Edukacja domowa + życie społeczne? Tak działa Montessori Open Space

Anna Giedronowicz
0 komentarze

Czy edukacja domowa musi oznaczać izolację i samotną naukę w domu? A może, wbrew niedowierzaniom, istnieje takie miejsce, gdzie młodzi ludzie rozwijają swój potencjał i budują relacje, jednocześnie korzystając z wolności i elastyczności? 

Montessori Open Space to propozycja dla tych, którzy wierzą, że edukacja może wyglądać inaczej. To miejsce, w którym pasje i przyjaźnie są ważniejsze niż ciągły pośpiech, presja i oczekiwania. 

Z rozmowy z Mateuszem Zabłockim wyłania się obraz edukacji domowej jako przestrzeni pełnej relacji, inicjatywy i rozwoju życiowych kompetencji. To opowieść o tym, jak można kształcić młodych ludzi, stawiając na ich indywidualność, współpracę i poczucie bezpieczeństwa.

Edukacja Można Inaczej: Mateusz, opowiedz proszę o społeczności, która tworzy się w Montessori Open Space. Jakie są główne założenia tego projektu i w jaki sposób łączy on edukację domową z elementami grupowej współpracy?

Mateusz Zabłocki: Open Space w Bielsku Białej to nasza propozycja w ramach szkół Montessori Mountain Schools, skierowana do licealistów w edukacji domowej, którzy mimo, że są w edukacji domowej, to chcą się codziennie spotykać z tymi samymi ludźmi. Chcą tworzyć coś na kształt klasy, pracując pod opieką tutora. Uczą się samodzielnie, a z tutorem realizują autorski program, który jest przez niego zaproponowany. Współpracują w grupie rówieśników, rozwijają się w różnych kierunkach, niekoniecznie wyznaczonych przez oficjalny program szkoły.  

Obecnie działają trzy grupy, każda prowadzona przez innego tutora. W tym roku ja odpowiadam za koordynację całego projektu i za tworzenie różnych dodatkowych inicjatyw. Każda z grup ma nieco inny charakter: jedna jest bardziej artystyczno-muzyczna, druga skupia się na naukach ścisłych, a trzecia najwięcej rozmawia — o filozofii, o tym, co usłyszą, przeczytają, czego doświadczają.

Zależy nam na tym, by uczniowie rozwijali się nie tylko w ramach narzuconej podstawy programowej, ale też mieli przestrzeń do poszerzania horyzontów, realizowania własnych zainteresowań i próbowania nowych rzeczy — często takich, których wcześniej w ogóle się po sobie nie spodziewali.

Edukacja Można Inaczej: Kiedyś słyszałam jak mówiłeś, że dbasz ,,nie tylko o to, żeby było bardzo mądrze, ale też żeby było bardzo fajnie”. Możesz opowiedzieć o tych dodatkowych aktywnościach, które organizujecie w Montessori Open Space? Które z nich są szczególnie ważne dla uczniów?

Mateusz Zabłocki: To odbywa się tak często, jak tylko uczniowie mają na to ochotę — z tym, że oczekujemy od nich zaangażowania w przygotowania. 

Ostatnio, na przykład, zorganizowaliśmy warsztaty z pracy w glinie. Regularnie odbywają się zajęcia sportowe: joga, ścianka wspinaczkowa, ćwiczenia na zdrowy kręgosłup. Często też wychodzimy w pobliskie beskidzkie pagórki.

Organizujemy również kilkudniowe wyjazdy — czasem do jakiejś chatki w górach, czasem do innych miast. Różne grupy realizują to oddolnie, z własnej inicjatywy. Pojawiają się także oddolne inicjatywy uczniów: na przykład jedna z grup wybrała się na „Jezioro Łabędzie”, zapowiedzieli pomysł i zachęcili innych do dołączenia.

Robimy też wieczory filmowe, spotkania przy planszówkach — sporo naprawdę fajnych rzeczy. Wychodzimy z założenia, że skoro mają tu przychodzić, to muszą się w tym miejscu czuć dobrze. To musi być ich przestrzeń, ich ekipa. Warunkiem koniecznym jest to, że będą chcieli tu być. Bo jeśli nie będą mieć na to ochoty, to to po prostu nie ma sensu.

Edukacja Można Inaczej: Słyszę tutaj dużo fajnych inicjatyw. Wiele osób myśli, że uczniowie w edukacji domowej mają problem z kontaktami z rówieśnikami i odnalezieniem się w grupie. Z tego co mówisz, wydaje się całkiem odwrotnie. Jakie masz przemyślenia na temat tego stylu uczenia się, pracując z młodzieżą w edukacji domowej?

Mateusz Zabłocki: Na pewno edukacja domowa nie jest rozwiązaniem dla wszystkich. Wymaga dużej umiejętności mobilizowania się i wewnętrznego przekonania, że to, co się robi, ma sens. Trzeba mieć pomysł na to, jak chce się wykorzystywać czas, który zostaje po nauce — bo uczniowie w edukacji domowej są w stanie opanować materiał znacznie szybciej niż w tradycyjnej szkole. W moim odczuciu, w szkołach, uczniowie spędzają ogromną liczbę godzin, często marnując czas, a potem i tak muszą uczyć się dodatkowo w domu lub na korepetycjach.

Jeśli edukacja domowa nie jest próbą prześlizgnięcia się przez system w możliwie najłatwiejszy sposób, tylko świadomym, ambitnym wyborem alternatywnej ścieżki, to może naprawdę przynieść bardzo dobre efekty. Ale do tego potrzebne jest wsparcie — zarówno ze strony rodziców, jak i tutorów.

Osoby, które zgłaszają się do naszej społeczności, wiedzą, że będą funkcjonować w grupie. Nawet jeśli ktoś mówi: „Jestem raczej samotnikiem”, to rozmawiamy o tym otwarcie: „W porządku, że tak się czujesz, ale zapisujesz się do miejsca, które z założenia tworzy społeczność”. Nie ma obowiązku do nas dołączać, ale jeśli ktoś już podejmuje tę decyzję, warto, żeby był gotów pracować również nad relacjami z innymi.

Zdecydowana większość osób, które do nas trafiają, to nie są osoby funkcjonujące gdzieś na marginesie społecznym tylko dlatego, że są w edukacji domowej. Wręcz przeciwnie — tworzymy społeczność, która, z naszej perspektywy, funkcjonuje w zdrowy sposób. Nikt nikogo nie gnębi, nie ma przemocy, nie ma też rywalizacji o to, kto ma droższy telefon czy lepszą deskorolkę. Oczywiście nie twierdzimy, że wszystko wiemy i że wszystko działa idealnie, ale patrząc na naszych uczniów, mamy poczucie, że ta grupa funkcjonuje na dobrych zasadach.

Widzimy to też w wynikach corocznych ankiet, które przeprowadzamy. Uczniowie odpowiadają w nich na kilkadziesiąt pytań dotyczących różnych aspektów naszej działalności, w tym również relacji społecznych. Jedną kwestią jest poczucie integracji, a drugą — poczucie bezpieczeństwa. I właśnie to bezpieczeństwo w grupie jest czymś, co nasi uczniowie bardzo wyraźnie odczuwają. Myślę, że o wielu szkołach niestety nie można powiedzieć tego samego. Mamy sporo uczniów, którzy trafili do nas właśnie dlatego, że w poprzednich szkołach nie czuli się bezpiecznie.

Edukacja Można Inaczej: Ciekawi mnie, co sprawia, że młody człowiek jest w stanie wpasować się w społeczność Montessori Open Space. Jakie cechy charakteryzują idealnego kandydata i na co szczególnie zwracacie uwagę w procesie rekrutacji?

Mateusz Zabłocki: Podczas rekrutacji wynik kandydata z egzaminu ósmoklasisty nie stanowi dla nas istotnego kryterium. Celem rozmowy wstępnej jest przede wszystkim przedstawienie się kandydatom, zapoznanie ich z filozofią naszego miejsca oraz jak najdokładniejsze poznanie ich motywacji i cech charakteru. Kluczowym elementem jest sprawdzenie, czy osoba, z którą się spotykamy, ma chęć do rozwoju, jest ciekawa świata, dociekliwa oraz posiada pasję i zaangażowanie. Każdy kandydat otrzymuje od tutora zadanie do wykonania, które ma na celu ocenę jego podejścia do wyzwań. Może to być komentarz do wystawy, wysłuchanie wywiadu w języku angielskim czy przeczytanie trudnego tekstu. Zadania te mają na celu podniesienie poprzeczki, by sprawdzić, kto podejmie próbę ich rozwiązania, kto wykazuje zainteresowanie i kto będzie gotów zgłębiać temat. Nie oczekujemy doskonałego wykonania tych zadań – ich poziom wykracza poza standardy podstawówki czy liceum. Istotne jest dla nas, aby kandydaci starali się zrozumieć materiał, zmagali się z nim i potrafili wskazać, czego nie rozumieją. Szukamy osób, które pragną się rozwijać, niezależnie od poziomu, na którym zaczynają. Mamy uczniów o różnych umiejętnościach, zarówno tych, którzy wnoszą dużą wiedzę, jak i tych, którzy muszą nadrobić pewne zaległości. Ważne jest, że wszyscy uczą się od siebie nawzajem i wspólnie pracują w tej samej przestrzeni. Z perspektywy tutora satysfakcję daje obserwowanie, jak zarówno osoby bardziej zaawansowane, jak i te, które dopiero zaczynają, rozwijają się i kształtują swoją przyszłość. W Open Space spotykają się ludzie, którzy w tradycyjnej szkole prawdopodobnie nigdy by się nie spotkali.

Drugi etap rekrutacji to dwa dni, które kandydaci spędzają z naszymi dotychczasowymi uczniami. Pierwszego dnia wszyscy pracują w ciszy, a kandydaci mają okazję zobaczyć, jak wygląda standardowy dzień w Open Space. Drugiego dnia wspólnie angażujemy się w nietypową aktywność, na przykład wspinaczkę. Celem tego dnia jest ocena, czy kandydaci podejmują się nowych wyzwań, czy potrafią współpracować, czy starają się nawiązać relacje i czy angażują się w grupowe działanie. Oczywiście brak chęci do wspinaczki nie jest decydującym czynnikiem eliminującym, jednak jeśli kandydat zamiast spróbować nowego wyzwania wybierze spędzenie czasu w samotności, może to być dla nas sygnał, który pozwoli nam przeprowadzić z nim rozmowę przed podjęciem decyzji o przyjęciu.

Open Space nie jest miejscem, które oferuje drogę na skróty. To ambitna propozycja dla ambitnych młodych ludzi, którzy są gotowi na wyzwania (choć niekoniecznie dla tych wyjątkowo uzdolnionych!).

Edukacja Można Inaczej: Widzimy, jak ważne jest, by młodzież miała pozytywnych mentorów w swojej edukacji. Jakie wartości są fundamentem twojej pracy z młodymi ludźmi w Open Space i jak przekazujesz te wartości?

Mateusz Zabłocki: Spędzamy z tymi młodymi ludźmi naprawdę dużo czasu. Oczywiście, to jest pewna formalna relacja — nie jesteśmy nauczycielami w tradycyjnym sensie, ale też zdecydowanie nie jesteśmy ich kolegami. To jednak relacja, w której, jeśli chcemy coś im przekazać, to przede wszystkim robimy to przez przykład. I to jest absolutna podstawa naszej pracy.

My, tutorzy, również musimy czuć się dobrze w tym miejscu. Musimy mieć ochotę tu przychodzić. Jeśli ktoś podejmuje się takiej pracy bez wewnętrznego zaangażowania, to po prostu nie ma to sensu.

Druga istotna rzecz to bycie przykładem. Możemy stać się dla tych młodych ludzi autorytetami nie przez pozycję, ale przez to, jak się zachowujemy. W ten sposób budujemy szacunek i zaufanie — i dopiero wtedy możemy mieć na nich pozytywny wpływ. A jak to zrobić? W gruncie rzeczy to bardzo proste: wystarczy traktować ich poważnie. Nie patrzeć na nich z góry. Pytać o zdanie i naprawdę słuchać odpowiedzi. A potem zrobić coś z tym, co się usłyszało. To są proste gesty, ale z własnego doświadczenia szkolnego nie pamiętam, żeby były one normą. Jeśli tutor się spóźni — to naturalne, każdemu się zdarza — warto, żeby dał znać uczniom i później ich za to przeprosił. To drobna rzecz, ale buduje kulturę wzajemnego szacunku.

Edukacja Można Inaczej: Wspomniałeś o ważnej roli rodziców w towarzyszeniu młodym ludziom w rozwoju. Jakie wskazówki dałbyś rodzicom, którzy chcą wspierać pasje swoich dzieci?

Mateusz Zabłocki: Czasami można odnieść wrażenie, że rodzicom wydaje się, iż jeśli ich dziecko uczestniczy w jakimś programie edukacyjnym, to oni w związku z tym już nie mają obowiązku, żeby zadbać o jego rozwój. Oczywiście, są tacy rodzice, którzy regularnie dzwonią, pytają, jak ich dziecko sobie radzi, czy nie potrzebuje jakiejś pomocy, a jeśli dzieje się coś, co ich niepokoi, umawiają się na rozmowę i dzielą swoimi obawami, nawet jeśli problem nie dotyczy bezpośrednio edukacji. To bardzo cenne, ponieważ wiedzą, że spędzamy z dziećmi dużo czasu i mamy realny wpływ na ich rozwój.

Niestety, większość rodziców nie wykazuje takiej inicjatywy. Część z nich nie ma takiej potrzeby, ponieważ mają dobry kontakt ze swoimi dziećmi w domu i rzeczywiście nie dostrzegają żadnych niepokojących sygnałów. Jednak są i tacy, którzy chyba nie reflektowali nad tą kwestią lub przyzwyczaili się do modelu szkolnego, gdzie nauczyciel bierze na siebie odpowiedzialność za cały rozwój ucznia.

W tradycyjnej szkole zdarza się, że jeśli uczeń nie przyswaja materiału, wzywa się rodziców. My w naszym modelu edukacyjnym nie działamy w ten sposób. Od samego początku jasno komunikujemy rodzicom, że będziemy wspierać uczniów, rozmawiać z nimi i pomagać im w rozwoju, ale ostateczne decyzje, szczególnie te związane z życiem osobistym ucznia, należą do niego, zwłaszcza jeśli ma już 18 lat. Jeśli ktoś zdecyduje się na inną drogę, np. nie zdawać matury lub nie przygotowywać się do niej, to zazwyczaj nie uważamy tego za najlepsze rozwiązanie, ale nie będziemy wywoływać paniki.

Ważne jest, aby rodzice angażowali się w proces edukacyjny, szczególnie w edukacji domowej. Nie chodzi mi o to, żeby podejmowali decyzje za swoje dzieci, ale o to, by wykazywali szczere zainteresowanie ich rozwojem i naprawdę się nim interesowali. Decyzja o edukacji domowej powinna być wynikiem głębokiej, rodzinnej refleksji, świadomego wyboru, jak chcemy żyć i jakie wartości chcemy przekazać naszym dzieciom.

Oczywiście, na poziomie szkoły podstawowej wymaga to większego zaangażowania, ponieważ małe dzieci potrzebują znacznie więcej czasu i uwagi, są mniej samodzielne. 

Niemniej jednak, nawet szesnastolatkowie nie są jeszcze dorosłymi ludźmi i nie można ich pozostawić samym sobie. Zresztą, przecież dorosłych ludzi też nie bardzo można zostawić samych sobie, prawda? Też potrzebujemy mieć wspierających ludzi dookoła siebie. 

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności

stacjonarny

Kurs Montessori

Odkryj metodę Montessori z ludźmi, którzy od lat stosują ją w praktyce! Nowa edycja kursu rusza już w czerwcu!