Zobaczyć siebie w lustrze drugiego – o tutoringu w edukacji

Joanna Sarnecka
0 komentarz

Tutoring to metoda wywodząca się z kręgu kultury anglosaskiej. Od dawna jest uznawana za sprawdzone rozwiązanie edukacyjne. Coraz częściej pojawia się także w Polsce. Obecnie stanowi podstawowy element klas LED proponowanych licealistom przez Montessori Mountain Schools, ma także zastosowanie w grupie pracującej w systemie Open Space. 

Można powiedzieć, że tutoring, mentoring i popularny dziś coaching to synonimy, jednak w praktyce tak nie jest. Coaching to metoda wykorzystywana przede wszystkim w procesach rozwojowych, bliżej psychologii, mentoring natomiast to relacja związana z dzieleniem się doświadczeniem i wiedzą, wskazywaniem kierunków dalszych działań ważnych dla osiągnięcia sukcesu. Tutoring od początku jest bardzo mocno związany z edukacją. To propozycja towarzyszenia w rozwoju. Istotą tej praktyki jest relacja. 

– Dla mnie tutoring jest towarzyszeniem i słuchaniem, szczególnie w liceum, to się głównie opiera właśnie na tym – tłumaczy Jan Sawicki, tutor z krakowskiej klasy LED. – W przeciwieństwie do tego, co robi mentor mający większe doświadczenie i dający rady oraz wskazujący przestrzenie, które warto eksplorować, ja rozumiem naszą pracę i nasze zadanie jako tutorów tak, że jesteśmy osobami, które nie dają rozwiązań, ale stoją trochę z boku, słuchają i starają się np. zadać dobre pytanie. To, co powtarzają mi uczniowie, to że ważne jest dla nich, że mają obok innego młodego człowieka, który chce ich wysłuchać i nie jest rodzicem. To jest dla nich bardzo cenne. 

– Jestem tutorką od ponad 10 lat – mówi Agnieszka Zydorczak, tutorka klasy LED we Wrocławiu. – Już na studiach byłam podopieczną pierwszych polskich tutorów i od razu zainteresowałam się tą metodą. – Kiedy zostałam nauczycielem, wprowadziłam taką innowację do swojej publicznej szkoły w Rudzie Śląskiej – dodaje. Choć podkreśla, że tutoringu można się uczyć, a sama ukończyła drugi stopień Kolegium Tutorskiego, to najważniejszym, podstawowym narzędziem w pracy jest rozmowa. To ona pozwala aktywnie i w sposób zaangażowany towarzyszyć młodemu człowiekowi w rozwoju. 

Klasy LED – indywidualiści działają wspólnie

Klasy LED to jedna z edukacyjnych ścieżek proponowanych przez Fundację Świętej Jadwigi w ramach edukacji domowej w Montessori Mountain Schools. Propozycja ta zakładająca poszerzenie doświadczenia edukacji domowej na etapie liceum o działania wspólne wynikła z potrzeb wielu uczniów i ich rodzin wskazujących, że właśnie tego społecznego rozwoju w edukacji domowej im brakuje.

 – Tutoring jest ściśle związany z prowadzeniem klasy LED. To dodatkowa oferta dla chętnych licealistów z naszej Fundacji – tłumaczy Dżemila Sulkiewicz-Nowicka pracująca z młodzieżą w Warszawie. – Jako tutor takiej klasy spotykam się  regularnie z grupą mniej więcej raz na dwa tygodnie na cały dzień. Spotykam się też z uczniami indywidualnie raz na cztery tygodnie. Jestem rodzajem nauczyciela, który towarzyszy im jako grupie w poznawaniu świata, spotkaniach z ciekawymi ludźmi, wspólnym zwiedzaniu miasta, wystaw, chodzeniu do kina i dyskutowaniu. Jednocześnie z każdym indywidualnie rozmawiam o tym, jak sobie daje radę z ED, o jego bądź jej aspiracjach, o wyzwaniu, które w danym roku sobie stawia, albo po prostu o tym, o czym ma właśnie ochotę mówić – dodaje. 

W klasach LED rozwijany jest zatem tutoring naukowy zarówno w grupie, jak i indywidualnie, ale w tym często trudnym, burzliwym czasie dojrzewania, kluczowe jest także wsparcie tutora w tym rozwojowym, osobistym aspekcie. Pomaga to młodym ludziom bardziej świadomie podejmować decyzje, przyglądać się sobie z dystansem i lepiej rozumieć to, co się z nimi dzieje. Oczywiście, dla indywidualistów uczących się w domu aspekt społeczny działań edukacyjnych jest nie do przecenienia. – LED-y są bardzo dobrym rozwiązaniem dla ludzi, którzy, będąc w szkole średniej, chcą zbudować relacje z ludźmi z różnych miejsc. Pozwalają im się spotykać z rówieśnikami z różnych miast, czasem z różnych województw. Mogą budować jakąś wspólnotę – mówi Agnieszka Zydorczak.

Klasa LED powstała z myślą o osobach, którym chce się więcej, które mają jakiś już pomysł na siebie, na życie, chcą założyć firmę albo zrealizować jakiś projekt, zaangażować się społecznie – tłumaczy Jan Sawicki. – Tutor miał być osobą, która im towarzyszy w konkretnych działaniach. Po kilku latach tworzenia klasy LED wiemy już, że potrzeby młodzieży są nieco inne niż potrzeby rodzin. Trafiają do nas uczniowie, którzy są w edukacji domowej, ale potrzebują jakichś działań wspólnych, społecznych. I w tym kontekście wiemy już, że zadaniem tutora nie jest bodźcowanie, ani pomoc w osiąganiu sukcesu i realizowaniu celów, ale raczej towarzyszenie i tworzenie atmosfery w której  młodzi ludzie mogą wspólnie uczestniczyć w spotkaniach. Wielu uczniów często powtarza, że nigdzie poza klasą LED nie mają okazji do spotkania w gronie około dwudziestu osób i rozmawiania na różne tematy, o których na co dzień nie rozmawiają ze znajomymi. Rolą tutora jest więc nie tylko animowanie ciekawych dyskusji, ale właśnie tworzenie tej przestrzeni.

Spotkania, które odbywają się w ramach propozycji dla uczniów w edukacji domowej, oprócz oczywistego wymiaru towarzyskiego, zawsze są okazją do nauki nowych kompetencji, zdobywania ważnych doświadczeń i poznawania siebie. – W klasach LED ważne są dla nas dwie rzeczy – tłumaczy Andrzej Horyza, tutor klasy LED z Wrocławia. – Jedna to kwestie społeczne – wchodzimy razem w jakieś doświadczenie, a potem to doświadczenie sobie omawiamy. Drugim komponentem są rozmowy indywidualne z uczniami. W trakcie tej rozmowy możemy im dać dar słuchania: ktoś może ich wysłuchać bez oceniania i udzielania rad. Drugi jest dar języka – poszukiwanie języka, który dobrze opisze to, przez co oni właśnie przechodzą, bo wyobraźmy sobie, że przychodzi uczeń i mówi: jestem leniwy. Znam go i przyglądając mu się, wiem, że ten język, którym o sobie mówi, coś mu daje, ale też coś mu odbiera. Znając tego ucznia, słyszę, że tak naprawdę nie rozmawiamy o lenistwie, tylko o braku motywacji, a to jest zupełnie inny temat. Język lenistwa może być dla ucznia pułapką. Jeśli on zaakceptuje taki sposób myślenia o sobie, to trudno mu będzie z tego wyjść. Jestem leniwy. I już. A trzeci dar to dar zadawania pytań To znaczy, że możemy skonfrontować młodych z pytaniem, którego sami by sobie na tym etapie nie zadali. 

Tutoring w Open Space

Inną edukacyjną ścieżką proponowaną przez Fundację jest edukacyjny Open Space. Przypomina on rozwiązanie stosowane w wielu firmach. To wspólna przestrzeń, w której uczniowie liceum pozostający w edukacji domowej spotykają się codziennie, żeby uczyć się nadal przede wszystkim indywidualnie. Praca własna wzbogacona jest jednak działaniami podejmowanymi wspólnie. Tu właśnie kluczową rolę pełni tutor. – Spotykamy się z uczniami od poniedziałku do piątku na cztery godziny od 9 do 13, czasem zostajemy chwilę dłużej – tłumaczy Mateusz Zabłocki, tutor prowadzący edukacyjny Open Space w Bielsku-Białej. – Mniej więcej trzy czwarte tego czasu uczniowie mają na pracę własną, a pozostały czas jest na różne rzeczy, które robimy wspólnie: warsztaty, dyskusje, wspólne wyjścia – wszystko na co mamy ochotę. Jeśli to jest sport, to zwykle zostajemy trochę dłużej niż do 13. Indywidualne rozmowy natomiast odbywają się mniej więcej raz na kilka tygodni. 

Codzienny kontakt uczniów z tutorem pozwala im nawiązać bliższą relację, lepiej się poznać. Dorosły może towarzyszyć w codziennych zmaganiach i odpowiadać na bieżąco na potrzeby i pytania uczniów. – W czasie pandemii z regularnymi spotkaniami było gorzej – dodaje tutor. – Wszyscy mieli już dość spotkań on line i trudniej się nam było umówić. 

Każdy tutor to inny świat

Każdy tutor ma swój własny styl prowadzenia klasy – mówi Dżemila Sulkiewicz. – Uczniowe mogą sami wybrać, do kogo chcą się zapisać, choć liczba tutorów i miejsc w klasach jest ograniczona – dodaje. 

Istotną rolę w profilu i charakterystyce klasy mają doświadczenia i zainteresowania tutora. To właśnie sprawia, że każda klasa LED jest nieco inna, unikatowa. Młodzież dowiaduje się o tej specyfice dzięki filmikom, w którym tutorzy opowiadają o sobie, i przy okazji rozmów rekrutacyjnych. Na tej podstawie może zdecydować, czy chce być w klasie, która dużo czasu poświęca filmom, czy może woli filozofię albo wycieczki. 

– Dla mojej grupy ważne jest przede wszystkim to, co społeczne – mówi Agnieszka Zydorczak. – Uczniowie tworzą dla siebie prawdziwą grupę wsparcia, a przy okazji na spotkaniach dowiadujemy się różnych ciekawych rzeczy. 

– Każdy z nas –  tutorów –  działa inaczej, bo każdy z nas jest innym człowiekiem i sięga do swoich zasobów – tłumaczy Andrzej Horyza. – Ja prowadzę dużo rozmów o życiu poprzez analizę filmów. Lubię analizować filmy, umiem to robić i umiem animować dyskusję, w której uczniowie dochodzą do pewnych wniosków, nie zastanawiając się nad swoim życiem, ale nad życiem bohaterów. To jest właśnie stałym elementem naszej wrocławskiej grupy LED-owej. Staram się też pamiętać o tym, żeby omawiać z nimi każde doświadczenie. Czyli nie wchodzimy w jakieś doświadczenie dla samego doświadczenia, ale dla refleksji, która ma temu doświadczeniu towarzyszyć. Omawiamy to w grupie lub indywidualnie.

Mateusz Zabłocki tak charakteryzuje profil prowadzonych przez siebie grup: 

– Bardzo dużo dyskutujemy na podstawie różnych źródeł, głównie podcastów okołonaukowych, okołofilozoficznych, dotyczących różnych tematów. Zazwyczaj ja je proponuję, ale czasem uczniowie mają swoje “znaleziska”, chcą żebyśmy ich wysłuchali i wspólnie o tym podyskutowali. To właśnie stało się profilem mojej klasy: dotykanie różnych nowych dla nas zagadnień i problemów, słuchanie o nich, a z drugiej strony dyskusja, czyli uczenie się mówienia, słuchania, argumentowania, dostrzegania luk w argumentacji drugiej osoby. Kiedy zapraszam nowe osoby do mojej klasy, to mówię im o tym, że to właśnie robimy, Drugim ważnym elementem jest dla mnie sport – dodaje. – Nie jakaś jedna konkretna dyscyplina staram się w ogóle aktywizować moich uczniów. Osoby, które nie chodzą do szkoły, nie mają WF-u i w ogóle nie mają zwyczaju, żeby się ruszać, nie chodzą na zajęcia sportowe, więc to jest dla nich czasem jedyna okazja tego rodzaju. Staram się to robić, tym bardziej, że ja sam dużo się ruszam.

Można więc powiedzieć, że uczestniczenie w klasie LED lub edukacyjnym Open Space to doświadczenie niepowtarzalne, bo tworzą je niepowtarzalni, wyjątkowi ludzie. Ich spotkanie to ważny proces dzielenia się własnymi zasobami. Osoba i doświadczenia tutora są tu kluczowe. 

Dorosły blisko

Relacja, jaką budują tutor i uczeń, jest czymś niezwykle ważnym. To podstawa. Dzięki temu, że koło młodego człowieka jest bliski dorosły, który nie jest rodzicem, ani nauczycielem, nie ma takich jak oni oczekiwań, jest gotowy po prostu towarzyszyć, możliwe są otwartość i wzajemne zaufanie. Mimo bliskości, powinno być jasne, kto w tej relacji jest osobą dorosłą, na kim można polegać, szczególnie w trudnym czasie nie raz burzliwych zmian związanych z dojrzewaniem.

– Dorosły człowiek wie trochę więcej – tłumaczy Agnieszka Zydorczak. – Mając to doświadczenie i jako „nie-rodzic”, może pomóc odkrywać różne obszary świata i siebie.

– Choć pracujemy w szkole, w LED tutorzy mają nie być nauczycielami i nie mieć „szkolnego podejścia” – mówi Jan Sawicki. – Powinni umieć potraktować tych młodych ludzi poważnie, nie mówić im, jak, i czego się uczyć, tylko wspierać ich w podejmowaniu własnych decyzji i ponoszeniu za nie odpowiedzialności. Trochę temu służy w ogóle edukacja domowa. W rozmowach indywidualnych dużo czasu poświęcamy samej edukacji, np. tematowi egzaminów i planowaniu czasu, ale nie polega to na dopytywaniu: to czego się na jutro nauczysz z biologii albo chemii. Albo:  jak ci poszło z przyrody na egzaminie. Oczywiście, rozmawiamy o tym, ale ważniejsze dla nas jest, żeby dzięki stałym spotkaniom móc wyciągać wnioski z podejmowanych decyzji. Niektórzy np. przez pół roku mówią, że mają mnóstwo czasu. Rzeczywiście, jako tutor wiem, co się za tym kryje i mógłbym, zadając kilka pytań, im to pokazać. Wolę jednak towarzyszyć uczniowi przez te sześć miesięcy, w których mówi, że w ogóle nic nie musi, ale też potem, kiedy przychodzi panika, bo trzeba zdać egzaminy. I to jest zresztą ten kluczowy moment. Warto pomóc opanować tę panikę, ale też zatrzymać się i przyjrzeć: dlaczego tak się stało i przepracować te sześć miesięcy bimbania. Oczywiście może być tak, że te sześć miesięcy przydało się do czegoś poza sprawami szkolnymi. Warto to przemyśleć. Kluczowe w tym naszym towarzyszeniu jest to, żeby mieć ze sobą nawzajem regularny kontakt. Tylko regularne spotkania mogą zbudować między mną a uczniem relację. Bez tej relacji, jeśli zapytałbym o to przebimbane pół roku, zostałbym potraktowany jak rodzic, który się czepia.

Rola tutora i rola rodzica to dwie inne rzeczywistości. Rodzic, emocjonalnie zaangażowany w relację z dzieckiem, wywierający presję, mający oczekiwania, słyszy często to, co chce słyszeć i trudno mu nie wyrazić swojego zdania, nie oceniać. Młodemu człowiekowi, który buduje swoją tożsamość i odrębność, potrzebny jest już kawałek świata bez rodziców, własne relacje – wszystko to, co można kształtować samodzielnie, po swojemu. W tych nowych doświadczeniach przydaje się jednak otwarty i przychylny dorosły, mądry, mądrością swojego własnego doświadczenia, świadomy tego, jaka jest jego rola.

Ja jestem zainteresowany ich rozwojem, ale nie jestem rodzicem i nie będę wchodził w taką rolę – mówi Andrzej Horyza. – Na pewne rzeczy nie mogę sobie pozwolić, a na inne właśnie mogę, dlatego że to nie jest moje dziecko. Mogę zadać mu pytania, a ono inaczej się do mnie ustawia. Nie jesteśmy na tyle spoufaleni, jak z rodzicami, więc on, czy ona muszą też inaczej zareagować na moje pytanie, inaczej odpowiedzieć. To też jest inna rola niż nauczyciela, który jest zainteresowany tym, żeby uczeń odniósł sukces w swoim rozwoju. Nauczyciel oczywiście może być tutorem, ale musi najpierw wyjść z tradycyjnej roli nauczyciela.

Doświadczenie partnerskich relacji i wzajemnego zaufania z dorosłymi jest szalenie ważne dla rozwoju młodych ludzi. Nie wywołuje buntu, jak to bywa z relacjami domowymi, pozwala więc z dorosłymi się utożsamić i chcieć być jak oni: ciekawym świata, odpowiedzialnym, otwartym, gotowym słuchać innych

Granice tutorskiego towarzyszenia

Ubiegły rok to wspólne doświadczenie pandemii. Dla młodych ludzi był to szczególnie trudny czas.  

– Podczas rozmów młodzież często dzieli się typowymi dla tego wieku problemami: rodzice ich wkurzają, czasem pojawiają się kłopoty natury towarzyskiej, a innym razem są to kwestie związane z zarządzaniem własnym czasem albo nauką. Jednak w tym roku wszyscy mierzyli się z bardzo konkretnymi trudnościami, z lękiem, samotnością, niepewnością i wieloma emocjami. Można by dawać dobre rady, próbować bawić się w psychologa, ale tu właśnie leży dla mnie granica tutoringu. Ja zawsze słucham, pozwalam powiedzieć wszystko, ale jasno to mówię, że nie będę otwierał spraw, nad którymi powinien pracować psycholog lub psychiatra, bo to oni mają do tego kompetencje – mówi Jan Sawicki.  

Tutoring to w takim razie nie terapia. Także w wymiarze indywidualnym. Wspiera rozwój człowieka, ale nie zajmuje się rozwiązywaniem problemów z zakresu zdrowia psychicznego. wsparcie dorosłej osoby z pewnością jednak pomaga radzić sobie z życiowymi trudnościami. Na co dzień tutor musi także wyznaczyć inne granice. Szczególnie, kiedy jest osobą młodą, ma za zadanie zbudować swoją pozycję jako dorosłego, partnera, ale jednak w roli kogoś, kto wspiera. 

– Jestem osobą, która jest radosna i młoda – mówi Jan Sawicki. – Jest to dla mnie zawsze zadanie: jak być w tej relacji dorosłym, jak mieć  autorytet, jak utrzymywać dystans, będąc jednocześnie blisko? Inni tutorzy wskazują, że to przecież mój atut: mogę skrócić dystans i przez to moje oddziaływanie i wsparcie może być większe. Wiem, że jednak trzeba zachować równowagę i nie przesadzić. Młodzież też nas obserwuje.

Liceum się kończy, młodzież to już dorośli. Wychodzą w świat ku nowym wyzwaniom, ale doświadczenia szkolne zostają w ich pamięci, nawiązane relacje są trwałe. – Zaprzyjaźniam się z tymi ludźmi – mówi tutorka z Wrocławia. – Dorastają, stają się dojrzali i można z nimi rozmawiać tak, jak by się chciało rozmawiać, gdy buduje się swoje własne relacje i wtedy zdarzają się takie sytuacje, kiedy wracają do mnie moi podopieczni, którzy już dawno nie są moimi podopiecznymi, z własnymi problemami życiowymi, a ja już nie jestem ich tutorem, a z drugiej strony pamiętam te relacje i wtedy nie do końca wiem, kim teraz jestem, kiedy ktoś mnie prosi o rozmowę. W szkołach systemowych zdarzają się sytuacje, kiedy młody człowiek mówi o sprawach dla niego niebezpiecznych, na granicy prawa. Tutor jest wtedy osobą, która nie tylko słucha, ale ma obowiązek podjąć działania. – Zwykle spisuję kontrakt tutorski – tłumaczy Agnieszka Zydorczak. – Umawiamy się w nim, że kiedy dowiem się o łamaniu prawa, to nie dotrzymuję tajemnicy tutorskiej, tylko powiadamiam odpowiednie służby. Dotyczy to np. przemocy, której mogą doświadczać dzieci. Od początku mojego doświadczenia z LED, nie było potrzeby kontraktu, takie sytuacje w ogóle się nie zdarzają. Rodziny w edukacji domowej to inne środowisko, a młodzież przechodzi proces rekrutacji. 

– Dla mnie granicą tutoringu jest zaufanie – tłumaczy Andrzej Horyza. – To od niego zależy, czy mam prawo postawić jakieś pytanie, czy skonfrontować tego młodego człowieka z jakąś kwestią. Muszę sobie zapracować na możliwość zadania takiego pytania. Kiedy konfrontuję młodych ludzi z tym, jak z mojej perspektywy jakaś sprawa wygląda, od tego, czy mi ufają, czy nie, zależy, na ile to przyjmą, a na ile zrobią krok do tyłu i się wycofają. Są uczniowie, którzy nie ufają dorosłym i nie będą z dorosłymi rozmawiać na żaden temat. I mają do tego prawo. Takie mają doświadczenia i takie były ich relacje z dorosłymi albo dokonywali tak dziwnych wyborów, że dorośli nie ufają im. Dużo zależy od młodych ludzi, ich otwartości, od tutorów i ich kompetencji. To, że akceptuję wszystko, co mi mówi młody człowiek, nie znaczy, oczywiście, że wszystko aprobuję. Kiedy proponują mi jakąś perspektywę, pojawia się pytanie: na ile chciałbyś, chciałabyś usłyszeć, jak to wygląda z mojej perspektywy. A oni albo są otwarci, albo nie. Nawet jeśli kończymy na pewnej powierzchowności, staram się zostawić młodego człowieka z pytaniem, które z nim pójdzie dalej – konkluduje Horyza. 

Edukacja z Sokratesem

Można powiedzieć, że prekursorem tutoringu był Sokrates – grecki filozof. To on pierwszy odkrył siłę rozmowy, dialogu i jej rozwojowy potencjał. Metoda, którą stosował, majeutyka, nazywana była też położnictwem. Poprzez stawianie odpowiednich pytań Sokrates sprawiał, że jego rozmówca sam znajdował odpowiedzi na pytania, z którymi do niego przychodził . Do dziś odkrywamy ważną prawdę tej metody i jej potencjał, szczególnie w edukacji. Okazuje się bowiem, że, jeśli ktoś, w relacji bynajmniej nie partnerskiej, mówi nam „jak jest” i wymaga przyjęcia tego do wiadomości, trudno nam będzie się z taką wiedzą utożsamić, trudno będzie nawet ją przyswoić, a w okresie dojrzewania taki rodzaj nauczycielskiego oddziaływania może dodatkowo wywoływać bunt, niechęć i wiele innych negatywnych emocji. Wspólna wędrówka w fascynujący świat nauki, relacji, odkrywania siebie to zdecydowanie skuteczniejsza metoda. Czy możliwe jest upowszechnienie tej metody także w szkołach systemowych? Wszystko zależy od ludzi, od kultury szkoły. Ta wartościowa i skuteczna metoda pracy się upowszechnia . Coraz więcej młodych ludzi otrzymuje takie profesjonalne wsparcie w rozwoju. 

– Realizowaliśmy programy, w których wprowadzaliśmy tutoring do szkół systemowych – tłumaczy Andrzej Horyza. Wszystko zależy od tego, jaka jest kultura w danej szkole, jakie rzeczy były już wypracowane, jaki rodzaj relacji panował. I na takiej glebie tutoring albo mógł się przyjąć, albo był tak obcym ciałem, że bardzo szybko został odrzucony. 

– Od starożytnej Grecji tutoring jest rozwijaniem się dzięki temu, że jeden człowiek jest z drugim i pozostaje uważny na tego człowieka. I nie trzeba specjalnych narzędzi ani „fajerwerków” – mówi Agnieszka Zydorczak. – Wystarczy posłuchać tego, co ktoś ma do powiedzenia i podzielić się tym, co się ma samemu. Tutoring jest bardzo dobry dla indywidualistów, którzy potrzebują odbić swoje myśli w lustrze drugiego człowieka. 

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności