Budynek Preile Free School to prawdziwa perełka w morzu przedziwnego krajobrazu niewielkiego łotewskiego miasteczka Preile. Drewniane, jednorodzinne domy, przypominające te ze Skandynawii, rozdzielone są kilku piętrowymi blokami z końca lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych poprzedniego wieku. Część z nich to tzw. wielka płyta, znana także z naszego krajobrazu. Bloki te dobrze pamiętają czasy “świetności” byłego już ZSRR, kiedy to dzisiejsza Łotwa była jeszcze częścią ówczesnego “imperium”.
Budynek szkoły wygląda, jakby był przeniesiony z bajki. Na tarasie fortepian, lampiony z delikatnym światłem, obok domek na drzewie, a właściwie prawdziwy dom, bo jest tam miejsce dla kilkunastu osób. Ogromne okna tarasowe pozwalają zajrzeć do środka – a tam – przestronne pomieszczenie zapraszające, żeby wejść, wziąć jedną z licznych poduszek i usiąść, albo na szerokim parapecie, albo na podłodze. Z tej pozycji dobrze widać co dzieje się w części “jadalnianej”. Cała sala przypomina parter sporego domu, w którym znaczna część tego piętra dedykowana jest “spotkaniu”.
Do szkoły można wejść już przed 8 choć same lekcje rozpoczynają się o 9. W zimie o tej porze jest jeszcze półmrok. Czekając na wszystkich można usiąść na podłodze, na poduszce, pomyśleć o tym, co mnie dziś czeka, a może o czymś zupełnie innym. Można także zbudować coś z klocków lego, zagrać cicho na pianinie, które stoi i zaprasza – jeśli znajdą się chętne ręce – zagrać i parami. Co jeszcze można? … Czytać książkę, porozmawiać sobie z kimś, kto dochodzi, lub po prostu można już być i pozornie nic nie robić. Ciepła podłoga zachęca do chodzenia w samych skarpetkach lub domowych bamboszach, czasami bardzo zabawnych.
Wchodząc do sali daje się wyczuć przyjemny zapach pieczonego chleba, który za chwilę będzie częścią śniadania. To właśnie ten posiłek jest pierwszym spotkaniem przy wspólnym stole każdego dnia. Poza delikatnie ciepłym pieczywem wszystkie przygotowane potrawy zadziwiają swoja prostotą – owsianka, małe grzaneczki, owoce i warzywa, najlepiej sezonowe i od lokalnego dostawcy, do tego lemoniada, rumianek lub dobra kawa…do wyboru. Tak, każdy może wybrać to, na co ma ochotę. Sam sobie nakłada, sam zjada i sam odnosi talerze po skończonym posiłku. Dużo w tym tak ważnej wolności i samodzielności. Wspólne i niespieszne śniadanie stanowi doskonały moment na chwilę rozmowy, tak po prostu o codzienności, o sobie lub o dziecku, jego adaptacji, jego byciu w szkole. Ciekawe, czy to wspólna tęsknota za słońcem tak wpływa na potrzebę spotkania i rozmowę przed rozpoczęciem pracy? Przyglądając się relacjom można odnieść wrażenie, że wszyscy czują się tu dobrze, że to ich “kawałek podłogi” niezależnie od tego, czy są rodzicami, czy nauczycielami.
Czytając powyższy opis rodzi się pytanie – Czy to na pewno jest szkoła? Nie ulega jednak wątpliwości fakt, że to miejsce stwarza doskonałe otoczenie do uczenia się i samorozwoju, zarówno dla uczniów, nauczycieli, jak i rodziców. Każdego dnia zaprasza do spotkania z samym sobą i ze sobą nawzajem!
1 komentarz
[…] Perełka – czyli opowieść o pewnej szkole […]