Zdalna fikcja, czyli dlaczego nie wszystko można nazwać edukacją

Wiktoria Korzecka
0 komentarz

Moja jedenastoletnia siostra nie może się doczekać września. Chce wrócić do szkoły. Do koleżanek i kolegów, do nauczycieli. Do sztywno ustalonego planu lekcji i zajęć trwających 45 minut. Ja wręcz przeciwnie: nie wyobrażam sobie powrotu do systemu, który wymaga ode mnie całodniowego zaangażowania w naukę. Lekcje trwające 45 minut, 8 godzin dziennie. Powrót do domu i uczenie się do sprawdzianów, kartkówek, odpowiedzi ustnych, a w międzyczasie powtarzanie do matury. Ostatnie miesiące dały mi odrobinę wolności, a właściwie – dowolności. Wiem niestety, że to tylko jeden z niewielu pozytywów całej tej sytuacji.

Na początku był chaos… To stwierdzenie idealnie podsumowuje pierwsze tygodnie nauczania zdalnego. Nikt nic nie widział. Robić lekcje? Nie robić? Oceniać? Sprawdzać obecność? Sprawdziany? Bez kamerki? Z mikrofonem? Nauczyciele nie wiedzieli, jak postąpić w takiej sytuacji. Bo niby skąd? Wbrew słowom ministra, nikt nie był na to gotowy. Nas natomiast zasypano zadaniami. Ilością dwa razy większą niż bylibyśmy w stanie zrobić w szkole. Na ocenę, bez oceny, dla chętnych. Następnie pojawiły się lekcje online. A wraz z nimi różne platformy, a każdy przedmiot odbywał się na innej: Zoom, Discord, Microsoft Teams, Google Meet. Podobno udało się nam przenieść szkołę do sieci w skali 1:1, na miarę XXI wieku. Ja mówię: tak, ale zgubiliśmy tych, którzy nie dotrzymali kroku temu postępowi. Nauczanie zdalne obnażyło problem wykluczenia cyfrowego. I obojętności władz na dzieci wypadające z systemu.

Na początku był chaos… To stwierdzenie idealnie podsumowuje pierwsze tygodnie nauczania zdalnego. Nikt nic nie widział. Robić lekcje? Nie robić? Oceniać? Sprawdzać obecność? Sprawdziany? Bez kamerki? Z mikrofonem? Nauczyciele nie wiedzieli, jak postąpić w takiej sytuacji. Bo niby skąd?

Okazało się, że wiele do życzenia pozostawia nasza motywacja – zewnętrzna, bo przez te trzy miesiące pokazały, że wewnętrznej praktycznie nie mamy. W czasie pandemii nie miałam lekcji polskiego. Nie winię za to nauczycielki – starszej pani, która “nie ogarnia”. Dostawaliśmy listę zadań do zrobienia przez dziennik elektroniczny. Wypisz środki stylistyczne ze strony xxx. Przeczytaj lekturę. I tak dalej. Można odesłać, ale nie trzeba. Rzeczywistość? Większość klasy nawet tych zadań nie ruszyła. Jeśli nikt nie stoi za nami ze straszakiem w postaci ocen, zlekceważymy polecenia. Nie będziemy się uczyć. Bo po co? Sprawdziany ze wszystkich przedmiotów pisaliśmy wspólnie. I z pomocą Internetu. Myślę, że nie ma sensu tego ukrywać. Dlatego tak ładnie podwyższyły się nam oceny. Mało kto wykazał się uczciwością przez ten czas.

„Jeśli nikt nie stoi za nami ze straszakiem w postaci ocen, zlekceważymy polecenia. Nie będziemy się uczyć. Bo po co? Sprawdziany ze wszystkich przedmiotów pisaliśmy wspólnie. I z pomocą Internetu. Myślę, że nie ma sensu tego ukrywać. Dlatego tak ładnie podwyższyły się nam oceny. Mało kto wykazał się uczciwością przez ten czas.”

Wniosek: zmian wymaga cały system. Może wyglądałoby to lepiej, gdyby forma zadań była ciekawsza, tj. wymagająca kreatywności, a nie schematycznego przepisywania, zaznaczania i uzupełniania; gdyby sprawdziany zamienić na projekty, które postawią na współpracę i zbudują umiejętność samodzielnego badania świata. Przecież nasza przyszłość nie będzie się opierać na wykutych na pamięć definicjach. Naszą codziennością nie będzie wypełnianie kart pracy. Nie dziwcie się nam, że w przypływie odrobiny wolności przestaliśmy tracić na to czas. Dostaliśmy szansę. Mogliśmy zastanowić się, co jest dla nas ważne. Wybrać.

Edukacja zdalna? Nie. To nie była edukacja. To był egzamin szybkiego wyszukiwania informacji, a dla niektórych – szkoła przetrwania. Test na to, czy umiemy się uczyć samodzielnie. Czy uczymy się dla siebie i wiedzy samej w sobie. Czy widzimy sens w tym, czego się uczymy. Wypadliśmy słabo. Czy obiecujemy poprawę? Może. Ale najpierw musimy poczuć, że przekazywane nam treści nie są tylko suchymi komunikatami do wykucia na pamięć. Że to, czego się uczymy, ma związek z naszym życiem. Że życie nie kończy się na maturze, a naszym celem nie powinny być jedynie dobre oceny. System edukacji nie funkcjonuje dobrze nawet w normalnych warunkach. Przejście na nauczanie zdalne można uznać za odbicie lustrzane tych wszystkich problemów, które na co dzień przysłania budynek szkoły.

Rok szkolny 2019/2020 nie zakończył się 26 czerwca. Nie zakończył się z chwilą wystawienia ocen końcoworocznych. Nie zakończył się w momencie odebrania świadectw, złożenia podziękowań i wręczenia kwiatów. Rok szkolny 2019/2020 trwał do 12 marca. A później była już tylko fikcja nazywana nauczaniem zdalnym.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności