. I to nie jak w czasie deszczu, tylko jak po wyjściu z basenu – opowiada mi asystent przemoczonego przedszkolaka z Helsinek. Zapytałem nauczycielkę, czy mogę z nim wejść do budynku szkoły, ale odpowiedziała, że nie, bo rodzicom tego chłopca już trzy razy przypominano o konieczności zakupienia kombinezonu i jeśli teraz się rozchoruje, to będzie ich wina, a nie szkoły. Po tygodniu od tego przemoczenia i przemarznięcia zapytałam, czy chłopiec zachorował. Nie, był zdrowy i cały czas chodził do przedszkola.

W Polsce chronimy dzieci przed zimnem i generalnie wolimy, żeby chorowały z przegrzania niż z przeziębienia. Zimna boją się nawet najwięksi fani leśnej edukacji. Agnieszka Misiak opowiadała kiedyś, jak bała się, że w leśnym przedszkolu znajdzie Syneczka  zamarzniętego na brzegu potoku. Mówiła też o tym, jak trudno było jej (rozmiłowanej w outdoorze psycholożce dziecięcej!) uwierzyć, że naprawdę nie wie lepiej od swojego dziecka, czy jest mu zimno czy ciepło. 

W leśnych przedszkolach i szkołach są rodzice, którzy w chłodniejsze dni odbierają swoje dzieci wcześniej lub nie posyłają ich wcale. Były takie rodziny, które nie posyłały dziecka, kiedy było zimno albo kiedy padał deszcz – mówi w 45. odcinku podcastu “Wypad w zieleń!” Bożena Kaczyńska z Niepublicznej Szkoły Podstawowej „Skrzydła” w Lublinie. Potwierdza to również jedna z leśnych edukatorek obecnych na Święcie Leśnej Edukacji: Jak tylko jest trochę zimniej, rodzice odbierają Emilkę wcześniej, żeby nie przemarzła. 

Odpowiedzią Bożeny Kaczyńskiej na rodzicielski lęk przed chłodem są rozmowy o tym, co ich dzieci stracą, gdy będą nieobecne. Nastoletnie wolontariuszki spotkane w pierwszy dzień Święta Leśnej Edukacji mówią, że trzeba się po prostu dobrze ubrać, bo warunki atmosferyczne faktycznie mogą utrudniać cieszenie się lasem. 

Gdy pytam o radzenie sobie z zimnem, jesteśmy w żywieckim Parku Habsburgów, jest 4 kwietnia, a słońce świeci na całego. Chodzimy w bluzach lub samych koszulkach, a niektórym wystarcza krótki rękaw. Tylko moje trzyletnie dziecko nie chce zdjąć ani nawet rozpiąć zimowej kurtki. Nie próbuję wiedzieć lepiej od niego, czy jest mu zimno czy ciepło. Po prostu pytam co jakiś czas, czy nie chciałby zdjąć kurteczki i z pokorą przyjmuję do wiadomości, że inaczej odczuwa temperaturę niż ja. 

Drugi dzień Święta Leśnej Edukacji pozwala nam zmierzyć się z zimnem. Gdy o wpół do dziesiątej wyjeżdżamy z Żywca, jest na tyle ciepło, że chcę jechać w samym polarze, lecz w Krzyżówkach już po pierwszej godzinie wracamy do auta, aby ubrać się cieplej. Poprawiają nam się humory i zaczynamy chętniej korzystać z atrakcji przygotowanych przez organizatorów wydarzenia, gospodarzy miejsca i samą przyrodę. Inni uczestnicy święta najwyraźniej mają większe doświadczenie w obcowaniu z naturą w wiosennej odsłonie, ponieważ od razu przychodzą ubrani w kombinezony, ocieplane kalosze, wełnianą odzież. Mama z miesięcznym dzieckiem w chuście tłumaczy mi, że w wełnie jej maleństwu nie grozi wychłodzenie.

Nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania. Potwierdza to nasze dzisiejsze doświadczenie. Następnym razem przygotujemy się lepiej. 

#2 Połamiesz się!

Znacznie większe ryzyko kontuzji poważnie zniechęca do aktywności w lesie. Słyszę to w leśnej pracowni i przy stanowisku Nadleśnictwa Jeleśnia. 

Przesadna odpowiedzialność za cudze dzieci potrafi zepsuć zabawę, udaremnić rozwój i doprowadzić do absurdalnych rozwiązań. Najlepiej wiedzą o tym wuefiści, którzy najczęściej z wszystkich nauczycieli obcują z kontuzjami. Zaraz za nimi znajdują się leśni edukatorzy. Jedna z nauczycielek mówi mi, że jej podopiecznym jeszcze nigdy nic się nie stało, ale wie, że jeśli dojdzie do niebezpiecznej sytuacji czy jakiegoś wypadku, to rodzice mogą latami sądzić się z nią i ze szkołą. 

Czy posyłając swoje dzieci na zajęcia leśnej edukacji można mieć pretensje o upadek na nierównym terenie albo szyszkę spadającą z drzewa na głowę? Wydaje mi się to niemożliwe, lecz obecne w Krzyżówkach leśniczki wyprowadzają mnie z błędu. Ludzie zwracają się do nadleśnictwa z żądaniami usunięcia spróchniałych drzew na szlaku i nie ma dla nich znaczenia, czy jest to rezerwat przyrody czy siedlisko orła przedniego – gdy wchodzą do lasu, chcą czuć się bezpiecznie i żądają, by im to zapewnić. 

O minimum bezpieczeństwa wspomniał też dr Kasper Jakubowski, architekt krajobrazu realizujący projekty na styku ekologii, architektury i sztuki. Na osiedlowym bagnie urządzonym między blokami minimum bezpieczeństwa stanowią atesty umieszczonych tam kamieni, desek i patyków, a także dobór roślin, którymi trudno się zatruć. Rozumiem, że w ten sposób zapewnia się bezpieczeństwo gospodarzom takiego miejsca, zdejmując z nich odpowiedzialność za nogi połamane przy zeskakiwaniu z atestowanej deski, bo bezpiecznego upadania mogą nauczyć rodzice – i to nie poprzez usuwanie wszelkich zagrożeń z drogi swojego dziecka, tylko pozwalając na niegroźne upadki.

#3 Zatrujesz się!

Usłyszałam rozmowę dwóch chłopaków przebiegających obok nas po stromej ścieżce nad potokiem. – Co jesz? – zapytał starszy. – Szczawik zajęczy –  odpowiedział zadowolony ośmio-, może dziewięciolatek. – To nie jest szczawik zajęczy! – krzyknął starszy i pobiegli dalej.

Na leśnej ścieżce nikt nie kontroluje doboru roślin, lecz w murach szkoły też nie jest bezpieczniej. Kilka lat temu moja siedmioletnia uczennica zjadła gumkę do mazania, o co jej rodzice mieli do mnie straszne pretensje. Obgryzanie bluszczy i paproci zwisających nad szkolną ławką było ulubionym wygłupem mojego kolegi z podstawówki i żadne reprymendy nauczycieli go nie powstrzymywały.

W szkole można łamać zasady i nie pamiętać nazw oraz właściwości roślin. W lesie również, tylko trzeba brać pod uwagę, że zamiast jedynki z biologii możemy mieć rozwolnienie, a zagrożenie powtarzaniem klasy może okazać się błahostką wobec całkiem realnego zagrożenia życia. 

Obecność Anieli Mazan w Krzyżówkach przypomniała mi, że mycie rąk przed jedzeniem staje się w lesie jeszcze ważniejsze niż zwykle. Dotykamy tam natury w całej jej okazałości, włącznie z piórami orłów, wypluwkami sowy, kośćmi pożartej myszy, a nawet odchodami, które też potrafią być fascynujące. Nie chcemy spożywać aż tak różnorodnych bakterii, dlatego dezynfekujemy ręce przed jedzeniem i leśni edukatorzy biorą to pod uwagę. 

#4 Pobrudzisz się!

Nad brudnymi rękami w lesie możemy zapanować, ale co z resztą?

Pewna Polka po powrocie z Niemiec relacjonowała mi z zadziwieniem taką sytuację: Te dzieci codziennie po południu przechodziły koło naszego domu całe brudne od błota! A były z nimi dwie panie! Nie wiem, co to miało być, bo wyglądali na przedszkole, tylko codziennie szli gdzieś w stronę lasu i po kilku godzinach wracali tacy brudni. Od czasu tamtej rozmowy minęło jakieś 15 lat. Teraz kilkoro moich znajomych ma dzieci w różnych formach leśnej edukacji w Polsce. Koleżanka posyłająca dziecko do leśnego przedszkola na obrzeżach Katowic opowiada mi o pierwszym zebraniu rodzicielskim: Od razu nam powiedzieli, żeby do przedszkola dawać dzieciom najgorsze ubrania, bo one po jednym razie będą do wyrzucenia – albo brudne, albo brudne i podarte. 

Nie zawsze jest tak drastycznie, bo celem leśnej edukacji nie jest niszczenie ubrań, ale lepiej się na to przygotować. Skutkiem ubocznym przebywania w naturze może być odzież ubrudzona błotem, sadzą z ogniska, mchem, trawą. Wydaje się to oczywiste, a jednak od pewnej nauczycielki przedszkolnej usłyszałam, że rodzice potrafią mieć pretensje o to, że dziecko z leśnego przedszkola wychodzi brudne. Jeden tata wykrzyczał jej kiedyś w progu przedszkola: Co takie brudne dziecko mi pani oddaje? Jak jak ja je mam do domu zawieźć? Całe auto mi zabrudzi! 

W Krzyżówkach nie zauważyłam nikogo wytaplanego w błocie. Być może zimno skłaniało do powstrzymania przed kąpielą błotną siebie i najmłodszych dzieci, a może po prostu nikt tego nie lubił.

Przypomniałam sobie dwoje dzieci w ogromnej kałuży przed domem. Chłopiec brodził ostrożnie, żeby woda nie nalała mu się do kaloszy, a dziewczynka wskakiwała z takim impetem, że nawet głowę miała mokrą, a jej kombinezon do pasa był ubłocony. Każdy z nas jest inny i spotykając się w jednej kałuży możemy pozostać różni. 

Las to odkrywanie siebie – zarówno przez dziecko, jak i przez rodzica. Granice tolerancji brudu wśród członków jednej rodziny mogą się diametralnie różnić. 

#5 Pogryzą cię kleszcze i żmije! 

Chciałam kiedyś zabrać grupę dzieci na łąkę, ale zostałam nastraszona przez jedną mamę żmijami i kleszczami. Żmij nie bałam się wcale, bo byłam przekonana, że uciekną przed naszą hałaśliwą gromadką, lecz kleszcze udaremniły naszą wyprawę, bo nie miałam pomysłu na ochronę przed nimi w czasie ogromnych upałów. Nie chciałam wychodzić na łąkę, żeby się bać i jeszcze bardziej cierpieć z powodu gorąca w długich spodniach, skarpetach i pełnych butach.

Marzena Żachowska, nauczycielka z Liceum Sztuk Plastycznych w Gronowie Górnym koło Elbląga, powiedziała w czasie panelu dyskusyjnego, że z dobrodziejstw lasu możemy czerpać, gdy pozwala nam na to zdrowie i poczucie bezpieczeństwa, więc zapytałam ją o nurtującą mnie sprawę kleszczy i przestraszonych rodziców. W odpowiedzi usłyszałam, że jest to trudna i powolna praca oraz że kleszcze mogą nam do domu przynieść również nasze zwierzęta. Nie przekonało mnie to, ponieważ swojego kota przed kleszczami zabezpieczam dość skutecznie. Od doświadczonej nauczycielki i terapeutki dowiedziałam się również, że w imię poczucia bezpieczeństwa ludzie w lesie wolą czasem czuć zapach preparatów odstraszających komary i kleszcze niż drzew i ziół. W to uwierzyłam, lecz jako nauczycielka od tych najmłodszych dzieci wiem, że niektóre z tych preparatów są tylko dla dorosłych, poza tym sama nie mogę niczym spryskać dziecka, a przekonanie rodziców to… trudna i powolna praca, więc koło się zamyka. 

Czy las to elitarna przestrzeń edukacji? 

Kiedyś wydawało mi się, że nasze rodzinne zamiłowanie do przebywania w naturze wynika z minimalizmu. Nie potrzebujemy drogich produktów ani ekskluzywnych hoteli, na kilka dni porzucamy wygodne łóżka, ciepłą wodę i dostęp do prądu, aby nasycić się cudowną przyrodą. Po tych wszystkich dyskusjach w czasie IV Święta Leśnej Edukacji dochodzę do wniosku, że aby być (minimalistą w lesie), trzeba najpierw mieć (minimum zdrowia, minimum poczucia bezpieczeństwa i minimum zaufania do natury). Trzeba też dać sobie na to czas, co również sytuację naszą rodzinę wśród elit, które oprócz pracy zawodowej i obowiązków domowych mogą znaleźć czas na wypad w zieleń.

Panel dyskusyjny w ramach IV Święta Leśnej Edukacji

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności