Ilu rodziców, tyle powodów podjęcia tej decyzji. Ile dzieci, tyle niepowtarzalnych osobowości, zainteresowań, talentów, możliwości, cech charakteru i okoliczności zewnętrznych, w których wzrastają. A odgórna propozycja wsparcia ich rozwoju, zasadniczo jest jedna. Edukacja domowa jawi się zatem nie tylko jako wyjście naprzeciw entuzjastycznie nastawionym do uczenia własnych dzieci rodziców, ale również jako jedyna możliwa droga opuszczenia systemu. Przynajmniej próby jego porzucenia poprzez znajdywanie, a nierzadko tworzenie, alternatywnych propozycji edukacyjnych, takich jak szkoły demokratyczne, leśnej edukacji, mikroszkoły, pracownie Montessori dla dzieci z ED, czy też kooperatywy rodziców.
Powodem podjęcia decyzji o edukacji domowej bywają nierzadko trudności związane z niedostosowaniem dziecka do pracy w systemie tradycyjnym, i nie chodzi jedynie o dzieci z orzeczeniami. Brak przyjaznej szkoły w najbliższym otoczeniu, trudności z asymilacją i akceptacją środowiska szkolnego, duża presja i konkurencja, a także zwyczajnie brak czasu na realizację swoich pasji, są również częstym powodem podjęcia takiej decyzji.
Zdecydowana większość rodziców podkreśla, że wzięcie edukacji dzieci we własne ręce to szukanie środowiska społecznego według klucza zainteresowań, a nie losowej przynależności do klasy szkolnej, to także ogromna mobilizacja i rozwój własny rodziców, jaki wypływa z podjęcia takiej decyzji.Edukacja domowa generuje korzystanie z zasobów kapitału ludzkiego, jakim jest rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, również internet i morze dostępnych materiałów edukacyjnych, wprowadza wielki spokój, zacieśnia więzi w rodzinie, pomaga w wychowaniu oraz prowadzeniu dzieci ku samodzielności i odpowiedzialności za siebie, bliskich oraz za podjęte zadania. Nierzadko również , co jest często zaskoczeniem dla osób przyglądających się z boku, dzieci i młodzież w edukacji domowej osiągają przeciętnie wyższe oceny oraz lepiej zdają egzaminy państwowe, takie jak egzamin ósmej klasy oraz matura, niż ich rówieśnicy z tradycyjnego systemu edukacji.
Jest to decyzja niezwykle trudna, przestawiająca do góry nogami dotychczasowe życie, generująca wiele zmiennych, jak choćby ta, że z młodszymi dziećmi ktoś z rodziców musi przebywać 24 godziny na dobę. Często jedno z nich porzuca swoją pracę zawodową, przynajmniej na jakiś czas, gdy dzieci są jeszcze małe. Czy warto?
O powody podjęcia decyzji przejścia na edukację domową, zapytałam kilku rodziców.
Zapraszam do posłuchania, dlaczego ED? Zapraszam do refleksji nad własnymi wyborami. Zachęcam do odwagi i podjęcia wyzwania.
„Dla nas odpowiedzią jest chyba wolność i czas.
Bétka, mama dwójki dzieci w edukacji domowej
Wolność w poruszaniu się, możliwość bycia tam gdzie chcemy, podróże, odkrywanie świata.
Wolność w czasie – możliwość zajęcia się tym, co jest teraz dla nas i dla dzieci ważne, podążanie za tym, co jest tu i teraz, co jest żywe, a nie podążanie i dopasowywanie się do rozkładów i programów.
Wolność w tematach i sposobie poruszania ich – decydowanie o tym, co teraz jest ważne i jak chcemy się tym zajmować, wybieranie tego, co uważamy za ważne i istotne a rezygnacja/ograniczanie tego, co nieaktualne, nieistotne.
Wolność, która umożliwia nam nastawienie na proces i wspólne bycie, a nie osiąganie czegoś, wyrabianie norm, przerabianie.
Wolność połączona z odpowiedzialnością za swoje życie.
I czas – na rozmowy, bycie razem, wspólne odkrywanie świata.
Myślę sobie, że edukacja domowa pozwala nam po prostu być razem i razem doświadczać życie. Nawet chyba nie myślę o tym, jako o sposobie na edukację, ale jako o czymś, co pozwala nam na wspólne bycie, a przy okazji uczenie się od siebie nawzajem i od świata. To wielka wspólna przygoda.”
„Początkowo więc wygrała niechęć do szkoły, do systemu, do robienia tak, bo tak trzeba, bo tak pani każe.
Po kilku latach, okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.
Dostajemy z trójki dzieciaków w domu bardzo dużo bodźców, które zmuszają nas do rozwoju. Bycie całą rodziną, prawie cały czas ze sobą, jest bardzo wymagającym doświadczeniem.
O tym wiedzą wszyscy rodzice, szczególnie teraz, kiedy dzieciaki nie chodzą od roku do szkoły.
Dlatego dzięki ED zrozumieliśmy, że wychowywanie dzieci to WYCHOWYWANIE SIEBIE SAMEGO – praca nad sobą.Zobaczyliśmy też jakie mamy deficyty w:
– relacji małżeńskiej
– w komunikacji
– w odczuwaniu i przeżywaniu emocjiZaczynamy rozumieć, skąd się biorą te deficyty i co ważniejsze jak je wyrównywać. Totalnie zmieniliśmy system wartości, nadmiar impulsów zmotywował nas do zastanowienia się co jest ważne, a co jednak mniej.
Bartek, tata trójki dzieci w edukacji domowej
Same korzyści. “
„W ED towarzyszymy trójce naszych dzieci, w przyszłości mam nadzieję czwórce, bo najmłodszy jest na etapie przedszkolnym, ale także towarzyszy starszym i bierze udział w wielu wspólnych wyprawach, projektach i odkryciach. Tak naprawdę wiek nie ma znaczenia. Mamy obecnie dzieci w klasie pierwszej, czwartej i szóstej oraz jedno w przedszkolu. Każdy z nich jest na innym etapie, ale mogą wzajemnie sobie pomagać, inspirować się i wspierać.
Jest to wspólna droga całej naszej rodziny, która prowadzi do rozwoju każdego z nas z osobna, nawet nas rodziców. Wymaga od nas uczenia się innej rzeczywistości, przełamywania własnych ograniczeń i pokonywania często samych siebie, swoich trudności. W efekcie ED buduje piękne relacje rodzinne, uczy samodzielności dzieci, odpowiedzialności i dojrzałości. Edukacja w ED odbywa się na wielu płaszczyznach, dotyczy także wielu czynności życia codziennego,wzajemnych relacji pomiędzy rodzeństwem, planowania. Daje możliwość szerszego spojrzenia na edukację w oparciu o własne zainteresowania dziecka, rozwijania jego pasji i talentów. Rodzic ma możliwość towarzyszenia swemu dziecku w odkrywaniu wraz z nim świata i może pomóc mu w dostrzeżeniu własnych uzdolnień. Takie wspólne odkrywanie często prowadzi do niesamowitych przeżyć i budowaniu poczucia własnej wartości dziecka, do tego, że coś znaczy, że coś potrafi i może samodzielnie coś stworzyć. Towarzyszenie rodzica dziecku w edukacji, daje także poczucie wolności, jesteśmy obok tego młodego człowieka, który coś odkrywa i samodzielnie kreuje swoje zainteresowania, rozwija je, zdobywa wiedzę poszukując, może czasami błądzi, ale uczy się samodzielnie na swoich błędach ale nie poddaje się, mając przy sobie wsparcie w postaci mamy i taty, którzy w niego wierzą. ED jest wspaniałą drogą, która poszerza horyzonty całej rodziny i uczy przełamywania samych siebie,własnych możliwości.”
Ania i Paweł, rodzice czwórki dzieci w edukacji domowej
„My przypatrywaliśmy się przez dwa lata ED, czytaliśmy, gadaliśmy z ludźmi, którzy byli oczywiście i za i przeciw, niektórzy także mówił , że rozwój społeczny ucierpi… (co nie jest prawdą w naszym przypadku). Czuliśmy, że ta wersja edukacji, którą mamy w szkole ( z bardzo dobrą opinią wiedzowo-społeczną) jest dla dzieci i dla nas wykańczająca. Dotkliwości ze strony szkoły (dwóch szkół i przedszkola, niestety wszystkie placówki zakonne) dały asumpt do bardziej realnych działań, bo ED jawiła się jako szansa na prawdziwe Życie a nie tylko szczurzy kołowrotek, Życie przez duże Ż, jakiego pragnęliśmy i potrzebowaliśmy jako rodzina. I tu więzi rodzinne i kompetencje życiowe wzięły prym przed wiedzą systemową. Pamiętam, że kiedy usłyszałam z ust jednej z matek, iż jej syn nie musi zdać matury to przeraziłam się, bo myślałam dokładnie inaczej -MUSI. ALe ED to szalony rozwój rodziców i to jest wspaniałe. Dziś jesteśmy innymi ludźmi niż sześć lat temu kiedy zaczynaliśmy ED. Przechodząc na ED mieliśmy wreszcie czas dla rodziny, dla każdego z nas. Fakt, poszliśmy w nieznane, co napawało nas lękiem, sprzeciwiliśmy się bliskim i okres ostracyzmu był trudny, na jakiś czas ograniczyłam zasadniczo pracę zawodową, musieliśmy to wszystko przegadywać po wielekroć, “odszkalniać” się, aby nie robić szkoły w domu, zainwestowaliśmy w samorozwój np kurs Montessori, webinary, książki, bo bez nich nie wyobrażamy sobie życia i …popłynęliśmy odkrywać nowe lądy. Tak jest do dzisiaj. Zyskaliśmy: bliskość, prawdziwość, pasje – bo wreszcie był czas na ich odkrycie i uradowanie się nimi, podróże, otwartość na drugiego człowieka, na dominikanów i jezuitów , poznaliśmy wielu cudownych ludzi, którzy pokazują jak piękny jest świat, pomagają kiedy jest nam trudno, są przyjaciółmi. Zyskaliśmy także wiedzę, ale nie taką na zasadzie kartki samoprzylepnej, która po sprawdzianie się odkleja, wybór – i świadomość sensu. Nasz licealista ED studiuje na Uniwersytecie Jagiellońskim akurat prawo, ale gdyby studiował „lewo” bylibyśmy z niego tak samo dumni. W szkole muzycznej uczy się śpiewu jazzowego. I jest fantastycznie samodzielny, podobnie nasi młodsi synowie. Dzięki ED odważyliśmy się pozwolić im na samodzielność i to był dobry krok.
Straciliśmy: opinię przewidywalnych stabilnych ludzi, dotychczasową perspektywę, że „tak się robi” i ja też muszę tak robić, nawet jeśli mi się to nie podoba.”
Beata i Maciek, rodzice 3 trojga dzieci w edukacji domowej
„To, że dane nam jest cieszyć się edukacją domową, zawdzięczamy naszemu najmłodszemu synowi Stachowi. Staś na skutek wcześniactwa jest niewidomy. Bardzo wcześnie zaczęliśmy się zastanawiać nad najlepszą formą edukacji dla niego. Rozważaliśmy różne możliwości, ale żadna nie wydawała nam się optymalna. W moich poszukiwaniach natrafiłam na informacje o możliwości nauki poza szkołą. Gdy zaczęliśmy rozważać tę opcję pod kątem Stacha, wydała nam się bardzo korzystna, co więcej, uznaliśmy, że w takiej formie nauki mogą się odnaleźć pozostałe nasze dzieci. Oprócz Stacha mieliśmy jeszcze dwa wcześniaki, oraz dzieci w rodzinie zastępczej, które borykały się z różnymi „dys” jak dysleksja, dysortografia, nadwrażliwość słuchowa, problemy z koncentracją uwagi, upośledzenie w stopniu lekkim. Najbardziej jednak spełnianiem obowiązku nauki poza szkołą, był zainteresowany nasz najstarszy syn, który był uczniem celującym, ale zwyczajnie nie lubił szkoły.
Edukacja domowa stworzyła nam możliwość dostosowania tempa oraz metod nauki, do potrzeb dzieci.
Nie zawsze jest łatwo, ale to był najlepszy wybór.”
Małgosia i Andrzej, rodzice czwórki dzieci oraz rodzice zastępczy
„Myślę, że moje własne wspomnienia z lat szkolnych w dużej mierze zaważyły na tym. Zresztą nie tylko moje, ale i męża też. Szkoła jako miejsce, gdzie wszystko odbywa się wraz z towarzyszącym stresem, napięciem zapyta… nie zapyta…(i nieważne czy umiesz czy nie, bo niektórzy nauczyciele tworzyli tak bardzo nieprzyjemną atmosferę, że od razu brzuch bolał z nerwów). Bolączką było to, że niektórzy nauczyciele oceniali za ładne oczy, a nie wiedzę właściwą (u nas pewne nazwiska z pewnych przedmiotów po prostu z góry były już ocenione źle, bez względu na to jak osoba pracowała), nie potrafili wydobyć z ucznia tego, co najlepsze, nie potrafili rozbudzić pasji do swojego przedmiotu.
Mnie osobiście, więcej w życiowym rozwoju dały zajęcia pozalekcyjne, czyli wyczynowe uprawianie lekkoatletyki. Tu poza pracą własną nad sobą i ze sobą, pokonywaniem własnych słabości, działo się też coś innego. Na treningach lub/i czasem po, siedząc na tartanie dyskutowaliśmy o literaturze, filmie, wzajemnie inspirowaliśmy się do poznawania i poszukiwania czegoś więcej.
Praktyki obserwacyjne w szkołach podczas studiów pedagogicznych też swoje dołożyły. U niektórych nauczycieli na lekcjach, siedząc z tyłu w ławeczce, czułam się jakby przez te 30 lat nic się nie zmieniło i w wielu momentach współodczuwając z pierwszoklasistami, ogarniał mnie stres… Cieszyłam się, że już nie mam obowiązku chodzenia do szkoły.
Oczywiście o samej ED dowiedziałam się z internetu. Myśl o innym sposobie życia nie dawała spokoju. W końcu po rozmowie z mężem, uzgodniliśmy, że chcemy spróbować podjąć to wyzwanie. Syn wcześniej chodził do przedszkola Montessori (bardzo dobry czas i świetne miejsce). Niestety nie było mu dane w pełni korzystać z zajęć, bo w sezonie jesienno zimowym zaczął chorować i chcąc nie chcąc przesiadywał w domu. W końcu udało się znaleźć przyczynę – okazało się, że ma alergię i astmę. Ten czas, poszukiwania przyczyny ciągłych katarów i kaszlów, wraz z pojawieniem się w mojej głowie informacji o ED, doprowadził do postanowienia o pójściu pod prąd. Gdy podejmowaliśmy decyzję, nie znaliśmy nikogo, kto w naszym otoczeniu prowadził ED, co powodowało, że z jeszcze bardziej bijącym sercem wkroczyliśmy na nową drogę. Z pewnością Zloty Rodzin ED uskrzydliły nas – okazało się że jest więcej takich „kosmitów” jak my. To było bardzo budujące.
Dla mojego dziecka chciałam czegoś innego – dać mu możliwość odkrywania świata niezaburzonego nudnym odrabianiem pańszczyzny (zadań, które już dawno się umiało), bez oceniania. W ED można bardzo iść do przodu, nie tracąc czasu na niepotrzebne czynności. Jest też dużo czasu na przepracowanie danego zagadnienia. Mam wrażenie, że szczególnie w klasach 1-3 widać, jak ważna jest to potrzeba, np. u nas proste doświadczenie – wydawanie dźwięków za pomocą grzebienia i folii aluminiowej, było badane przez prawie pół dnia, oczywiście po odpowiedniej rozmowie z rodzicem, zastanowieniu jak to się dzieje, że dźwięk się pojawia. Dla mnie zadziwiające było to, że dziecko ma taką długo trwającą potrzebę, żeby nasycić się doświadczeniem. To też uczy nas dorosłych innego patrzenia na świat.
W klasach 1-3 mieliśmy żywy dowód na to, że dziecko w ED nie straciło zachwytu światem, a koledzy syna w szkole systemowej, z którymi utrzymywaliśmy kontakt poprzez szkołę muzyczną, stawali się coraz bardziej umęczonymi życiem istotami, a ich nauczyciele potrafili skutecznie w nich zgasić zapał i entuzjazm… Dla mnie było to bardzo zauważalne.
ED daje wspaniałą okazję na rozwijanie własnych pasji, ale też zarazem czas na odpoczynek. Nie ma tu miejsca na gonitwę za „nie wiadomo za czym”.
Mam wrażenie, że szkoła systemowa jest w jakimś sensie sztucznym tworem-życiem, natomiast ED jest bliższa temu prawdziwemu, bardziej sensownemu istnieniu.
ED jest to czas na poznanie samego siebie, sposobu pracy własnej, wypracowanie mojego (jako ucznia) osobistego systemu przyswajania wiadomości. To jest też lepszy czas na bycie razem jako rodzina (niewyobrażalne jest dla mnie to, że w czasach pandemii są rodziny, których dzieci uczyły się w szkole ławkowej czy też można powiedzieć tradycyjnej, upowszechnionej, w których, po przejściu na lekcje i pracę online, członkowie nie potrafią ze sobą wytrzymać… dziwne to jest…)
ED to zmiana sposobu patrzenia na życie; lepsza możliwość poszukiwania sensu istnienia; to niejednokrotnie wywrócenie swojego (jako rodzica) życia do góry nogami.
Jeżeli chodzi o podjęcie decyzji o przejściu na ED, to gdybym miała cofnąć czas, zrobiłabym to samo, a gdybym mogła cofnąć czas jeszcze bardziej, to sama chciałabym być w ed :)))”
Beata, mama Antka w edukacji domowej