#5 – Tablice (de)motywacyjne i zeszyty z naklejkami za dobre zachowanie – samo zło czy przepis na sukces?

Zofia Bielińska
0 komentarz

Z pamiętnika wiejskiej przedszkolanki
Wszystkie opisane tu sytuacje miały miejsce naprawdę. Wydarzyły się w jednym z oddziałów przedszkolnych wiejskiej szkoły podstawowej. Imiona i nazwiska zostały zmienione, lecz podobieństwo do wielu miejsc w Polsce wydaje się nieprzypadkowe. 

Pani na TUS proponowała nam wprowadzenie w przedszkolu zeszytu, w którym za dobre zachowanie czy ładne bawienie się z dziećmi Damian będzie dostawać naklejki lub pieczątki i później, gdy uzbiera odpowiednią ilość, dostanie ode mnie nagrodę. Może mogłybyśmy spróbować coś takiego zrobić? 

Zagotowało się we mnie, gdy odczytałam taką wiadomość od mamy Damiana. Jaka terapeutka od TUS, czyli treningu umiejętności społecznych mogła proponować wprowadzenie tak prymitywnej tresury?! Jak ludzie mają ufać pedagogom, skoro niektórzy proponują tak archaiczne i szkodliwe metody?! Odpisałam impulsywnie: Nie, metoda kar i nagród jest nieefektywna i demotywuje. Absolutnie nie będę czegoś takiego stosować! Wieczorem prześlę Pani uzasadnienie mojego stanowiska. 

Tu zaczęły się schody. Jak ja to mam uzasadnić? Szukając dla mamy Damiana jakiegoś artykułu lub podcastu, natknęłam się na setki stron sprzedających tablice motywacyjne i tablice dobrego zachowania, więc sama zaczęłam wątpić, czy to na pewno samo zło. 

Przypomniał mi się nauczyciel ze szkoły specjalnej, który twierdził, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną potrzebują takich informacji zwrotnych i prostych wizualizacji, miałam jednak co do tego wątpliwości. Pamiętam, jak trudno było mi ustalić z pewną ośmiolatką niepełnosprawną intelektualnie w stopniu lekkim, czy nabiła sobie guza, bo zeskoczyła z drabinki, czy zeskoczyła z drabinki, bo nabiła sobie guza. Gdzie przyczyna, gdzie skutek? Na pewno łatwiej byłoby mi dać dziewczynce smutną buźkę, czerwoną gwiazdkę czy czarną kropkę niż rozmawiać zaraz po zdarzeniu, tylko jaki byłby tego efekt? I tak nie zrozumiałaby, co jest przyczyną, a co skutkiem, za to patrząc na swoje znaczki w zestawieniu klasowym, wyrobiłaby sobie negatywną samoocenę, a to zdjęłoby z niej ciężar starań i samodoskonalenia.

Z książki Daniela Pinka “Drive” pamiętam, że metoda kar i nagród sprawdza się w przypadku prostych i powtarzalnych zadań z jasno wyznaczonym celem. Jeśli wykopiesz dołek, dostaniesz cukierka – tak postawione zadanie kieruje uwagę na cukierki, a nie dołki i wcale nie sprzyja kopaniu dołków coraz szybciej, coraz dokładniej czy w jakikolwiek inny sposób bardziej doskonale. Sprawdza się, gdy chcemy mieć dużo dołków w dowolnym czasie i dowolnej jakości. Alfie Kohn w książce Wychowanie bez nagród i kar wyraził to słowami: Płaćmy dzieciom za układanie puzzli, a zobaczymy, że przestaną się nimi bawić po skończonym eksperymencie, gdy tymczasem te, którym nie płacono, będą je układały dalej i bez żadnej zachęty.

Proste i powtarzalne zadania z jasno wyznaczonym celem nijak się mają do nauki relacji międzyludzkich. Kiedy dawać naklejkę za ładne bawienie się? Czy dobre zachowanie jest brakiem konfliktu? Przecież niektóre dzieci z mojej grupy przedszkolnej zachęcam, by nie były tak uległe, podporządkowane i bezkonfliktowe. Kiedy zapłakana Marlenka przychodzi powiedzieć mi, że Marcinek zabronił jej bawić się w helikopter (czyli biegać z wyciągniętymi na boki rękami), to nie daję jej naklejki za podporządkowanie i brak awantur. Wręcz przeciwnie! Tłumaczę trzylatce, że nie potrzebuje pozwolenia swojego pięcioletniego kolegi na zabawę, nawet jeśli koledze to się nie podoba. Za to gdy schodzimy po schodach i ta sama Marlenka nie chce spełnić mojego polecenia i nie trzyma się poręczy, bo twierdzi, że ona i tak nie spadnie, to po sprowadzeniu grupy na dół biorę ją na rozmowę o bezpieczeństwie i konsekwencjach nie trzymania się poręczy, gdy jest ślisko, gdy jest tłok, gdy starsze klasy przebiegają po schodach. Wtedy tłumaczę, że w kwestiach bezpieczeństwa potrzebne jest posłuszne stosowanie się do zasad i tłumaczę, dlaczego wtedy to ja narzucam te zasady. Szybko dochodzimy z Marlenką do porozumienia, kiedy warto walczyć o swoje, a kiedy trzeba się podporządkować, ale gdybym miała to przełożyć na znaczki z tablicy dobrego zachowania czy jakiegoś zeszytu, to sama nie wiedziałabym, jak stworzyć uniwersalne i zrozumiałe dla dzieci zasady. Przecież to wszystko zależy od kontekstu – tak w dzieciństwie, jak i w życiu dorosłym. 

Sztuka wychowania to nie jest rozdawanie naklejek. Od kilkudziesięciu lat mamy pewność potwierdzoną wieloma badaniami naukowymi, że motywacja zewnętrzna (czyli tablice motywacyjne, zeszyty dobrego zachowania, kary i nagrody, metoda kija i marchewki  to droga na skróty, która sprawdza się na krótką metę i wyrządza więcej szkody niż pożytku. Wiemy też, jak zastępować ją motywacją wewnętrzną, Pink w swojej książce prezentuje pakiet narzędzi dla biznesu i edukacji (to w końcu nie tak odległe obszary). Cały oddolny ruch edukacyjny już drugie stulecie udowadnia, że człowiek naturalnie dąży do rozwoju i samodoskonalenia – wystarczy stworzyć mu do tego warunki i nie przeszkadzać. Nasze wychowane batem społeczeństwo woli jednak popełniać te same błędy i oczekiwać innych efektów. Smutne.

Co napisać mamie Damiana? Biorę pod uwagę, że pracuje w branży dalekiej od edukacji, więc może nie mieć ochoty na zgłębianie tajników motywacji zewnętrznej i wewnętrznej, a większość znanych mi materiałów z Internetu wymaga znajomości podstawowej terminologii psychologicznej. Zastanawiam się, jak czułabym się na jej miejscu. Kiedy zlecam jakieś rozliczenie księgowemu, to nie chcę, żeby robił mi kurs ekonomii, ale za to gdy lekarz poleca mi jakąś książkę na temat mojej przypadłości, to czytam chętnie. Decyduję się przesłać jako uzasadnienie mojego stanowiska link do krótkiego i prostego w przekazie wpisu na blogu Marzeny Żylińskiej. Dodaję do tego bardziej kompleksowy artykuł Anity Janeczek-Romanowskiej. Dorzucam jeszcze Puzle motywacji Dana Pinka. Z tyłu głowy mam myśl: “Wszystko, co osiągnięte tresurą, naciskiem, przemocą, jest nietrwałe, niepewne, zawodne”, więc może jeszcze polecę którąś z książek Korczaka? Nie, ściągam wodze fantazji, bo czuję, że już mnie ponosi. W końcu pracuję w środowisku, które nie za bardzo lubi czytać

Wysłałam. Szybko dostałam odpowiedź: Pani Zofio, ja rozumiem, ale w dorosłym życiu właśnie za dobrze wykonaną pracę dostajemy wynagrodzenie, a w konkursach nagrodę za zdobyte miejsce na podium. Ja bardziej to widzę tak, że Damian na nagrodę po prostu musi sobie trochę zapracować i tak mu to tłumaczę. To była tylko propozycja, żeby po prostu jakkolwiek go zachęcić, ale jeżeli w inny sposób to się Pani uda, to bardzo będę się cieszyć. Czyli nie przeczytała polecanych jej artykułów i nie posłuchała wystąpienia Pinka. No cóż, pozostaje się tylko cieszyć, że nie upiera się przy tym głupim zeszycie.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności