Dysleksja, czyli specyficzny problem w nauce czytania i pisania, to coraz częstszy problem polskich dzieci. Według danych Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, zdiagnozowani dyslektycy stanowią nawet 13% uczniów kończących szkołę podstawową, a liczba ta systematycznie rośnie. Pomimo faktu, że tę trudność wykrywamy najczęściej u starszych dzieci, ryzyko wystąpienia dysleksji możemy oszacować już u noworodków.
Dysleksja powiązana jest bezpośrednio z tak zwaną dyskryminacją mowy – zdolnością naszego mózgu do rozróżniania podobnie brzmiących do siebie słów. Niemowlęta, u których zdiagnozowano zaburzenia tej umiejętności, za pomocą monitorowania reakcji ich mózgów na określone dźwięki, wykazują większe ryzyko zostania w przyszłości dyslektykami. Problem szczegółowo zbadała i opisała w swojej pracy doktorskiej Anja Thiede z uniwersytetu w Helsinkach.
Okazuje się, że określone struktury i reakcje mózgu używane podczas mowy są powiązane z tymi używanymi podczas czytania. Dorośli dyslektycy posiadają mniejsze natężenie szarej i białej materii odpowiedzialnej za te struktury, co może wpłynąć na ich dzieci. Część badań fińskiej doktorantki wykazała bowiem, że połowa z badanych dzieci miała genetyczne predyspozycje do rozwinięcia dysleksji, gdyż miała dyslektycznego rodzica. Sugeruje to, że dziedziczne deficyty w funkcjonowaniu percepcji mowy mogą prowadzić do trudności w późniejszej nauce czytania. Potwierdza się też założenie, że dysleksja wynika z nietypowego rozwoju językowego.
Zrozumienie neurologicznych źródeł dysleksji pomoże nam wykrywać ryzyko jej wystąpienia u coraz większej ilości dzieci. Dzięki temu, będziemy mogli odpowiednio wcześnie podjąć kroki zapobiegające jej rozwojowi.
Źródło: helsinki.fi, cke.edu.pl