Wszystkie opisane tu sytuacje miały miejsce naprawdę. Wydarzyły się w jednym z oddziałów przedszkolnych wiejskiej szkoły podstawowej. Imiona i nazwiska zostały zmienione, lecz podobieństwo do wielu miejsc w Polsce wydaje się nieprzypadkowe.
Pani z kuratorium oświaty była oburzona moim pytaniem, czy temat i wykaz obecności dzieci zapisywane na nie opieczętowanych kartkach wyjętych z drukarki są dla kuratorium wystarczającym dokumentem. Usłyszałam od niej, że dokumentacja oddziału przedszkolnego w dni wolne od nauki szkolnej w ogóle nie obchodzi kuratorium, bo przecież wtedy nie realizuję podstawy programowej. Podziękowałam jej za informację i zaczęłam zastanawiać się, jak to możliwe, że kuratorium nadzorujące nawet wypoczynek dzieci i młodzieży, nie kontroluje dokumentacji szkolnej w tym zakresie. Poza tym straciłam pewność, czy ja w ogóle wiem, co to jest podstawa programowa.
Często narzekam, że wielu nauczycieli nie odróżnia podstawy programowej od programu nauczania, ale niemiła pani z kuratorium zupełnie zbiła mnie z pantałyku. W pracy oczywiście nie miałam kiedy usiąść przed komputerem, bo niewielka grupa przedszkolaków absorbowała sto procent mojej uwagi, lecz po powrocie do domu wpisałam w wyszukiwarkę podstawaprogramowa.pl i zaczęłam zastanawiać się, jak można jej nie realizować. Jak w przedszkolu nie wspierać całościowego rozwoju dziecka “(…) przez proces opieki, wychowania i nauczania – uczenia się, co umożliwia dziecku odkrywanie własnych możliwości, sensu działania oraz gromadzenie doświadczeń na drodze prowadzącej do prawdy, dobra i piękna”? Jak powstrzymywać się od uszanowania naturalnych obszarów rozwoju i “(…) typowych dla tego okresu potrzeb rozwojowych, których spełnieniem powinna stać się dobrze zorganizowana zabawa, zarówno w budynku przedszkola, jak i na świeżym powietrzu”? Jak nie organizować “(…) warunków sprzyjających nabywaniu doświadczeń w fizycznym, emocjonalnym, społecznym i poznawczym obszarze jego rozwoju”?
Do tych czterech obszarów rozwoju – fizycznego, emocjonalnego, społecznego i poznawczego – odnoszę się, pisząc opinie o dzieciach. Poza tym gdy ktoś zarzuca mi, że pozwalam dzieciom chodzić ze sztućcami, sięgam po argument z podstawy: przecież one mają się nauczyć nakrywania do stołu i sprzątania po posiłku. Często też powtarzam rodzicom, że nie przypadkiem poznawczy obszar rozwoju dziecka został w podstawie programowej opisany na samym końcu. Podobnie jak Karolina Czech, bardzo lubię podstawę programową. Na etapie wychowania przedszkolnego wydaje mi się to szczególnie łatwe i przydatne.
Uff! Jednak znam podstawę programową wychowania przedszkolnego. Za to moja rozmówczyni z kuratorium oświaty mocno zabrnęła w absurd. Zostałam przez nią spławiona podobnie jak byłam spławiana przez moją dyrektorkę. Kilka dni po tej feralnej rozmowie otrzymałam na służbową skrzynkę wiadomość o nieuzupełnionych tematach w dzienniku elektronicznym. Najwyraźniej wydarzyło się coś, o czym nie wiedziałam, ale cieszył mnie sam efekt. Zablokowane dotychczas dni wolne od nauki szkolnej zobaczyłam jako aktywne i możliwe do uzupełnienia. Moje notatki wrzucane od czterech miesięcy do szuflady nabrały mocy urzędowej.
Absurdalne stwierdzenie pani z kuratorium oświaty tak głęboko wryło mi się w pamięć, że kilka miesięcy później, chcąc wyjaśnić, jaka jest różnica między dniami nauki szkolnej a dniami roboczymi wolnymi od nauki szkolnej, powtórzyłam mimowolnie tę samą głupotę: W dni wolne od nauki szkolnej, np. w czasie ferii lub wakacji, oddział przedszkolny pracuje, ale nie realizuje podstawy programowej – po czym dodałam – To znaczy programu nauczania nie realizuje, tego dokumentu z konkretnymi wierszykami i piosenkami. Bo żeby nie realizować podstawy programowej w przedszkolu, to trzeba by dzieci związać i najlepiej zamknąć w ciemnej piwnicy, bo samymi oczami też mogłyby się czegoś nauczyć.