Marimby, jabłka i bitwa na poduszki czyli kilka słów o tym, jak może wyglądać lekcja muzyki

Ewa Kaliszuk
0 komentarz

Wszyscy z utęsknieniem czekają na czwartek, to właśnie wtedy przyjeżdża do szkoły Arturs. Jego obecność oznacza spotkanie z muzyką. Można odnieść wrażenie, że nie tylko dzieci wypatrują tego dnia. Zanim wszyscy uczniowie szkoły – od klasy 1 do 6* – zejdą na lekcję, Arturs pieczołowicie przygotowuje przestrzeń. Niemal całą powierzchnię zajmują marimby**. Każda jest nieco inna, jedna większa inna mniejsza, kolejna szersza lub węższa, niższa lub wyższa – tak jakby każda czekała na swojego muzyka. Jak w prawdziwej orkiestrze. Przyglądając się uważniej można dostrzec, że inność każdej z marimb wynika także z tego, że są ręcznie robione, właśnie przez Artursa. To jego pasja. Dotychczas zbudował ich już 15 w swoim własnym garażu. Każdej poświęca około miesiąca. Jak sam mówi “to jest takie intrygujące, jak dźwięk można wydobywać z kawałka drewna”. Potrzeba do tego wielkiej uważności, cierpliwości i umiłowania zarówno muzyki, jak i drewna. Każdy kawałek jest inny, dlatego najpierw trzeba go dobrze poznać, potem nadać mu odpowiedni kształt, aby wydobyć z niego, ukryty gdzieś głęboko, najpiękniejszy dźwięk. 

Ostatnie sekundy przed wpadnięciem grupy uczniów Arturs poświęca właśnie na sprawdzenie dźwięków. Jeszcze raz upewnia się, że wszystko jest już gotowe, jak przed prawdziwym koncertem. 

Dzieci wbiegając do sali witają się z nauczycielem bardzo przyjaźnie, każdy indywidualnie. Dużo w tym uśmiechu, prostych słów “jak się masz dziś”. Ma się wrażenie, że jest to ważne otwarcie na to, co ma się zdarzyć za chwilę. Każdy uczeń będzie muzykiem, każdy będzie grał samodzielnie lub w parze – w zależności od wielkości marimb. Nikt jednak nie sprawia wrażenia, że nie chce lub nie umie grać. Przecież wszystkie dzieci są zdolne! To namacalny dowód tezy jaką stawiają Gerard Hüter oraz Uli Hauser w książce o tym samym tytule (Wszystkie dzieci są zdolne. Jak marnujemy wrodzone talenty, 2014).

Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden i … rozpoczyna się koncert, po krótkim, wcześniejszym rozegraniu. Niezwykłe jest to, że każdy uczeń ma swoją wyjątkową rolę, wie, że jego wkład w brzmienie melodii jest ważny. Czyż to nie jest najlepsza droga do budowania poczucia własnej wartości? 

Następną grupą wpadającą z podobnym zapałem są dzieci przedszkolne. Jest ich kilkanaścioro,  w wieku od trzech do sześciu lat. Dla nich otoczenie jest już zupełnie inne, chociaż wszystko dzieje się w tej samej sali. Dużo wolnej przestrzeni, dywan, pianino, jabłko i poduszki. Zestaw niezwykle intrygujący. Dzieci od razu gromadzą się wokół Artursa, który czeka na nich przy pianinie. Wszyscy są bardzo blisko niego – na wyciągnięcie ręki. Na początek rozgrzewka. Najpierw w ruch idą uszy. Małe rączki tak je pocierają, że po chwili małżowiny rozgrzewają się do czerwoności. Ileż jest w tym radości! Potem czas na język. Przy akompaniamencie Artursa wszyscy sprawdzają jego giętkość! Tak przygotowana grupa może rozpocząć zasadniczą przygodę z muzyką. Wszyscy otaczają leżące na dywanie jabłko, które po chwili w rękach Artursa rozpada się najpierw na dwie, potem na cztery części. To tylko przyczynek do wprowadzenie całej nuty, półnuty i ćwierćnuty. Bawiąc się kawałkami jabłka, klaszcząc, tupiąc, biegając dzieci poznają podstawowe wartości rytmiczne. A przy okazji to ich najprawdopodobniej pierwsza, nieświadoma jeszcze lekcja o ułamkach. Na koniec w ruch idą już całe ciała i poduszki. Przy dźwiękach bardzo żywej melodii rozgrywa się prawdziwa bitwa. Najpierw strategia jest wspólna – zasypać poduszkami Artursa, potem jednak sytuacja się zmienia. Wszystkie ciała są w nieustannym ruchu. Poduszki latają w każdą stronę. Gwar jest niesamowity – śmiech miesza się z melodią. Nagle jednak dźwięk ustaje. Ciała zamierają! Ostatnia poduszka spada na ziemię. Chwila ciszy i sytuacja się powtarza jeszcze kilka razy. Dziecięca radość wybrzmiewa w tej zabawie całą pełnią. Może właśnie to ona, zapisana głęboko w ciele po takiej lekcji muzyki sprawi, że na bardzo długo zapadną w pamięć i słyszana melodia, i wartości rytmiczne. 

Poznanie Preile Free School jest możliwe dzięki wymianie w ramach programu Erasmus Plus “Children in the forest – prevention of nature deficit disorder”, w której uczestniczy Niepubliczna Szkoła Podstawowa Fundacji Królowej św. Jadwigi w Przyłękowie. 

* Preile Free School ma sześć klas
**marimby to – można powiedzieć – kuzynki ksylofonów, od dawna budowane z drewna palisandrowego i tykw. Współcześnie tykwy próbuje się zastępować różnymi stopami metali lub włóknami sztucznymi. 

Część dalsza nastąpi…

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności