Od kuchni – edukacja leśna (leśne przedszkola) widziana oczami edukatorek

Maria Drozdowicz
0 komentarze

Przeprowadziłam rozmowę o edukacji leśnej z dwiema młodymi, około dwudziestoletnimi edukatorkami, Inką i Łucją, pracującymi na co dzień w przedszkolach leśnych w Warszawie i Gdańsku. Pytałam o ich motywacje, doświadczenia czy zaskoczenia, a także o to, czy praca w przedszkolu, będącym tak blisko natury, może nauczyć czegoś również dorosłych. Inka i Łucja opowiedziały o rosnących przejawach ciekawości świata trudach nauki samodzielności i przełamywania lęków oraz o satysfakcji i radościach, jakie można z tego czerpać.

Dlaczego edukacja leśna? Jak do niej trafiłyście?

Łucja: Po szkole szukałam swojej drogi, podobała mi się praca z dziećmi, myślałam też o pracy socjalnej. Najpierw byłam nianią, później z polecenia trafiłam do leśnego przedszkola. Zaczęłam studiować pedagogikę, jednak zrezygnowałam  W lesie czułam się znacznie lepiej niż w ławce szkolnej.

Inka: Mnie też  zawsze było niewygodnie w ławce. Już w liceum przeszłam na nauczanie domowe, zaczęłam interesować się różnymi alternatywnymi formami edukacji. Odkrywałam kolejne nurty, prowadziłam zajęcia kreatywno-przygodowe w fundacji, szczególnie spodobała mi się możliwość  edukacji leśnej. I tym sposobem przeciąganie miejskich dzieci po krzakach stało się moim bzikiem.

Z jaką wizją świata, filozofią wiąże się wasza praca? Co jest w niej ważne, jakie wartości niesie ze sobą edukacja leśna? 

Inka: Dwa najważniejsze elementy to przyroda  i bliski kontakt z  drugim człowiekiem. Oba są o kontakcie: z naturą, ze światem, z drugim człowiekiem – w tym z zapewniającym bezpieczeństwo dorosłym. To wykształca zaradność, a także wspiera rozwój emocjonalny i społeczny. Dzieci mają realny kontakt z otoczeniem. Nie siedzą w sali w odcięciu od świata; nie kolorowanki i szlaczki są narzędziem, ale integracja i doświadczanie świata dookoła; nie odizolowane zadania, ale zadania w relacji. 

Łucja: Dodałabym do tego rozwijanie ciekawości dzieciaków, pogłębianie takiej naturalnej zdolności zachwytu. One są w tym niezmordowane, codziennie ten sam ptaszek jest dla nich na nowo niesamowity.

Skąd u rodziców pomysł na posyłanie dzieci do przedszkoli takich jak wasze? Pracujecie w dużych miastach, czy zdarza się, że przychodzą do was również takie typowo „miejskie” dzieci, które nie miały wcześniej okazji spacerować w deszczu i błocie albo widzieć z bliska robaka?

Inka: Nieleśne dzieci są najfajniejszym zjawiskiem w leśnym przedszkolu. Często mają w sobie mnóstwo dorosłych zachowań, przejętych z otoczenia, więc na przykład u nas odkrywają, że można wchodzić na drzewa. Najczęściej rodzice je do nas przyprowadzają, gdy  się nasłuchali i naczytali  o leśnej  edukacji  fińskiej . Te nurty cieszą się dużą popularnością i naukowym  poparciem. W związku z tym wielu czerpie wiedzę  z książek i przysyłają dzieci, aby poznały z doświadczenia te nowe metody edukacji. 

Często istotnym zadaniem dla dzieci, które całe życie spędziły w bloku i samochodzie jest nauka termoregulacji. One nie czują, że im za gorąco. Z czasem zaczynają rozumieć, jak działa ich ciało, odczuwać zachodzące w nim zmiany. Wtedy przestają już siedzieć w kurtkach.

Łucja: Rodziców  zachęca do nas najbardziej praca  oparta na relacji. W tym wszystkim nie chodzi przecież tylko o ciekawostki o lisach, a bardziej o empatię, o bliskość. A u nas są do tego świetne warunki: nieduże grupy, sporo edukatorów, niemal nieograniczona przestrzeń dla dziecka. 

A miejskie dzieci? Szybko przyzwyczajają się do robali i już się ich nie brzydzą. Wspaniale jest to obserwować. Potem buntują się, gdy mama chce zdeptać jakieś żyjątko. Jest to więc proces powolnego oswajania, w czasie którego początkowe lęki zmieniają się w zainteresowanie. Gwałtowne reakcje na ubrudzenie się, na błotko, po jakimś czasie mijają, a zastępuje je ciekawość, a nawet radość z sensorycznego doświadczenia.

Jakie umiejętności, wiedza są potrzebne do pracy w miejscu takim jak leśne przedszkole? Jakie pasje, zainteresowania, cechy osobowości?

Łucja: Dla mnie przede wszystkim istotne są chęć uczenia się, autorefleksja i otwartość na konstruktywny feedback. Praca z drugim człowiekiem, szczególnie tym najmniejszym to  nieustanna praca nad sobą. Zależy mi na jak najlepszym kontakcie z podopiecznymi.

Niezbędna jest oczywiście wiedza o rozwoju dzieci i cechy opiekuńcze, a ze względu na specyfikę pracy, dokształcamy się także w zakresie wiedzy przyrodniczej. Często oznacza to bycie w procesie nauki razem z dziećmi, czasem wspólnie poszukujemy odpowiedzi. Dorosły przecież też nie musi wiedzieć wszystkiego  od razu.

Najwięcej uczę się w praktyce; sprawdzam ze sobą na żywo, na bieżąco, jak się mam w jakiejś sytuacji. To jest praca stymulująca wiele emocji. . Nie bardzo możemy przewidzieć, czego dokładnie trzeba się nauczyć.  W dzisiejszym świecie na co dzień różne rzeczy można bardzo łatwo dostać. Dobrze jest tworzyć bezpieczne sytuacje, w których nie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Dzieci na przykład muszą dojść daleko pod górkę do ulubionego miejsca. I to się staje wyzwaniem. Nawet jak marudzą, że im się nie chce, to potem widzą, że udało im się wejść na tę dużą górę, przejść kawał drogi. Podobnie ma się sprawa ze zdejmowaniem ubłoconych kaloszy. Przygotowujemy do tego, że w życiu nie wszystko jest przyjemne. Uczymy zgody na dyskomfort, a także nie wyręczamy i staramy się niepotrzebnie nie pospieszać, tak, żeby dzieci mogły same sobie z czymś poradzić. To jest bardzo cenne, że dajemy czas, a one w procesie uczą się robić rzeczy, które nie dają gratyfikacji natychmiast.

Nie ma u nas także uregulowanego programu zajęć. Ustalamy plany, które potem realizujemy, ale ważna jest przede wszystkim swobodna zabawa. Wydaje mi się to cenne, że w przedszkolu można po prostu wymyślić sobie jakąś grę albo kopać piłkę. I z takiego podejścia rodzi się nam długie i powolne trwanie w nieoczywisty sposób zajmujących okolicznościach. Dlatego też, jeśli chodzi o cechy edukatorów – trzeba bardzo lubić powolne bycie na dworze, w tym także mieć gotowość  na zmienne warunki pogodowe. Staramy się razem czerpać radość z bycia na zewnątrz. 

Inka: Istotna w pracy edukatora jest tendencja do zaciekawiania się – to pielęgnuje ciekawość także w dzieciach. Jeśli my zwracamy uwagę, to one to od nas przejmują, a idea leśnego przedszkola kwitnie. Przykładowo dziś w lesie znaleźliśmy bardzo kolorowe grzyby, które stały się wielkim tematem dnia. Zadawaliśmy pytania: dlaczego różne rośliny mają takie kolory, barwniki, jakie mają?

Tak jak już wspomniała Łucja, trzeba naprawdę lubić bycie na zewnątrz i dawać radę z nieprzewidywalnością. Niezbędna jest duża elastyczność, często musimy działać pod presją zmieniających się warunków.

Dzieciaki mogą przy nas zbudować dużo pewności siebie. Mają możliwość eksperymentowania i odnoszenia małych zwycięstw. Trzeba umieć te małe sukcesy dostrzegać albo pomagać przekuć pozornie nierokujące sytuacje w osiągnięcie. Po wejściu w kłujące przez spodnie krzaki jeżyn, nogi są podrapane, można za to nazbierać owoców. Przy wspinaniu na wykroty (wywrócone drzewa) czasem coś zaboli, jednak warto było to zrobić, bo okazuje się, że sypany z góry piasek wyglądał jak fajerwerki. Potem pokazujemy sobie posiniaczone nogi i wesoło opowiadamy o tych przygodach.

Opowiecie, jak wygląda wasz dzień w przedszkolu? O jakichś ciekawych wydarzeniach, które ostatnio miały miejsce?

Inka: U nas każdego dnia odbywa się jakiś blok zajęciowy: angielski, muzyka, zajęcia przyrodnicze, majsterka, wyprawy rowerowe. Do codziennej rutyny należą kręgi, wspólne posiłki oraz wyprawa i inne luźne aktywności. Czasem są one zaplanowane, na przykład gotujemy na ognisku, ale uczestniczą w tych zajęciach jedynie osoby, które chcą. Robimy wtedy wielkie lepienie pierogów,  przygotowujemy pizzę albo brownie w liściach leszczyny. Czasem gramy mecz. Ale to są rzeczy, które nie muszą się zadziać, lecz mogą.

Ostatnio udała nam się ciekawa zabawa. Z korków po winie przekazanych nam od rodziców dzieci związaliśmy łódeczki i puszczaliśmy je na deszczówce wylewanej z baniaków. Mieliśmy wielki wyścig łódek w wodospadach-oceanach w błociarni.

Ważnym elementem naszej codzienności jest także dbanie o zwierzęta. Opiekujemy się kurami, wymieniamy wodę, ściółkę, zbieramy jaja.

Łucja: Codziennie rozpoczynamy od powolnego wejścia w dzień. Na dworze lub w środku jemy śniadanie, potem odbywa się wspólny krąg. Na wyprawy chodzimy zazwyczaj cztery razy w tygodniu, czwartek jest dniem ogniskowym. Robimy kakao, kisiel z jarzębiny (uwaga gorzki!), kompot z derenia, naleśniki z kwiatami z czarnego bzu. Były nawet pędy sosny w czekoladzie!

Raz w miesiącu mamy majsterkę, co jakiś czas zajęcia z angielskiego, fizyki i matematyki. Przyjeżdża do dzieci osoba, która na co dzień wykłada matmę na uniwersytecie i potrafi zainteresować dzieci przeróżnymi rzeczami. Dodatkowo odbywają się inne okazyjnie warsztaty: dogo- czy felinoterapia, archeologia, bale, zajęcia taneczne, lepienie z gliny. Raz w miesiącu organizujemy dni miejskie, staramy się uczyć dzieci samodzielności, na przykład same za siebie płacą w restauracji czy kinie. 

Czym praca w edukacji leśnej różni się od pracy w zwykłym przedszkolu? Jakie są najbardziej nieoczywiste, zaskakujące aspekty waszej codzienności, niespotykane w tradycyjnych placówkach?

Łucja: Różnica to przede wszystkim warunki pracy. W standardowym przedszkolu jest na przykład osoba, która sprząta, a my w połowie jesteśmy pracownikami gospodarczymi, przestrzenią zajmujemy się sami. Taka praca jest w inny sposób męcząca. Nie mówię czy mniej, czy bardziej, po prostu w inny sposób. 

Ze względu na specyficzne outdoorowe warunki, dostajemy na przykład dofinansowania na zimowe ubrania, żeby móc o siebie zadbać. Przecież jeśli nam będzie zimno, to jakość naszej pracy automatycznie spadnie.

Nasze okazje pedagogiczne różnią się też znacznie. W zwykłym przedszkolu nie ma tropów na drodze, mnóstwa śpiewających ptaków czy leśnych roślin do obserwacji. To świadczy o różnorodności naszych zadań. Praca jest dzięki temu bardziej spontaniczna. Nie wypełniamy planu od a do z, ale korzystamy z tego, czym danego dnia obdarzy nas las.

Wymagającym aspektem naszej pracy jest wspomniane już wcześniej oswajanie dzieci z dyskomfortem. Nie robimy zadań za nich, ale dbamy o bezpieczeństwo. To też jest trochę inne wyzwanie, bo wyjście na godzinę i powrót do ciepłego to co innego, niż bycie na zewnątrz niemal całe dnie. Czasami zimą nasze główne zajęcie to ubieranie i rozbieranie. Sprawdzanie, czy nikt się nie przemoczył, bo niektóre dzieci nie mają jeszcze tyle wrażliwości, żeby same to zauważyć.

Inka: Nasza praca łączy się z czynnościami, umiejętnościami technicznymi, przykładowo niemal codziennie rąbiemy drewno i rozpalamy ognisko. Tego się zazwyczaj nie robi w standardowych placówkach.

Do pracy wykorzystujemy elementy natury, rzeczy, które po prostu są dookoła, co często wymaga nie lada kreatywności i twórczego podejścia. Do tego oczywiście musimy łazić po lesie, po strumieniach, wchodzić za dziećmi na drzewa, a czasem je stamtąd ściągać. Albo wyjąć z bagna. Więc jest to też praca bardziej wymagająca fizycznie i urozmaicona.

A przez podejście”bliskościowe” jest też siłą rzeczy między nami więcej kontaktu. Dzieci przychodzą się przytulać i opowiadają o wszystkim. Smucą się przy mnie i złoszczą. Bywa, że noszę je w dziwnych pozycjach o wiele częściej niż standardowa przedszkolanka.

Czego wy się uczycie, spędzając całe dnie w naturze i widząc dzieci, spędzające całe dnie w naturze?

Inka: Często będąc w lesie, uczę się uważności na małe zmiany, na cykle natury. I tego, jak te zmiany dookoła wpływają na mnie, na dzieci. Uczę się cierpliwości i ciekawości oraz radości z małych rzeczy; ze świętowania malutkich ruchów, poruszeń.

Obserwowanie dzieci będących w lesie, pokazuje mi, że kiedy one mają czas, przestrzeń i są zaopiekowane, mają mnóstwo kreatywności i zaciekawienia. Im mniej każesz im się uczyć, tym bardziej one tego chcą. Jak patrzę na tych małych ludzików w lesie, to pokazuje mi, jak naturalne jest uczenie się i poznawanie nowych rzeczy.

Obserwuję dużo wrażliwości i wiem, że ona z nimi zostanie. A do tego fascynuje mnie, jak mogą godzinami patrzeć na robaki w trawie. Dorośli tego nie mają – tej uważności i niespiesznej wolności.

Łucja: Bardzo dużo uczę od dzieci. Chyba przede wszystkim tego, że zachwyt jest częścią natury człowieka. Już malutkie dzieci potrafią być niesamowicie uważne. Dostrzegają inne żywe stworzenia; reagują na zmiany, w zależności od pogody zmienia im się nastrój; mają swoje ulubione miejsca, przywiązują się do nich. Dzieci potrafią pamiętać po trzech latach konkretne drzewo, pod którym coś ważnego się wydarzyło.

Uczę się, że las, natura to jest moje miejsce. Przywilej bycia blisko niej przywraca mnie do równowagi. To naprawdę poprawia jakość życia.

Czy widzicie możliwość wdrożenia elementów edukacji leśnej do tradycyjnej? Jeśli tak, jak mogłoby to przebiegać?

Łucja: Docenianie roli przyrody już się dzieje. Coraz więcej  zajęć odbywa się na dworze. Myślę, że duża w tym zasługa edukacji leśnej, ona jest inspirująca. Coraz więcej przedszkoli buduje się w pobliżu terenów zielonych. Nie trzeba może codziennie wychodzić na wyprawy, ale można z tego otoczenia korzystać.

Myślę, że eksplorowana i przejmowana od nas powinna być także idea swobodnej zabawy. Dawanie dzieciom sytuacji, w których same mogą coś wymyślić w naturze, nie tylko uczy kreatywności, lecz także po prostu sprawia frajdę i satysfakcję. Budowanie studni, pieca z kamieni i błota, stworzenie statku. Każde dziecko to potrafi, jeśli tylko dostanie taką możliwość i troszkę wsparcia.

Inka: Inną rzeczą, która także jest dość łatwo przekładalna są kręgi. Bo wystarczy zapytać, jak się masz, jak się czujesz i co tam u ciebie, wprowadzić taką rutynę, dającą bezpieczeństwo.

Marzy mi się też, żeby lekcje przyrody, biologii, geografii były przeniesione w teren. Wycieczka to nie zawsze musi być teatr, czasem to może być wyjście nad jeziorko lub do parku krajobrazowego. Myślę, że to może być niemniej ważne, jak zobaczenie kolejnej wystawy o drugiej wojnie światowej.

No i przerwy na zewnątrz! To już by była duża zmiana!

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności