Książka, do której powracam, to Okrążmy świat raz jeszcze Tadeusza Perkitnego. Powracam kiedy mogę, kiedy mam więcej czasu, kiedy nie wiem jaką kolejną książkę przeczytać, kiedy mi smutno, kiedy wydaje się, że coś się „nie da”, kiedy chcę nabrać sił, optymizmu, i oczywiście kiedy chce sobie przypomnieć niezwykłe perypetie podróży Tadeusza Perkitnego i Leona Mroczkowskiego.
Dlaczego właśnie ta historia? Z kilku powodów. Niezwykła decyzja, dojrzewająca, ale i nagła, lekko naiwna, ryzykowna. Dwóch poznaniaków, zaraz po ukończeniu studiów inżynierskich, decyduje się na wyprawę dookoła świata metodą „dojeżdżam, zarabiam, dojeżdżam, zarabiam …”. Pierwszy punkt „skoku” wydaje się niepokojąco enigmatyczny; „krewna przyjaciółki ciotki znajomego ze studiów,”. Szwecja, Francja, Maroko, południowoamerykańska dżungla, długo by wymieniać etapy tej dwuletniej wyprawy. Wszędzie podejmują pracę, jakiej wcześniej nie wykonywali.
Cała przygoda jest zanurzona w realiach świata trzeciego dziesięciolecia XX wieku, opisana w niezwykle barwny sposób. Wartością opowieści jest perspektywa wędrowca poruszającego się w środowisku ludzi, podobnie jak nasi bohaterowie, poszukujących pracy, godzących się na bardzo trudne warunki w celu zdobycia środków do przeżycia.
Tym, co chyba najbardziej mnie ujmuje w tej książce, to wiele pogody ducha, radości i dystansu do siebie, naszych podróżników. Ich wyprawa jest trudna i ryzykowna, ale w każdym akapicie czuć radość z wolności i swobody, jaka przepełnia ich działania.
Okrążmy świat raz jeszcze jest dla mnie tak ważna, także w kontekście pewnej wspólnej filozofii życiowej, sposobu bycia. Bardzo się odnajduję w konkretnych wydarzeniach i działaniach. Lubię palić w domowej kotłowni, aby ogrzać dom, zorganizować i wybrać się na wyprawę, spotkać się ludźmi, wprowadzać w życie nowe rozwiązania, narąbać drzewa, a także otworzyć nową szkołę. Bardzo pociągają mnie wyzwania z cyklu „nie uda się”, jednocześnie, postrzegam siebie jako osobę dość konserwatywną. Ten balans między pewną „pogodną krnąbrnością”, a stabilnością, jaki odnajduję w książce, jest mi bliski.
Przyznam się także do małego przestępstwa związanego z autorem. Kiedy odwiedzałem Krosinko pod Poznaniem i wędrowałem po lesie, gdzie kiedyś stał, ponoć niegdyś piękny dom Tadeusza Perkitnego, z którego pozostały tylko ruiny, fragment wejściowych schodów i porozrzucane cegły, jedną z nich zabrałem i postawiłem na półce w swojej bibliotece. Nie mogłem się powstrzymać.
Tadeusz Perkitny Okrążmy świat raz jeszcze. Ruszamy po przygodę
Marcin Sawicki