W pewien letni, słoneczny dzień, zeszłam po schodach, wkroczyłam do salonu i oznajmiłam rodzinie, że rzucam szkołę. I rzuciłam! No, przynajmniej rzuciłam pośrednio – od tego momentu moja noga przekraczała mury szkolne tylko w dniach egzaminów.
Dziś minęło od tego czasu już prawie pięć lat, więc czas na rachunek sumienia. Czy było warto? Czy czegoś żałuję? Czy patrząc na wszystko po latach, podjęłabym w przeszłości inny wybór?
Jak patrzy na Edukację Domową absolwent – student i młody człowiek wkraczający w dorosłość…?
Moja przygoda z Edukacją Domową
Na Edukację Domową przeszłam tuż przed drugą klasą trzyletniego liceum. Miałam 17 lat, bagaż doświadczeń po latach spędzonych w systemie edukacji tradycyjnej i głowę pełną pomysłów. Była to świadoma i przemyślana decyzja, podjęta po wielu godzinach spędzonych przed ekranem na wpisywaniu haseł „Czym jest Edukacja Domowa”, „Czy warto przejść na Edukację Domową”, „Dlaczego Edukacja Domowa” i „Portal dla uczniów ED”.
Co skłoniło mnie do zrobienia tak – wydawałoby się – radykalnego kroku w swoim życiu? Odpowiedź zdaje się bardzo prosta: nie lubiłam szkoły. Bardzo. No, może nie tyle była to jednak niechęć do samej szkoły, ile do systemu nauczania – jeśli się przyjrzeć, jest to system wielkiego reżimu i pożerania czasu. Uczeń wstaje rano (żeby zdążyć na 8:00) i idzie do szkoły na następne 8 godzin. Wraca do domu po południu i siada do nauki, ponieważ jutro ma być ważny sprawdzian. I tak codziennie! Aż się prosi o zadanie pytania, gdzie się podział czas dla ucznia! Gdzie jest czas na rozwój zainteresowań, próbowanie nowych rzeczy, szukanie własnej tożsamości, spotkanie ze znajomymi, poznanie innych osób? Gdzie się podział czas dla rodziny, rodzeństwa lub po prostu dla siebie? Nasuwają się też kolejne pytania – po co nam aż tyle klasówek i sprawdzianów, skoro w takim ich natłoku jesteśmy w stanie uczyć się tylko po to, żeby zdać i następnego dnia zapomnieć? Czy naprawdę musimy bać się matury już w szkole podstawowej? Dlaczego musimy ciągle powielać schematy? Dlaczego większość nauczycieli skupia się na sprawdzaniu, czego nauczyliśmy się w domu, a nie na nauczeniu nas czegoś nowego? Dlaczego musimy być cały czas poddawani ocenie i porównywani? Dlaczego…? Dlaczego…? Dlaczego…?
No właśnie, po zadaniu sobie tych (i wielu innych) pytań, postanowiłam jednak spróbować Edukacji Domowej. Czy jednak z perspektywy czasu była to dobra decyzja?
Same plusy
Dzisiaj widzę, że dzięki podjętej w moim nastoletnim życiu decyzji zyskałam naprawdę dużo rzeczy, które wykorzystuję również na studiach. Przede wszystkim stałam się człowiekiem, który potrafi myśleć nieszablonowo. Samodzielna nauka niejako wymusza kreatywność i pozwala na eksperymenty. Umożliwia również poświęcenie czasu na zgłębienie tematu, który rzeczywiście ucznia interesuje, bez ograniczenia słynnym „programem nauczania”. Następna rzecz – tym razem bardzo prozaiczna – nie mam problemów z „wielkimi” partiami materiału i strachem przed egzaminami. Wiąże się z tym bezpośrednio sposób zaliczania roku/ semestru na ED – na każdy przedmiot przypadał jeden wielki egzamin składający się z części ustnej i pisemnej, który można było zdać w dowolnym momencie roku szkolnego. Siłą rzeczy, trzeba było opanować dużą ilość materiału w taki sposób, żeby rzeczywiście go pamiętać. Dodatkowo, co może zabrzmieć dość nieprawdopodobnie – egzaminy były dla mnie przyjemnością, a maturę wspominam ze szczerym uśmiechem! Oczywiście, stres również występował, ale takie egzaminy przypominały dosłownie obóz młodzieżowy – to była okazja do poznania innych uczniów ze „swojej klasy”, spędzenia czasu ze znajomymi i wspólnej zabawy! Z tym wiąże się z resztą kolejna rzecz warta uwagi, mianowicie Edukacja Domowa uczy otwartości i zmniejsza strach przed nowym. To wynika z samego systemu – do klasy należą uczniowie z totalnie różnych stron Polski (lub świata), z różną sytuacją materialną i z różnym bagażem doświadczeń. Tak, pisanie wspólnie egzaminów zdecydowanie było jedną wielką przygodą!
Co jeszcze daje edukacja domowa? Na pewno rozwija ciekawość świata i pozwala na naukę podejmowania własnych decyzji oraz uczy odpowiedzialności. Uczeń (przynajmniej w liceum) sam odpowiada za lektury, które przeczyta, za czas jaki poświęci na naukę, za godziny, w których się będzie uczył i za podręczniki/strony internetowe/ programy, z których będzie korzystał. Naprawdę bardzo dużo rzeczy zależy od niego, a to zobowiązuje. Do plusów edukacji domowej należy też oczywiście zaliczyć umiejętność wykorzystywania swojego czasu i odpoczynku oraz odwagę przy podejmowaniu ważnych decyzji (w końcu, skoro już raz wywróciło się swoje życie do góry nogami, w czym tkwi problem, żeby to powtórzyć, prawda?)
Są minusy?
Tyle zalet, że aż można się zachłysnąć! Czy istnieją więc rzeczy, których trochę żałuję? Czy istnieją minusy Edukacji Domowej?
Oczywiście, że tak. Rzucało się to przede wszystkim w oczy, kiedy przebywałam w grupie osób kompletnie nie związanych z edukacją domową. Przede wszystkim człowiek może czuć się trochę… wyobcowany. Przez to, że nie chodziłam do szkoły, nie miałam wspomnień, którymi mogłam się dzielić z innymi. Zdania „A pamiętacie jak na polskim […]” albo „U nas w szkole […]” wykluczały mnie z kręgu rozmowy. Ja przecież nie byłam „na polskim”. Nie pisałam tego sprawdzianu. Nie musiałam robić testu kwalifikacyjnego. Nie znam tego nauczyciela. Nie byłam na lekcjach. Z kolei z mojej strony oznajmienie „Na egzaminie z matematyki […]” sprawiało, że wykluczeni byli moi znajomi – przecież oni nie musieli nigdy pisać takiego egzaminu! Z tego wynikało poczucie pewnej samotności – jak już wspomniałam wcześniej, do klasy ED należą osoby z różnych stron, dlatego „pod ręką” nie było nikogo.
Dalej, dla tych, którzy ukończyli tradycyjną szkołę, Edukacja Domowa jest pewnego rodzaju abstrakcją. Często albo o niej nie słyszeli, albo mają o niej niewłaściwe pojęcie (np. popularnym mitem jest stwierdzenie, że „w domu” uczą się tylko osoby chore lub młodzież z problemami). Tłumaczenie im, że jest się normalnym, zdrowym człowiekiem, który po prostu ma ciekawsze rzeczy do roboty niż siedzenie na lekcjach, naprawdę może w pewnym momencie stać się nużące.
Ostatnia rzecz, która może być swego rodzaju wadą, jest też związana ze wspomnieniami. Mianowicie, niezależnie którą z dróg się wybierze – czy edukację domową, czy bardziej tradycyjną – czegoś się nie doświadczy. Coś nas ominie. Na edukacji domowej omijają nas np. klasowe lub szkolne imprezy, wspólna nauka, doświadczenie „wspólnoty klasy” i „wspomnienia ze szkolnej ławki”. Z kolei podczas edukacji tradycyjnej będzie to czas, możliwość podejmowania własnych wyborów oraz możliwość poznawania dużej ilości osób „spoza” kręgu szkolnego. Cóż, po raz kolejny życie dowodzi, że nie można mieć wszystkiego…
ED a studia wyższe
Skoro już tak dokładnie analizujemy wszystkie „za” i „przeciw” Edukacji Domowej, należy odpowiedzieć na jeszcze jedno ważne pytanie, które spędza sen z powiek wielu młodym ludziom i rodzicom. Jak właściwie Edukacja Domowa wpływa na późniejsze studia…?
Oczywiście, jak można się domyślić, widać i wady i zalety, chociaż zalet (moim zdaniem) jest jednak więcej.
Zacznijmy więc od „jasnej strony mocy”. Niewątpliwie dwa większe pozytywy, które zauważyłam, wiążą się ściśle z wymienionymi już wcześniej wartościami. Primo – wielkie partie materiału nie są dla mnie niczym przerażającym, secundo – zdecydowanie lepiej od sporej części pozostałych studentów, przyjęłam obecność sesji semestralnych. Obie rzeczy (chociaż w trochę łagodniejszej formie) przepracowałam właśnie podczas Edukacji Domowej – najpierw trzeba było się przygotować do końcowo rocznych egzaminów, później trzeba było je zdać, a przecież dokładnie na tym samym polega sesja. ED na pewno wpłynęła też na zakres moich zainteresowań – jest zazwyczaj trochę większy niż u moich znajomych, prawdopodobnie dlatego, że miałam czas na poznawanie i doświadczanie nowych rzeczy gdy moi rówieśnicy siedzieli w szkolnych ławkach. Nigdy nie miałam problemu z kontaktem z wykładowcami i innymi studentami. Trzeba również przyznać, że doświadczenia nabyte podczas liceum przydały mi się przy pisaniu pracy licencjackiej – zdecydowanie nie miałam problemów z przygotowaniem i przeprowadzeniem badań oraz znalezieniem tematu, który rzeczywiście mnie interesuje.
Jeśli natomiast chodzi o doświadczenia, które można postrzegać jako negatywne, to zdecydowanie należy wymienić nagłą potrzebę dostosowania się do określonych, sztywnych reguł. O ile na ED można było samemu organizować sobie czas pracy, godziny nauki czy kolejność zajęć, o tyle na studiach w pewnym stopniu jest to mocno ograniczone – to momentami może być (i w moim przypadku było) bardzo irytujące. Negatywnie można również postrzegać jeszcze jedną rzecz – zbyt szczegółowe podchodzenie do omawianych zagadnień. Najciekawsze jest to, że z rozmów z innymi absolwentami edukacji domowej wiem, że nie jestem jedyną osobą, która ma z tym problem. Oczywiście, w ogólnym postrzeganiu szczegółowość nie jest zjawiskiem negatywnym, jednak zbyt dokładne zagłębianie się w zadane zagadnienie często nie tylko nie jest potrzebne, ale również nie jest pozytywnie postrzegane przez wykładowców. To sprawiło, że wiele razy poświęciłam sporo czasu i nerwów rzeczom mało istotnym.
Werdykt
Po tak uczciwej analizie, spójrzmy ponownie na pytania z początku tego artykułu.
Czy było warto? Tak.
Czy czegoś żałuję? Też tak.
Czy, gdybym mogła cofnąć się w czasie, podjęłabym inną decyzję? Zdecydowanie nie!
Chociaż, oczywiście, są rzeczy, których nie doświadczyłam (ale bardzo bym chciała ich doświadczyć), dla mnie osobiście taki „nietypowy system” nauczania był strzałem w dziesiątkę. Zapewnił mi czas na rzeczy, które chciałam zrobić i rzeczy, których chciałam spróbować. Pozwolił mi poznać ludzi, których zapewne nigdy nie miałam prawa spotkać. Dał mi wolność wyboru i nauczył, jak sobie radzić.
Sprawił, że jestem obecnie tu, gdzie jestem i że jestem tym, kim jestem, a to niemała zasługa!
Tak więc, czy poleciłabym każdemu Edukację Domową? Niekoniecznie.
Szczerze mówiąc, uważam, że każdy młody człowiek stojący przed wyborem ED czy zwykła szkoła, powinien rozpatrzyć go samodzielnie, biorąc pod uwagę to, co dla niego jest ważne.
W końcu każdy z nas jest inny i to właśnie jest w świecie piękne, prawda?
1 komentarz
Jestem pewna, że edukacja domowa zmieni i wzbogaci oblicze polskiej edukacji. Sama jestem edukatorką domową i mam też porównanie z pracą w państwówce. Decyzję o przejściu na bycie nauczycielem „domowym” rozważałam przez pewien czas. Starannie się też do tego przygotowałam: zrobiłam dobrą podyplomówkę edukator domowy na WSKZ.