O REFORMIE EDUKACJI – dyskusja redakcyjna

Dżemila Sulkiewicz
0 komentarz

Dyskusja redakcyjna e:mi styczeń 2024

Na fali dyskusji o zmianach i reformach w edukacji związanych ze zmianą rządu postanowiliśmy w gronie redakcyjnym porozmawiać o naszych przemyśleniach i marzeniach, czyli o tym, co chcielibyśmy, żeby w edukacji się zmieniło.

Większość reform edukacji w naszym kraju w ciągu ostatnich 30 lat skupia się na dwóch aspektach: organizacyjnym (np. wprowadzenie gimnazjum i jego likwidacja) oraz zmianach w programie i w podstawie nauczania (czego uczyć, które przedmioty zlikwidować, a jakie wprowadzić, na co powinno się położyć szczególny nacisk). W efekcie takiego rozumienia reformy edukacji niewiele się w tym czasie w naszych szkołach zmieniło.

W reformie bowiem nie musi chodzić o likwidację egzaminów ósmoklasisty czy matury, zakazu bądź nakazu robienia prac domowych. Chodzi raczej o stworzenie możliwości wzięcia odpowiedzialności za edukację przez tych, którzy się nią bezpośrednio zajmują, czyli nauczyciela i dyrektora szkoły.

Dopuszczenie prowadzenia szkoły lub nauczania własnego przedmiotu według autorskiego pomysłu dawałoby możliwość realizacji podstawy programowej bez rozliczania siatki godzin, tego kto z jakim podręcznikiem pracuje i bez konieczności nauczania chronologicznego (np. historii można by nauczać nie zaczynając zawsze od starożytności). Pozwalałoby to na zatrudnienie do nauki przedmiotu pasjonata, bez konieczności posiadania przez niego wszystkich obecnie potrzebnych uprawnień do bycia nauczycielem. Odpowiedzialność za to, czy nauczyciel będzie realizował minimum podstawy programowej potrzebnej do zdania egzaminu ósmoklasisty, maturalnego czy na studia brałby dyrektor, a rodzice mogliby spełniać rolę dodatkowego sygnału alarmowego. 

Ryzyko związane z tym, że uczniowie (w takim systemie) nie nauczą się tego co należy, nie byłoby w zasadzie większe niż obecnie. Po pierwsze (już teraz), przy obecnym mocno kontrolującym systemie, uczniowie (nierzadko) nie dostają oczekiwanej przez system wiedzy. Brak ten ukrywa system korepetycji, na które muszą decydować się zarówno ci, którzy nie nadążają za szaloną podstawą programową (czy siatką godzin), jak i ci niedouczeni z powodu niekompetencji lub częstych zmian nauczycieli. Po drugie, różnorodne eksperymenty edukacyjne prowadzone przez nauczycieli i dyrektorów (w nowym systemie) stwarzają mniejszą szansę na niepowodzenie niż systemowa zmiana, która jak się (obecnie) wydarza i jest nieudana to krzywdzi spory procent populacji i trudno ją korygować. Po trzecie, proponowane zmiany (jako alternatywa do systemu) nie wydarzą się od razu na masową skalę, gdyż prawdopodobnie na taką drogę zdecyduje się na początek niewielu odważnych pasjonatów. Będzie miejsce i czas na próby, błędy i dostosowanie metod kolejnych eksperymentujących szkół, programów, nauczycieli i dyrektorów. 

Powstaje pytanie: kto chce reform? Czy naprawdę dużo jest osób wśród nauczycieli, rodziców i uczniów, które chcą podążać własną drogą, wyznaczać sobie szlak, a nie iść po utartych, bezpiecznych ścieżkach? Pewnie nie, ale może wystarczy dać możliwość tym osobom (stanowiącym  przeważnie niewielki procent populacji), które chcą i zasiać ferment, nie zabierając jednocześnie niczego tym, co nie są jeszcze gotowi. Pokazać, że można inaczej i otworzyć drogę do zmiany.

Skąd wziąć nauczycieli?

Warto dać szansę tym, którzy chcą uczyć, zawalczyć o nich, dać im nie tylko wolność do tworzenia autorskiego programu nauczania, ale też czas na rozwój w trakcie procesu nauczania. Oczywiście lepsze płace są istotnym elementem, ale dopiero połączenie  pieniędzy i nowych możliwości edukowania może być drogą do zwiększenia prestiżu zawodu nauczyciela i sposobem na przyciągnięcie ludzi, którzy będą inspirować dzieci i młodzież  i zmieniać system. To, że pozwolilibyśmy w tym uczestniczyć ludziom z pasją, ale bez wykształcenia pedagogicznego, a może i wyższego, może w tym co najwyżej pomóc.

Jak zmienić system?

Możliwe, że w ramach reformy wystarczyłoby po prostu dobrze opisać cel nauczania (może, ale nie musi to być podstawa programowa) i dać swobodę w jego realizacji. Jeśli ktoś chciałby uczyć w wyznaczonych ramach, to należy stworzyć mu taką możliwość, ale nie odbierać wolności tym, którzy chcieliby to robić inaczej. Warto pamiętać o tym, że edukacja to nie zawsze coś, co daje się uporządkować i ustawić jak klocki. Jesteśmy różni, uczymy się w różnym tempie i w różny sposób i dlatego powinniśmy znaleźć przestrzeń na odrobinę chaosu i różnorodność, stworzenie inspirującego środowiska do nauki, do wyjścia na zewnątrz klas i szkół i nietrzymanie się sztywno grup wiekowych.

Oczywiście trzeba pamiętać, że nie wszyscy nauczyciele chcą mieć autorski program, dla wielu wytyczne z ministerstwa są warunkiem koniecznym do nauczania.  Dlatego fajnie jakby te wytyczne z czasem się zmieniały i skłoniły do nowego podejścia tych, którzy sami z siebie zmian nie wprowadzą. Na przykład można by zrezygnować z części lekcji przedmiotowych i poświęcić ten czas na pracę własną uczniów pod okiem tutora wychowawcy, który będzie pomagał uczniom w samodzielnym zdobywaniu wiedzy.

Egzaminy?

Chcąc bardziej indywidualnego podejścia do edukacji, warto zastanowić się nad rolą egzaminów, takich jak matura czy egzamin ósmoklasisty. Obecnie często stają się one celem samym w sobie i wywierają ogromną presję zarówno na uczniów, rodziców, nauczycieli,  jak i na sam sposób nauczania. Są horyzontem, który staje się ważniejszy od samej nauki. Jeśli za pomocą  egzaminów zajęlibyśmy się badaniem  kompetencji, a nie wiedzy, a dane egzaminacyjne byłyby jedynie źródłem  wiedzy o zróżnicowaniu poziomu nauczania w szkołach czy regionach, a nie informacją o  indywidualnych osiągnięciach, to przestałyby być celem indywidualnej edukacji, a tylko informacją o systemie i różnicach w nim panujących. 

Przy zmianie charakteru egzaminów można też  zmienić sposób rekrutacji do szkół czy na studia. Mógłby się on opierać (tak jak matura czy sposób przyjmowania na studia  za granicą) na procesie złożonym z wielu elementów, które lepiej opisują zainteresowania i możliwości kandydatów niż sam egzamin przeprowadzony na koniec podstawówki czy liceum. 

No i jeśli w ogóle przeprowadzać jakieś egzaminy w szkołach to w taki sposób, aby nie dezorganizować pracy szkół na wiele tygodni. W końcu to nie egzaminy są powodem, dla którego chodzimy do szkoły. 

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności