Ten intrygujący tytuł nadał Mariusz Szczygieł swojej ostatniej książce reporterskiej. Spotkałam się z opinią, że jest to niemal podręcznik pisania reportaży. I jest w tym sporo prawdy, gdyż to prawdziwa kopalnia wiadomości, wskazówek, rad i instrukcji, ale przede wszystkim jest to bardzo osobista książka, pełna miłości do reportażu.
Mariusz Szczygieł należy obecnie do najwybitniejszych polskich reportażystów średniego pokolenia, zdobył liczne nagrody polskie (w tym podwójną nagrodę Nike – od jury i czytelników) i zagraniczne, jego książki przetłumaczono na kilkanaście języków, wiele lat współpracował z „Gazetą Wyborczą”, jest założycielem Fundacji Instytutu Reportażu i Wydawnictwa Dowody na Istnienie. Chociaż autor napisał, iż nie przepada za nauczaniem, wiemy, że był ulubionym wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim, uniwersytecie w Lille i przede wszystkim w Polskiej Szkole Reportażu (którą założył), i właśnie studentom tej ostatniej uczelni dziękował w posłowiu za zadawane pytania, dzięki którym wiedział, jak ma tę książkę napisać.
Książka jest podzielona na siedem rozdziałów (esejów), którym nadał tajemnicze tytuły, np. pierwszy rozdzialik zatytułowany Jak stałem się mężczyzną, nie dotyczy wcale inicjacji seksualnej autora, lecz jest to opowieść o początkach jego drogi dziennikarskiej. Zarówno tam, jak i w całej książce, jest sporo informacji o ludziach, z którymi Szczygieł stykał się podczas swojego zawodowego życia, przede wszystkim pisze o swoich mistrzach, a raczej mistrzyniach (o Hannie Krall i Małgorzacie Szejnert) i idolach, z wielką życzliwością, ale też bardzo obiektywnie, jak na wybitnego reportera przystało. Szczególnie ciekawa jest opinia o Ryszardzie Kapuścińskim, o którym autor napisał, że można mieć wątpliwości co do jego informacji (według Szczygła autor Cesarza upłynnił granicę między faktem a fikcją), ale nigdy do piękna jego pisania.
Jak wspomniałam na początku, książka jest kopalnią wiadomości z dziedziny warsztatu dziennikarskiego, ale również zawiera bardzo interesujące omówienie różnych nurtów dziennikarstwa i wybitnych dzieł reportażowych, zarówno polskich, jak i obcych (zwłaszcza amerykańskich). Niezwykle pasjonujące są informacje o dyskusjach na temat słynnej książki Trumana Capote’a Z zimną krwią (rozdział – Truman Capote: schabowy czy de volaille), często w tekstach przewija się także wątek czeski, którego Szczygieł jest niekwestionowanym znawcą.
Trzeba przyznać, że wszystkie wiadomości przekazywane przez autora, a dotyczy to wszystkich rozdziałów, nie mają nigdy formy nużącego wykładu czy wyliczanki; są przywoływane wtedy, gdy omawia on jakiś konkretny problem, zawsze ilustrując go fragmentami z reportaży. Niezwykle wartościową cechą tej książki jest zamieszczona na końcu każdego rozdziału literatura. Dzięki temu powstała imponująca bibliografia z dziedziny historii reportażu.
Zrąb książki stanowi rozdział Reportaż krok po kroku (180 stron!) Autor w nim pisze między innymi, jak szukać tematów (podobno nie jest prawdą, że leżą na ulicy – leżą wszędzie!), jak rozmawiać z bohaterami (szczerość popłaca), radzi aby utożsamiać się z ich przeżyciami (z czułym chłodem); przy okazji cytuje, jak o nim napisał Daniel Passent w „Polityce” („Szczygieł tuli się do rozmówców”). Jest w tym rozdziale bardzo wiele szczegółowych rad i wskazówek, które na pewno są bezcenne dla adeptów reportażu.
Fakty muszą zatańczyć to prawdziwa perełka wśród współczesnych książek reportażowych, pisana świetną polszczyzną, żywym, barwnym językiem, niepozbawiona humoru. Najbardziej podobał mi się dowcip Mariusza Szczygła, który zamieścił przy okazji omawiania jak wykorzystywać w tekście cudze myśli i pomysły (Pożyczać, nie kraść!); autor napisał: „Możesz kogoś okraść, ale zrób to tak, żeby ci za to podziękował”.
Muszę szczerze przyznać, że nigdy nie byłam wielbicielką reportaży, zawsze wolałam fikcję od literatury non fiction. Mam wrażenie, że dzięki tej książce, zmienię trochę swoje upodobania.
Mariusz Szczygieł Fakty muszą zatańczyć, Dowody na Istnienie, Warszawa, 2022, 403 s., oprawa twarda