Metoda stosowana w jednej ze szkół w Goeteborgu wywołała debatę w wielu europejskich państwach. Wszystko po tym, jak wyszło na jaw, że nauczyciele nie poprawiają tam uczniom błędów w równaniach matematycznych aby „nie zniechęcać dzieci”.
Matka dziewczynki mającej problemy z matematyką poinformowała gazetę „Goeteborgs-Posten” o niecodziennych sposobach oceniania w szkole jej córki. Sprawdzając zeszyt ćwiczeń spostrzegła, że znaczna większość zadań jest błędnie wykonana. Nauczyciel ich nie poprawił ani nie ocenił. Jak twierdzi kobieta: „Na trzech stronach napisano dobrze+, ale to akurat były zadania wykonane w domu pod naszym nadzorem”.
Kobieta chciała wyjaśnić sprawę z nauczycielem, jednak ten odparł, że podobnie postępują inni pedagodzy w tej szkole. Dyrektor natomiast uznał, że „ogólnie matematyka jest przedmiotem, w którym zadania można wykonać prawidłowo lub błędnie, ale z tego powodu wielu uczniów traci chęć do nauki”. Według dyrektora ważne jest nie tylko „poprawianie i pokazywanie błędów”, ale też „dbałość o zainteresowanie przedmiotem”.
Z argumentacją dyrektora nie zgadza się matka. Uważa, że „to nauczyciel musi wykazać się kreatywnością i czerpać radość z nauczania. Jeśli dziecko robi poważny błąd, należy je nauczyć, co jest poprawne. W prawdziwym życiu zawsze będzie dobrze lub źle. Trzeba nauczyć dzieci radzenia sobie z sukcesami i porażkami od samego początku, zanim będzie za późno”.
Sytuacja ta jest przykładem zakorzenionej w ludziach kultury błędu. Ocenianie w kategorii kara-nagroda, domaganie się zaznaczania błędów czerwonym długopisem czy po prostu uczenie się “na ocenę” jest codziennością nie tylko uczniów i nauczycieli, ale przede wszystkim rodziców. Wszyscy domagamy się zmian systemowych, nie dostrzegamy jednak tego, że pierwszą zmianą, której powinniśmy dokonać, jest ta dotycząca naszego postrzegania procesu edukacji.
Źródło: gazetaprawna.pl