Milton Friedman, laureat ekonomicznej nagrody Nobla, konsekwentnie twierdził, że nie istnieje coś takiego jak darmowe obiady. Jego zdaniem, w gospodarce nie ma niczego za darmo. Konsekwencją określonych przywilejów czy zasiłków dla jednej grupy jest to, że całe społeczeństwo płaci wyższe podatki.
A jednak w Polsce edukacja jest bezpłatna. Czy w takim razie Fridman mylił się, bo fakt bezpłatnej edukacji umknął jego uwadze? Zdecydowanie nie, to zdanie jak najbardziej dotyczy edukacji w naszym kraju. Ktoś musi za to płacić i płaci. Kto dokładnie i w jakim stopniu? Rozmawiamy o tym z dyrektorem publicznej szkoły podstawowej nr 61 w Szczecinie, Bogdanem Chęciem.
W rozmowie poruszamy kwestie związane ze źródłami finansowania oświaty i wyjaśniamy na co z tych pieniędzy wystarcza szkole, w której uczy się około 500 uczniów.
W ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat wiele obszarów przestało być finansowanych z budżetu państwa, pomimo, iż te obszary wciąż wymagają finansowania. Skąd szkoła pozyskuje brakujące środki i czy może je sama zarabiać? Czy w przypadku powstania oszczędności (np. na ogrzewaniu) szkoła może przeznaczyć te środki na inne cele? Czy opłaca się jej w obecnym systemie oszczędzać?
Każda klasa i szkoła składa się z uczniów i nauczycieli tworzących indywidualną kompozycję talentów, zainteresowań i pomysłów. Na ile autonomia finansowa szkół daje możliwość lepszego wydatkowanie posiadanych środków i dostosowania programu nauczania do zainteresowań i możliwości uczniów?
Jak mądrze budować poczucie, że szkoła jest Nasza i wszyscy, zarówno uczniowie, rodzice jak i nauczyciele, odpowiadają za efektywne wydawanie środków, żeby wspólnie osiągnąć sukces jakim jest rozwój uczniów?