Jedna z naszych czytelniczek niedawno napisała do nas wiadomość, w której przytacza historię pewnego spotkania. Uważamy, że jest to doskonały przykład jak istotni są ludzie w procesie edukacji nas i naszych dzieci. Poznajcie historię o Panu Polarniku, a później zachęcamy do obejrzenia zapisu z naszego webinaru Ludzie – edukacyjny skarb, podczas którego Ola i Marcin Sawiccy opowiadali jak z pozoru zwykli ludzie mogą nas wiele nauczyć.
Historia pewnego spotkania
Już dawno po drugiej w nocy, porządni ludzie idą spać, a ja siedzę i słucham Waszych opowieści. I od razu przypomniała mi się pewna historia.
Gdy nasz najstarszy syn Franio zaczął chodzić do przedszkola, zwykłego przedszkola na warszawskim Mokotowie, zachęcano nas, rodziców abyśmy uczestniczyli w pokazywaniu przedszkolakom różnych zawodów. Mogliśmy opowiedzieć o tym, co my robimy lub jakie mamy zainteresowania albo zaprosić kogoś, kto chciałby się podzielić swoją pasją. Rodzice się bardzo angażowali w tę działalność. Nasi bliscy znajomi – Asia i Kuba wrócili właśnie ze swojej wyprawy polarnej. Pomyślałam, że to mogłoby być bardzo ciekawe, gdyby któreś z nich zgodziło się opowiedzieć dzieciom o tej przygodzie. Chętnie się zgodzili i w umówionym dniu Kuba z profesjonalnymi sankami polarnymi, ekstremalnie ciepłym śpiworem i specjalnymi butami przyjechał do przedszkola. Spotkanie bardzo się udało, dzieciaki przymierzały buty, ładowały się do sanek i śpiwora. Po spotkaniu Kuba pyta, czy ja znam tego człowieka i pokazuje na starszego, smukłego pana, stojącego w drzwiach. Oczywiście, że znam, odpowiadam. To jest pan, który dba o porządek wokół przedszkola, często go widzę jak zamiata sprzed wejścia liście jesienią, a potem śnieg zimą, dzięki niemu przedszkolny ogród jest zawsze czysty i zadbany. Otóż po prelekcji naszego Kuby, smukły pan podszedł do niego i życzliwie zapytał na ilu wyprawach polarnych już był. Kuba odpowiedział, że to dopiero początek i w sumie dopiero na dwóch i z grzeczności zapytał, czy może on też był na jakiejś wyprawie w te rejony. Okazało się, że owszem, na ponad dziesięciu…. gdyż pan stanowi od lat trzon wsparcia technicznego polskich wypraw polarnych na Antarktydę. W przedszkolu dorabia do emerytury.
Choć nie uczestniczyłam w tej prelekcji, a z panem nigdy poza uśmiechem i „dzień dobry” nie rozmawiałam o polarnictwie, jego skromna postać doświadczonego polarnika zamiatająca liście na zawsze zostanie w mej pamięci. Jakie ciekawe i zaskakujące te spotkania mogą być!
Następnego dnia rozmawiałam o tym wspomnieniu przy śniadaniu z moimi chłopcami, potem zadzwoniłam do Kuby. Od tego spotkania minęło prawie dziesięć lat, ale ciekawe, że każde z nas je pamięta – i Kuba i ja i mały Franio, który już zdążył mnie przerosnąć.