Dlaczego warto chodzić?

Maria Drozdowicz
0 komentarz

Chodzenie, przemieszczanie się w przestrzeni to naturalna czynność, którą wykonujemy każdego dnia. Wychodzimy z domu, musimy przedostać się do pracy, do szkoły, do sklepu. Często towarzyszy nam pośpiech, denerwują nas wypadki, które zdarzają się po drodze i powodują opóźnienia. W czasie podróży – autobusem, samochodem, samolotem czy tramwajem, najważniejsze jest, aby się czymś zająć i dobrze wykorzystać czas, w którym i tak musimy siedzieć w jednym miejscu. Wykonujemy zaległe telefony, odpisujemy na maile, słuchamy wiadomości, doczytujemy w pośpiechu teksty na zajęcia. Jak często jednak zdarza nam się pomyśleć o samej drodze, o miejscach, które mijamy? Cieszyć się z tego, że możemy iść choćby na krótki spacer w piękną pogodę? Wreszcie jak często skupiamy się na samej czynności chodzenia, na ruchu, jaki się wówczas dokonuje, na przepływie myśli, który się uruchamia – i na tym, czy może mieć on jakieś znaczenie dla naszej codzienności?

Te i inne kwestie związane z poruszaniem się, wędrowaniem, chodzeniem analizuje Rebecca Solnit w swojej książce Zew Włóczęgi. Jej pierwszy rozdział rozpoczyna zaskakujący opis… kroczenia:

Od czego wszystko się zaczyna? Od napięcia mięśni. Jedna noga niczym filar, na którym wspiera się wyprostowane ciało rozpięte między ziemią a niebem. Druga niczym wahadło kołyszące się do tyłu. Pięta dotyka podłoża. Cały ciężar ciała przetacza się do przodu, na kulę stopy. Paluch pomaga się odepchnąć, a ściśle wyważony ciężar ciała znów się przesuwa. Nogi zmieniają pozycję. Wszystko zaczyna się od pierwszego kroku, potem czyni się następny i następny, te zaś nakładają się na siebie niczym uderzenia bębenka wybijające rytm – rytm stąpania.

Zastanowienie się nad tą oczywistą czynnością sprawia, że bardzo szybko staje się ona nieoczywista. Chodzenie odbywa się rytmicznie, powoduje pewien tajemniczy, mistyczny, wręcz automatyzm, który łączy nas z podłożem, wyciągając jednocześnie ku niebu. Znaczenia nabiera tutaj sam ruch, zgodne z zasadami mindfulnessu skupienie się na nim. Ruch to także opozycja bierności: wymaga zdecydowania, podjęcia działania, odwagi i mobilizacji.

Świadome chodzenie jest też świadomością ciała i jego obecności w przestrzeni. Ponieważ nigdy nie wiadomo, dokąd dana przechadzka zaprowadzi, ciału zostaje przywrócone niebezpieczeństwo wystawienia się na nieznane, na próbę. Budzi się na nowo niezakrzyczana w słuchawkach radość odkrywania i chęć przygody. Radość wolnego puszczenia swoich myśli, by kroczyły razem z nami, nie w tempie stanowczo za szybkiego auta na autostradzie czy w rytmie kolejnych przystanków, ale w naszym własnym tempie pięciu kilometrów na godzinę. 

Dodatkowo, przemieszczanie się na własnych nogach, pozwala o wiele lepiej osadzić się w przestrzeni. Przestajemy żyć w oddzielonych od siebie miejscach, które traktujemy jako osobne punkty na mapie swojego życia i swojej codzienności. Nie znajdujemy się już tylko w domu i w szkole, chodząc uczymy się także tego, co napotykamy po drodze. Dziecko wracające ze szkoły z kolegami i koleżankami, odkryje mnóstwo magicznych możliwości zabawy i eksploracji, a wbrew zglobalizowanej kulturze internetu, pozna również lokalne podwórko i zawiąże więzi z ludźmi i przestrzenią. 

Poruszanie się na piechotę czy środkami transportu publicznego, uczy także spokojniejszego, wcześniej planowanego zarządzania czasem. Nie wszystko uda się wówczas zorganizować w wiecznym pośpiechu i w ostatniej chwili. Chodzenie pozwala odzyskać niezagospodarowany czas i wolną przestrzeń, wyrywając nas ze ściśle określonej siatki zajęć, odbywających się w szeregu niezwiązanych ze sobą pomieszczeń. 

Ponadto wędrowanie, zarówno w mieście, jak i w naturze to wspaniały przykład robienia czegoś, co jest najbliższe robieniu niczego. 

W kulcie efektywnego wypełniania czasu i wiecznego niepokoju, moment przemieszczania się z punktu A do punktu B, powinien być jak najkrótszy i jak najlepiej wykorzystany. 

Potraktujmy więc wędrówkę jako bezpieczny łącznik: między nieumiejętnością zatrzymania się, a odpoczynkiem, nieosiągalnym nicnierobieniem. Pozwólmy sobie, a przede wszystkim pozwólmy dzieciom na czas przejściowy i zobaczmy, do jak magicznych krain myśli i przestrzeni to nas zaprowadzi.

Źródło: R. Solnit, Zew włóczęgi, tłum. A. Dzierzgowska, S. Królak, Kraków 2018.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności