Literaci w szkole – czyli co nieco o wiktoriańskiej edukacji

Marcin Sawicki
0 komentarz

Lubię czytać autobiografie, szczególnie te, które są związane z postaciami żyjącymi na przełomie XIX i XX wieku, uczestniczącymi w tworzących się zrębach nowoczesnego świata, w szczególności Wielkiej Brytanii. W pojawiających się tam opisach, rodzinnych historiach można wiele dowiedzieć się o życiu w ówczesnych miastach, wioskach, a także poznać panujące zwyczaje rodzinne i towarzyskie. Mnie, zgodnie  z przewidywaniami, najbardziej zainteresowały wątki edukacyjne. 

Wiele do myślenia dały mi dzieje życia Agathy Christie i C. S. Lewisa. Obie opowieści przedstawiają bardzo odmienne ścieżki zdobywania edukacyjnych doświadczeń. Pierwsza z nich wydaje się bardzo nieuporządkowana, pełna zmian szkół, pomysłów na uczenie się, miejsc zdobywania wiedzy. Druga to ścieżka wędrowania przez system tradycyjnych szkół brytyjskich. Wydawały mi się one ostoją tradycji, wartości, porządku i zasad. Obraz pojawiający w opisach C. S. Lewisa mocno od tego wyobrażenia odbiega. 

Agatha Christie nie skończyła specjalnych szkół i uczelni przygotowujących do fachu pisarskiego. Uczęszczała do kilku różnych pensji dla dziewcząt we Francji i Anglii, ale najwięcej uczyła się w domu. Jak sama wspomina, śpiewała i tańczyła, ale mało mówiła. Uważała, że być może ta cecha, małomówność, była ścieżką do rozwinięcia talentów i kompetencji pisarskich. Pisała „… małomówna natomiast będę zawsze. To pewnie jedna z przyczyn, która uczyniła ze mnie pisarkę”. 

Tu pojawia się bardzo ciekawy wątek związany z doświadczeniem pisarskim małej Agathy, mianowicie zaczęła pisać z nudów. Sporo czasu spędzała w domu, na spacerach z nianiami bywało różnie, generalnie miała dużo czasu. Dzisiaj pewnie powiedzielibyśmy zbyt dużo czasu, może to rzeczywiście było dużo, na tyle, że pojawiło się miejsce na własne próby i doświadczenia. W dużej mierze dotyczyły one prób wymyślania własnych historii, opowieści. Opowiadała matce lub niani historie, które szybko zaczynała spisywać. Miała także czas na czytanie, szczególnie polubiła kryminały. Często opowiadała o domu rodzinnym i gościach, o rozmowach i spotkaniach. Jako mała dziewczynka wspominała odwiedzających jej dom Henry’go Jamesa i Rudyarda Kiplinga. Pamiętała bardziej ile kto z nich używał cukru do herbaty, niż o czym rozmawiano, ale te wizyty pozostały w jej pamięci

Dokładnie wspominała wpajane jej zasady zachowania wraz z uzasadnieniem dlaczego tak właśnie należy postępować. Na przykład opisuje tak reakcję mamy na  swoje nieuprzejme zachowanie wobec służby ; „… i pamiętaj oni nie mogą odpowiedzieć niegrzecznie. Musisz zawsze traktować uprzejmie tych, których pozycja zabrania odnosić się w stosunku do ciebie niegrzecznie Jeśli jesteś  nieuprzejma, oni będą tobą gardzić, i słusznie, ponieważ nie zachowujesz się jak dama”. Jakże rzeczowo i konkretnie brzmi to napomnienie. Pewnie wypowiedziane w momencie emocjonującego wydarzenia pozostały w głowie Agathy na całe życie. Czy dzisiaj użylibyśmy podobnie mądrej, ale i surowej argumentacji?

O metodach nauczania pisała dosyć ostro. Tak wypowiadała się na temat uczenia  o twórczości Wiliama Szekspira:… „Obejrzenie lub usłyszenie czegoś w niewłaściwym czasie to jeden z największych błędów, jakie popełnia się w życiu. Obrzydza się Szekspira większości ludzi, każąc im czytać go w szkole. Powinno się jego sztuki oglądać, bo pisał je po to, żeby je oglądano i wystawiano na scenie. Wtedy można je bardzo wcześnie ocenić, jeszcze zanim sobie człowiek uświadomi piękno słów i wiersza”. Mocno i odważnie powiedziała o tym, co na nowo odkrywamy w nauczaniu dzisiaj.

Obrzydza się Szekspira większości ludzi, każąc im czytać go w szkole. Powinno się jego sztuki oglądać, bo pisał je po to, żeby je oglądano i wystawiano na scenie.

Autobiografia Agathy Christie jest niezwykła poprzez fakt opisywania przez autorkę zasad i nawyków związanych z życiem, uczeniem się, które były naturalne jeszcze nie tak dawno, osiemdziesiąt lat temu, a do dzisiaj zostały z naszego życia wyrugowane, czyniąc rzeczywistość bardziej ubogą i bezpłciową. Gdzie teraz można się nauczyć na przykład sztuki flirtowania. Czytamy o spotkaniach, balach, potańcówkach, relacjach między dziewczętami i chłopcami, kobietami i  mężczyznami. W krótkich słowach tę część opowieści można streścić cytatem:… „Kłopot w tym, że dzisiaj dziewczęta nie znają zupełnie sztuki flirtowania. Moje pokolenie kultywowała je pieczołowicie …” Flirtowanie, czas na poznawanie, rozmowy, potańcówki, brzmi staroświecko?

C. S. Lewis opisuje swoje czasy szkolne z dużo większym rozgoryczeniem. Między szóstym a ósmym rokiem życia głównie pisał i czytał. Jak sam wspominał żył głównie wyobraźnią. Spotkanie z brytyjskim systemem szkolnym opisał posługując się wymownym tytułem rozdziału autobiografii, który został nazwany Obóz koncentracyjny. Co ciekawe, jego ojciec starał się bardzo starannie wybrać szkołę, analizował wiele nadesłanych prospektów. Jednak wybór okazał się niezbyt trafiony, co gorsza nie podjął trudu zweryfikowania tej opinii. „Można przypuszczać, że jego wersja ustąpi w końcu prawdzie, skoro tylko znajdziemy się w szkole i opowiemy mu o niej. Nic bardziej błędnego. Podejrzewam zresztą, że podobne przemiany rzadko mają miejsce. Gdyby od wielu pokoleń rodzice zdawali sobie sprawę, co dzieje się w szkołach ich dzieci, historia oświaty potoczyłaby się niewątpliwie zupełnie inaczej”. W szkole dominował strach, kary, w efekcie brak postępów w nauce. Czas tam spędzony uważał za stracony. Szukając pozytywów szkoły Lewis pisze; „… cierpienia doznawane w szkole przygotowują nas do bycia chrześcijanami ponieważ uczą nas żyć nadzieją, a nawet wiarą; na początku każdego semestru wakacje wydają się tak odległe, jakby nie miały nadejść. Są niemal tak odległe jak niebo dla każdego śmiertelnika.” 

Spotkanie z brytyjskim systemem szkolnym opisał posługując się wymownym tytułem rozdziału autobiografii, który został nazwany Obóz koncentracyjny.

O kolejnej szkole pisze; „Zdarzało się też prześladowanie słabszych przez gangi, nie doświadczyłem go jednak zbyt dotkliwie”. Przerwy należało spędzać tak, aby nie zostać „pojmanym”. Autor Narni został złapany tylko raz, zaniesiony do ciemnej piwnicy i spuszczony otworem w ścianie do niższego pomieszczenia, które okazało się składem na węgiel. Uznał to za wyjątkowo delikatne potraktowanie, zwykle bicie traktowano tam jako sztuka dla sztuki. 

Szkoła Wyvern, przyniosła kolejny zestaw obyczajowych wrażeń. Zachęcam do lektury autobiografii C. L. Lewisa Zaskoczony radością, wszystkich, którzy poza historią duchowego nawrócenia autora, chcieliby się dowiedzieć kim byli w tej szkole “gwardziści”, „panienki”, jak działały „kluby” i na czym polegało „fagasowanie”. Zło dziejące się w szkole opisywał w następujący sposób; …„Z duchowego punktu widzenia najgorsza trucizną było to, że życie szkolne było zdominowane niemal całkowicie przez walkę o awans społeczny …, to zajmowało wszystkich”. Zjawiska powszechnej pederastii panującej w Collu nie stawiał jako największy istniejący tam problem. Podsumowując czas pobytu w Wyvern pisał:…„Nigdy jednak nie widziałem społeczeństwa tak nastawionego na konkurencję i tak pełnego snobizmu oraz służalczości, klasy panującej tak samolubnej i świadomej własnej pozycji, ani proletariatu tak płaszczącego się i pozbawionego solidarności, a także poczucia zbiorowej godności, jak w szkole”. 

Co może wynikać z przedstawionych powyżej dwóch wspomnień edukacyjnych doświadczeń tych niezwykłych postaci. Na pewno nie można , na ich podstawie, generalizować obrazu ówczesnej oświatowej rzeczywistości wyspiarskiej potęgi. Bardziej jest mi bliski stale aktualny dylemat skuteczności rozwiązań i podejmowanych przez rodziców dzieci decyzji. Agatha Christie doświadczyła możliwości uczenia się w domu, otrzymała czas na naukę we własnym rytmie i w środowisku komponującym się z domem, najbliższym otoczeniem. Czuła się bezpiecznie. Podkreślała, że „… nie ma w życiu nic wspanialszego niż mieć czas. … Byłam niezwykle szczęśliwa w dzieciństwie i młodości, właśnie, że miałam tak wiele czasu”.

C. L. Lewis doświadczył zupełnie innej drogi. Wyraźnego zamknięcia okresu dzieciństwa poprzez zapisywanie go do szkół z internatem, dobrych prywatnych placówek. Łącznie uczył się w czterech miejscach, wszędzie radząc sobie z nauką, a także i ze szkołą. Mówiąc najprościej, nie dał się szkole zniszczyć, starał się opisywać dobrych nauczycieli, pisząc o trudach zachowywał spokojną logiczną narrację. 

Dla mnie jako rodzica, także nauczyciela, byłego ucznia, bardzo przejmującym i ważnym jest pytanie, jakie zadał Lewis  pisząc o swoich szkolnych doświadczeniach. Z jego opowiadania wynurza się obraz dziecka, które samotnie musi się zmagać ze szkolno – internatowymi patologiami, ono często mówi lub bardzo chce powiedzieć, jak mu tam źle, ale jego ojciec tego nie przyjmował do wiadomości, mimo, że miał przesłanki, aby mu uwierzyć i przed tą wątpliwą przygodą uchronić. 

Może się okazać, że opowieść o tym, że przed laty szkoła była dużo lepsza, że była pewnego typu doskonałym miejscem tworzenia się nowych społeczeństw, stanie się mocno przereklamowaną i nieuzasadnioną tezą.

Mam nadzieję, że my, współcześni dorośli, odważniej podejmujemy próby zmiany szkolnej rzeczywistości naszych dzieci. Częściej je zabieramy z niedobrych  miejsc i środowisk. Sami tworzymy alternatywy, buntujemy się przeciwko instytucjonalnemu złu. Ważne, jest także, abyśmy nie mitologizowali naszych europejskich oświatowych tradycji. Może się okazać, że opowieść o tym, że przed laty szkoła była dużo lepsza, że była optymalnym miejscem tworzenia się nowych społeczeństw, stanie się mocno przereklamowaną i nieuzasadnioną tezą. 

Nie da się zaprzeczyć, że najbardziej poczytna, wydawana na całym świecie pisarka okazała się jednak samoukiem minimalizującym swój kontakt ze szkołą. Co pozostawiam wszystkim czytelnikom pod rozwagę.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności