RODZICU, WYLUZUJ! Rozmowa z Olgą Ślepowrońską

Joanna Sarnecka
0 komentarz

Z  Olgą Ślepowrońską – psycholożką kliniczną i animatorką kultury,  koordynatorką projektów CzujCzuj i SPA dla Mam. Wspieramy mamy –  rozmawia Joanna Sarnecka.

Epidemia to dla nas wszystkich sytuacja nowa. Z pewnością dzieci, na różnych etapach swojego życia, na swój sposób przeżywają to, co się dzieje. Docierają do nich informacje, emocje rodziców. To dla nich nowa sytuacja.

O dziwo dostaję teraz telefony od rodziców dzieci z autyzmem, którzy mówią, że bardzo dobrze przechodzą ten czas, a dzieci, nawet te zwykle nadpobudliwe, są bardzo spokojne. I nie mówię o osobach, które mają dom z ogrodem, ale o mieszkańcach blokowisk, którzy jednak są teraz bardzo odcięci od świata i skazani na siebie. Mówię o osobach z autyzmem, ale sądzę, że to może dotyczyć także innych dzieci. Mój sześcioletni synek, na przykład, powiedział mi, że to jest najszczęśliwszy czas w jego życiu, że chciałby, żeby tak było zawsze. Ciekawe, prawda? Na pewno dużo zależy od tego, jak ten czas znoszą rodzice, od napięcia, stresów, obaw. Jeżeli faktycznie wykorzystamy ten okres na bycie razem, to ten czas może być dla nas szansą, a nie traumą. Wiem, łatwo jest powiedzieć – wyluzuj się rodzicu! Nie denerwuj się, nie stresuj! To są slogany, ale jakby nie patrzeć to się właśnie sprawdza. 

Co rodzice mogą zrobić, żeby poczuć większy komfort w tej sytuacji? 

Bardzo ważne jest, żeby znaleźć czas dla siebie, zająć się sobą. Nawet czasem puścić dziecku bajkę, ale samemu mieć wtedy okazję, żeby się wyciszyć i nie trwać w nieustannym napięciu. Wiele osób ma obawy dotyczące zdrowia, gospodarki, łamania praw człowieka – zamartwiamy się różnymi rzeczami, ale z drugiej strony teraz pewnych rzeczy nie musimy robić, choćby wychodzić do pracy. Tego czasu dla dziecka i z dzieckiem jest więcej. Możemy to dobrze wykorzystać. Choć nie kwestionuję tego, że niektórym osobom może być trudno. Bardzo różnie przeżywamy tę sytuację. 

Zajmujesz się wspieraniem osób ze spektrum autyzmu. Jak oni dają sobie radę z izolacją, czy to nie utrudnia im procesu socjalizacji? 

Oczywiście. Wielu z nich nie ma teraz terapii i myślę tu nie tylko o osobach w spektrum autyzmu, ale wszystkich z niepełnosprawnościami. Rodzice tych dzieci mogą być tym naprawdę wykończeni, bo terapia, przynajmniej w pewnym zakresie, spada też na nich. Ale są dwie strony tej sytuacji. Mówią mi na przykład, że teraz inni ludzie doświadczają, a co za tym idzie mogą lepiej zrozumieć, to, co oni przeżywają na co dzień – izolację. Wspominają też, że czują się dobrze przygotowani na taką sytuację. Wiele mam tak mi mówiło: nigdy nie jedliśmy na mieście, nie korzystaliśmy z wielu rzeczy dostępnych zdrowym rodzinom, więc w naszym życiu tak wiele się nie zmieniło. 

Czyli powinniśmy spróbować pomyśleć o tym czasie inaczej, jako o szansie, a nie o nieszczęściu?

Zdecydowanie. Ale ważne są też codzienne praktyki, bo jednak tryb życia znacząco się zmienił. To, co może pomóc zapanować nad organizacją czasu, to choćby plan dnia. Nie chodzi o sztywny plan, ale systematyczność, znajdowanie czasu na przyjemności, ale też na zadania, związane z byciem pożytecznym dla innych – oczywiście każdy musi ustalić, co jest dla niego ważne. W mojej rodzinie, przed pandemią bardzo dużo się działo. Kiedy zaczęła się kwarantanna, zaszła wielka zmiana w naszym trybie życia. Mój synek, w reakcji na to, w pierwszych dniach zrobił bardzo szczegółowy plan dnia. Nie wszystko się sprawdziło, ale wypracowaliśmy na tej podstawie pewien rytm i wiemy, że np. o siedemnastej nasi przyjaciele z Torunia czytają moim dzieciom bajkę przez skype’a, a ja mam wtedy czas dla siebie. Warto widzieć dobre strony tego, czego doświadczamy i szukać rozwiązań pojawiających się trudności. Tak jak w moim przypadku – nie jestem przecież w tym sam, ktoś może się włączyć  – choćby zdalnie – w opiekę nad dziećmi. A co do siedzenia przed komputerem, które na pewno nie jest dla dzieci dobre, słuchając tej bajki dzieci mogą rysować. Mimo wszystko taka sytuacja czytania przez skype’a jest żywsza niż audiobook. Moje dzieci lubią tych znajomych, podtrzymują kontakt. Reasumując -– dzieje się wiele dobrego, a ja mogę się zająć sobą. Szukam takich sposobów. Wiem też, że jeśli przez jakiś czas jestem z dziećmi tak na sto procent, to potem przychodzi moment na ich samodzielną zabawę, bo czują się już nasycone kontaktem. Bardzo mi się podoba zwyczaj praktykowany w przedszkolach waldorfskich: dzieci się bawią same, a ciocie – przedszkolanki – coś sobie w tym czasie szyją, albo robią na drutach. Są obok i pozostają uważne, ale jednak trochę oddzielone od świata dzieci. Są oczywiście różni rodzice, ja, owszem, lubię organizować zabawy, ale nie zawsze sprawia mi przyjemność wchodzenie w role, odgrywanie scenek pluszakami. Przecież mam już zupełnie inną wyobraźnię. Nie nadążam za nimi. To uważne bycie obok, z rękodziełem, czy jakąś pracą, byle nie w komputerze, bo to jednak zupełnie co innego, bardzo się sprawdza. Warto też włączać dzieci do wszystkich domowych obowiązków. Jesteśmy teraz na siebie, w pewnym sensie, skazani, więc razem dbajmy o wspólną przestrzeń. To też jest naturalne, że razem gotujemy, razem sprzątamy i razem się bawimy. Mówię to jako mama, nie jako psycholog, ale może komuś to się przyda. Po prostu jestem zdania, że ten czas z dzieckiem nie jest jakimś czasem innym od reszty naszego czasu. Byłabym za tym, abyśmy cały czas ze sobą byli, ale robili razem różne rzeczy. Ja mogę się z tobą pobawić, a potem ty pomożesz mi w moich obowiązkach, jesteśmy razem, tak jak kiedyś, kiedy z dzieckiem na plecach szło się na wykopki. 

Wracam też jednak do tego, żeby zadbać o siebie, o czas na swoją pracę. Kiedy zamieściłam plan dnia stworzony przez mojego syna, moja przyjaciółka z Danii, która ma trzyletnią córkę, zamieściła swoją rozpiskę, w której napisała o takich godzinach dla siebie. Jej córeczka ma wtedy różne propozycje na aktywność. Dziecko ma jasno powiedziane, wręcz graficznie, kiedy jest ich wspólna zabawa, a kiedy jest czas mamy i bardzo im się to sprawdza. 

Nasze doświadczenia są nieco inne od wielu rodziców, którzy pracują teraz zdalnie, są w to bardzo zaangażowani, spędzają osiem godzin przy komputerze w domu, a kilkoro dzieci próbuje uczyć się przez Internet. To musi być jednak frustrująca sytuacja. 

To prawda. Ale koleżanka, o której wspomniałam, pracuje w korporacji i udaje jej się pogodzić te wszystkie zadania i zadbać o siebie. Praca zdalna nie zawsze wymaga całych ośmiu godzin. Oczywiście zależy od firmy, ale zwykle można podejść bardziej zadaniowo, nie ma kawek i spraw organizacyjnych w pracy, więc pracuje się wydajniej, konkretnie, a co za tym idzie, zostaje więcej czasu na inne działania. 

A jak wspierać dzieci, które nagle przeszły na edukację zdalną? To może być dla nich trudne. 

Tu przywołała bym przykład innej mojej koleżanki, która ma dzieci w wieku szkolnym. Kiedy zaczęła się pandemia i zamknięto szkoły, powiedziała dzieciom, że zdaje sobie sprawę, że sytuacja jest wyjątkowa, więc absolutnie nie oczekuje, że oni się będą uczyli tak jak dawniej. Okazała im bardzo dużo zaufania. Napisała też do szkoły z prośbą o zupełne minimum  o nieoczekiwanie od dzieci cudów w tym trudnym dla nich czasie. Danie dzieciom sygnału, że się jest obok, że się je rozumie – to jest bardzo, bardzo dużo. Oczywiście, są różne dzieciaki. Bywa, że będą chciały skorzystać z tej sytuacji i po prostu zaniedbać naukę. Rodzice znają swoje pociechy najlepiej, ale wspierać można w każdej sytuacji. Warto zmniejszyć oczekiwania względem dzieci, ale też względem nauczycieli. Dla nich to też bardzo trudna sytuacja. W jednej chwili musieli zmienić wszystko w swojej pracy. Przecież opiera się ona na relacji, kontakcie. 

Z pewnością wiele trudności przeżywają w tym czasie nastolatki. Chcieliby spotkać się z rówieśnikami, realizować swoje pasje, a tymczasem tyle ograniczeń! Czy młodzież także może czerpać coś dobrego z tej sytuacji? 

Oczywiście, można przecież angażować się w działania pomocowe. Są różne sposoby, żeby robić coś dla innych. To także zmniejsza poziom lęku, daje poczucie sprawczości. Wszystkich nastolatków zachęcałbym do takiej aktywności. Można robić zakupy seniorom, uczyć innych przez Internet, szyć maseczki, zbierałam te pomysły na facebooku z moimi znajomymi i udało nam się zebrać dwadzieścia jeden sposobów na pożyteczną aktywność. 

A co do samego koronawirusa, jak powinno się z dziećmi o tym rozmawiać? 

Jest sporo materiałów i bajek na ten temat, ale ja chyba pozostałabym przy szczerości i równocześnie nie robiła z tego jakiegoś specjalnego tematu. Na pewno padną pytania. Rozmawiajmy więc z dziećmi, oczywiście na ich poziomie i zgodnie z naszym światopoglądem. Dzieci wszystko rozumieją, trzeba im mówić, wyjaśniać, żeby wiedziały np. dlaczego ważne jest teraz mycie rąk, nakładanie maseczek. Może się okazać, że dzieci zasięgną u nas informacji i już ich to w ogóle nie będzie zajmować. 

Koronawirus to też okazja edukacyjna, sama byłaś edukatorką domową, jak można wykorzystać tę sytuację? 

Jak lepiej uczyć się o wirusach, jak nie obserwując to, co się dzieje. Moja mama ma znajomego ornitologa. Ten pan ma teraz dziewięćdziesiąt lat. Jego żona, też starsza pani, musi spędzić ten czas za granicą. Dzieci przywożą mu pod drzwi obiad a on jest kompletnie odcięty od świata. Mama zadzwoniła do niego na święta i okazało się, że ten pan jest przeszczęśliwy, bo zainteresował się wirusami, czyta o nich co tylko się da i miał wielką ochotę zrobić mojej mamie wykład z wirusologii. Podejście pełne ciekawości to dobry sposób na każdą sytuację. Ciekawość daje dystans, schodzi się z poziomu emocji do zaspokajania tej wielkiej potrzeby wiedzy. Przedmiotem naszych obserwacji może być sam wirus, ale także towarzyszące pandemii zjawiska społeczne, gospodarcze – wszystkiemu można się przyglądać okiem badacza.

Może Cię zainteresować:

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Przeczytaj więcej

Polityka prywatności